To nie jest kraj dla starych ludzi - Gra komputerowa w stylu Buñuela

Jacek Łaszcz
Jacek Łaszcz
Kategoria kino · 3 marca 2008

Tak, on byłby w stanie wymyślić coś takiego. Ten prowokator, obrazoburca, mistrz paradoksu i niszczyciel naszych uświęconych upodobań. Gdyby żył. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności bracia Coenowie, którzy zazwyczaj pracują na własnych tekstach, natrafili na nagrodzoną Pulitzerem powieść Cormacka McCarthy'ego i mogli to zrobić.

To bardzo dziwny film, który zmusza nas do odpowiedzi na podstawowe pytania. Bez tego nie da się niczego zrozumieć. Czy jest dobrze, czy źle? Czy jest bezpiecznie? (dobre pytanie starego Oliviera z MARATOŃCZYKA; on sam tego nie wie, a siedzący na fotelu dentystycznym Dustin Hoffman musi zgadywać - jeśli powie, tak, jest bezpiecznie, a Olivier uzna, że nie jest, dostanie uderzenie wiertłem w bolący ząb, jeśli powie, że jest bezpiecznie i będzie to zgodne z intencją Oliviera, dostanie kojący okład z dziurawca. Możliwości jest wiele, a sytuacja dramatyczna). Czy jesteśmy w życiu, czy w piekle i czym się różni jedno od drugiego, jeśli w ogóle się różni?

Nawet sytuacja wyjściowa jest trochę podobna: przypadkowo podjęty ogromny łup (tam walizka diamentów, tu walizka z dwoma milionami dolarów), uciekająca ofiara i przemyślny, chory z zachłanności dręczyciel.

Abstrakcyjnie biorąc, podobnie jak w MARATOŃCZYKU chodzi o survival: jak przetrwać w skrajnie trudnej sytuacji, jak wyjść z niej z życiem? Tyle, że w filmie braci Coenów możliwości jest znacznie więcej i mamy do wyboru przynajmniej trzech narratorów i parę postaci pobocznych, z którymi możemy się utożsamiać. Skomplikowana gra komputerowa. Zagramy? Proszę bardzo.

Czy przyjmiemy punkt widzenia zgorzkniałego szeryfa Bella z tradycjonalnej rodziny stróżów prawa (jego ojciec i dziadek też byli szeryfami), który na początku swej kariery wysyła 14-letniego chłopaka na krzesło elektryczne, bo wie, iż zabił wcale nie w afekcie, tylko dlatego, że lubi zabijać i niewątpliwie byłby to dalej robił - jak nasz Karol Kot, jeśli ktokolwiek jeszcze pamięta ów słynny przypadek. Skazanemu wszystko jedno, gdzie się za chwilę znajdzie, tak czy tak to piekło... Wybór przykry, ale okrucieństwo szeryfa płynie z wierności szlachetnej postawie humanistycznej: Primum non nocere. Najważniejsze, nie szkodzić. W głowie szeryfa siedzi jego ojciec, który dogaduje synowi, jak się zestarzał, ale sam nie potrafi już sobie wyobrazić tego dzisiejszego pokolenia zielonowłosych z kolczykami w uszach... Ba, nawet jego dziadek, który przemierza nocny krajobraz z rogiem bawolim pełnym żarzących się węgielków, żeby móc rozniecić ogień na popasie. Może i nie jest to kraj dla starych ludzi (w co nie wierzę). Oni bowiem mają już swoje miejsce: mieszkają w głowie szeryfa. Bell wie wszystko o życiu, ale nie będzie się pchał pod ogień bez potrzeby. Gdy pędzi ulicą i słyszy serię, a potem zaraz widzi uciekających bandytów, skręci w stronę ofiar. Rozumiemy go: już na początku się zastanawiał, jak ci dawni szeryfowie radzili sobie z mordercami bez broni, bo przecież jej nie nosili... Chcecie, wybierzcie ten nostalgiczny wariant. Mogłoby się wydawać po otwartym i pustym zakończeniu, że sympatia Coenów jest po stronie ostrożnego szeryfa, ale nie byłbym tego taki pewny. Chyba bym tego nie wybrał, no, może gdybym był bardzo zmęczony. Są inne opcje.

Na przykład, wybór dokonany przez imającego się różnych zajęć weterana z Wietnamu i byłego spawacza, Llewelyna Mossa. Chytrego poczciwca o gołębim sercu, który muchy by nie skrzywdził, ale porzuconą po krwawej jatce walizkę z dwoma melonami dolców weźmie, a kto by nie wziął, jak sama pcha się w ręce? Jako wyćwiczony żołnierz po wietnamskich doświadczeniach survivalowych umie sprawnie zacierać ślady, ale to przygłup. Wracać z wodą, by napoić konającego, który pewnie już dawno skonał (faktycznie!), a któż tak robi? Może lepiej byłoby ocalić kochającą go żonę, wszak dostał taki wybór, ale woli wystawić ją na nieuchronną śmierć, chroniąc walizkę. Ciekawa gra, prawda? Same rozwidlające się wybory.

Albo trzecia opcja, zdaniem wielu, najciekawsza i fenomenalnie zagrana przez Javiera Bardema. (Nie widzę lepszego kandydata do roli drugoplanowej, będzie miał Oscara zanim tekst się ukaże.). O, to człowiek bardzo skomplikowany, wysłannik piekieł, jak chcą jedni, psychopatyczny egzekutor, jak sądzą inni. Chigurh morduje wszystkich, którzy staną mu na drodze, na wszelki wypadek. Nie ma niewinnych, lepiej nie zostawiać za sobą świadków. Może z jednym wyjątkiem: jeśli zadeklarują że go nie widzą, to po co się fatygować. Albo gdy podrzucona moneta tak zadecyduje. On zawsze idzie za monetą; jeśli ktoś nie widzi w tym sensu i uchyla się od rzutu, po co ma żyć dalej? Kto nie podejmuje gry, usuwa się z życia. Ach, ci ludzie! Wciąż mówią mu to samo: Nie musi pan tego robić! A kto to zrobi? Kto posprząta?

To istotnie najlepiej skonstruowana postać. Bawi go reakcja ludzi przygodnie spotkanych na autostradzie, którzy nawet nie wiedzą, że już pora. By umrzeć i przekazać mu wóz. Dobrotliwie poucza swego konkurenta, którego schwytał w pułapkę: Cóż warte są twoje zasady, jeśli prowadzą cię do miejsca, w którym za chwilę zginiesz. Jaka w tym logika? Jest pragmatykiem, nie ma żadnych zasad, może poza kaprysem, że trzeba iść za monetą, skoro już się ją podrzuci. Moneta może kogoś oszczędzić, on nie. Chigurh boi się; nie wie, czy jest bezpiecznie, i nie wie, czy przygodny benzyniarz na stacji to wie. Stąd dziwna rozmowa penetrująca w stacji paliw, jeden z najlepszych dialogów w filmie. Ale też się nudzi. Reakcje eliminowanych są tak sztampowe, tak łatwo je przewidzieć! Ba, nawet cierpi i odnosi rany.

Widzowie opuszczający multipleksy czują się skonsternowani. Jakże to, a gdzie humana? Nie ma pożywnej papki? Taki pesymistyczny film, poplątany, skrajnie dołujący. Głupawka jakaś, czy co? Otwarte, bezsensowne zakończenie; nie ma walizki; dzieciaki w kinie - nie ma ich za wiele, bo już się zwiedziały że film przynudza, śmieją się oszczędnie i w nieodpowiednich miejscach. Tylko dzieci z filmu reagują z bezwstydną naturalnością. Śmieją się tam, gdzie trzeba, we właściwych momentach akcji. Gdy Chigurh się zagapi, patrząc jak z boku jadą na rowerkach, i w jego wóz wpakuje się z impetem jakiś nieszczęśnik. I właśnie na to nadjeżdżają te dzieciaki. Widząc kość wystającą mu z ramienia, dogadują z ekscytacją: Ale panu kość wyłazi z ramienia! Nie boli to pana? Perfekcyjny montaż, zdumiewający dialog. Jakbym słyszał rozgarniętego 6-letniego synka naszego dokumentalisty Marcela, podchodzącego do siedzących na parkowej ławeczce. Dzieci są takie niewinne!

Wreszcie pojawił się ktoś, kto sportretował amerykańską cywilizację tak, jakby to zrobił Buñuel. Sarkastycznie i surrealistycznie, w wartkim tempie, bez psychologicznej waty, ze zjadliwym poczuciem humoru; może tylko bardziej od niego optymistycznie. On nie czuł się tam za dobrze, pracując w muzeum.

Prawda wyzwala. Paradoksalnie, to wciąż pokrzepiający obraz o szansach ocalenia skóry. Jest trudno, może coraz trudniej, ale nie wolno dawać za wygraną. Statystycznie coraz więcej ludzi wygrywa. Ameryka, to kraj dzielnych pionierów. Nieprawda, że dopiero od Wietnamu to się dzieje. Nie. Tak było od samego początku. W filmie ulokowanym na progu lat osiemdziesiątych często gawędzi się o Wietnamie, wymieniając numery jednostek; pamięć jest jeszcze świeża. A co wynika z pouczającego doświadczenia Auschwitzu (o ileż jesteśmy starsi, z tym tysiącem lat historii, od ponad dwustuletnich nuworyszy, co nawet nie zdążą się zestarzeć!)? Że już się nie zdarzy? Akurat! To lekcja dla głupków, którzy mogą do woli licytować się w naiwnych zapewnieniach: Nigdy więcej! Nie tylko więcej, zawsze może być gorzej; ludzkość burzliwie się rozwija, trzeba płacić cenę. Straty po drodze są nieuniknione. Amerykanie musieli przecież wybić Indian i odebrać im ziemię, uczestniczyli też w krwawych rozrachunkach wojny secesyjnej, by stać się tym, czym są. By przetrwać. I pewnie zrobiliby to jeszcze raz, gdyby było trzeba.

Weźcie co prędzej udział w tej emocjonującej grze o przetrwanie. Idźcie do multipleksów, nim się pojawi na płytach.

 

 

To nie jest kraj dla starych ludzi
No Country for Old Men

 

Reżyseria: Ethan Coen, Joel Coen
Scenariusz: Joel Coen, Ethan Coen
Na podstawie książki: Cormac McCarthy