Wiele hałasu o nic?

Dżenis
Dżenis
Kategoria kino · 18 listopada 2002

Film ten wstrząsnął dosyć drastycznie moim wcześniejszym zapatrywaniem na temat wojny bałkańskiej.Początkowo określałam "Ziemię niczyją" w samych superlatywach,ale później,gdy emocje opadły,zauważyłam,to co mi się nie podobało i zdobyłam się na tę małą,poniższą krytykę(choś całościowo to na pewno krytyka nie jest...:)

Recenzja „ Ziemi niczyjej” w reżyserii

Danisa Tanovicia

Wiele hałasu o nic?

Zastanawiający tytuł. A do tego tajemniczy, wręcz kuszący tekst z „ Boxoffice Magazine”: „Zabójczo inteligentne, śmiertelnie zabawne”, umieszczony na tle plakatu, zapowiadający, widoczny poniżej opustoszały krajobraz z dwoma półnagimi osobnikami. Nic dziwnego, że obraz Danisa Tanovicia o NICZYM

(czyt. o tytule o „niczym” o ziemi niczyjej)

zyskał przeważającą liczbę głosów od szacownego Grona Akademii Filmowej, wygrywając tym samym z optymistyczną francuską „Amelią”( czy też wiele innych ważnych nagród: Złoty Glob 2002, MFF Cannes 2001 lub Cezar 2002 za, kolejno najlepszy: film zagraniczny, scenariusz i debiut reżyserski), skoro przecież „wielka sztuka” polega na tym, by „nic” ubrać w tragiczne historie, zniewalającą muzykę i doskonałą grę aktorską, by stało się czymś lub nawet przerosło pierwowzór, którym była rzeczywistość w tym wypadku-wojna na Bałkanach między Serbią a Bośnią i Hercegowiną. Albo odwrotnie: by „cos”, co w czasie rzeczywistym jest najpełniejsze w swoich dramatycznym wydźwięku, przemienić za pomocą kamer i sentymentalnej muzyki w łzawą historię o charakterze wojennie uniwersalnym, w NIC.

Niewielu widzów zgodziłoby się jednak z tymi negatywnymi propozycjami odbioru filmu „Ziemia niczyja”. Wzbudzający ciekawość jest sam genialny pomysł, by przekazać widzowi taki sposób pojmowania wojny-poprzez walki o nic-o znikomy kawałek ziemi, poprzez żołnierzy, leżących na niedających się przenigdy zdetonować minach. Cóż za przerysowanie. Mimo tych paru „przedobrzeń” Tanovicia w ukazywaniu okrucieństw wojny, sądzę, że w pewnym metaforycznym sensie, udało mu się poruszyć odpowiednie-bo czułe- punkty, zarówno w psychice pojedynczej jednostki(mnie jako odbiorcę filmu), jak i w strukturze psychiki człowieczej w ogóle.

A nawet, być może, dosięgnął dalej-do umysłów tych rządzących, którzy te wojny utrzymują, w szerokim tego słowa znaczeniu.

Temat filmu dość absurdalny-w rowie okopowym, znajdującym się na ziemi nie należącej do żadnej ze zwaśnionych stron(bośniackiej i serbskiej) spędza kilkanaście godzin swojego życia, trzech żołnierzy-dwóch przyjaciół tej samej bośniackiej narodowości i wydawałoby się, z góry postawiony na przegranej pozycji, ten trzeci, „cudzoziemiec”. Ich dwóch i wróg....Ale sytuacja nie jest taka prosta. Jeden z przyjaciół ma poważny problem-jest uwięziony w (na) pułapce, wcześniej zasadzonej na niego, przez nieżyjącego już serbskiego żołnierza. Uwięziony w dość specyficzny sposób, bo owa „klatka” nie ma ani wyjścia(drzwi) ani też nikt ni(e)gdy nie odnajdzie do niej klucza... Absurd urastający do tragedii z elementami czarnej komedii.

W tak ubogiej scenerii, jaką jest przecież szary i ziemisty padół, nietrudno skupić się na wciąż zmieniających się relacjach między dwoma bohaterami-wrogami, mogącymi swobodnie wyrażać swoje emocje. Każda minuta tego filmu, odgrywa bardzo ważną rolę, jeśli patrzeć na nią, jak na kolejną część fundamentu, mającą w końcu utworzyć finał historii.

Muzyka została dobrana pod względem czysto estetycznym, można by się pokusić o określenie wręcz ascetycznym tonacyjno i etnicznie-bałkańska.

Nie mamy tu wielkich bębnów, śpiewów żołnierskich, czy innych form podkreślających siłę wojskowej piersi, lecz jedynie delikatną i efemeryczną melodię chórów anielskich, które pojawiają się z początkiem obrazu i które zamykają ostatnią scenę filmu. W pozostałych partiach przygrywają nam wybuchy bomb, przeładowania kałasznikowów, krzyki i muzyka z walkmana.

Ot, cała strona muzyczna, która choć tak skromna, to doskonale udająca dźwięki realistyczne i oddająca nastrój sądu ostatecznego na ziemi. A na dodatek niczyjej. W parze z naturalistycznymi tonami połączone jest całkiem niewybredne wulgaryzowanie słowa mówionego, które także świetnie wpasowuje się w usta aktorów-żołnierzy w przepoconych, brudnych i cywilnych ubraniach. To kolejny aspekt-owa gra aktorska-czysta, niezmanierowana, skromna, wzruszająca i miejscami śmiertelnie zabawna-in plus dla filmu, niewątpliwie. Chociaż oceniając poszczególnych bohaterów, to korzystniej na pewno wypadł dla mnie Bośniak-w tej roli Branko Djuric. Bardziej wyrazisty, a nawet zawzięty w swojej walce za i dla przyjaciela. Istotnym elementem jest również światło otaczające zewsząd wszystko i wszystkich. Sceny dzieją się za dnia, prócz pierwszej, gdzie panuje mrok i mgła. Tutaj oświetleniowcy nie mogli za bardzo się wykazać swoimi umiejętnościami, lecz przecież nie taki jest cel ich pracy-by wykazać się bez potrzeby, ale by zrobić coś bez specjalnych efektów „światłowych” jasno i wyraźnie dla dobra całego zdjęciowego przedsięwzięcia. Natomiast ujęcia kamer z lotu ptaka są najwspanialszymi momentami tego filmu dla mnie. Oto nadszedł koniec-smutny bo smutny(nie takiego oczekiwałam), ale w końcu koniec-tych męczarń emocjonalnych.

Przypatrując się uważnie kolejnym scenom, odnosiłam wrażenie osobistego zaangażowania się w przebieg wydarzeń, rozwój emocji. Wśród moich uczuć, potarganych przez toczącą się gdzieś na drugim planie wojnę, odnalazłam, „dziwne zachowanie podświadomości”, przyjemny przesyt akcji(czyt. bolesnych ciosów), a to dlatego, że ja jako widz, nie o dziwo, stoję po stronie Bośniaka i tak jak on przeżywa swoje małe zwycięstwa- tu strzał w brzuch, tam cios nożem w nogę , tak ja-jako odbiorca przekazu, rozemocjonowuję się niebywale. Odczuwa masę doznań, lecz brak mu najważniejszego uczucia, uczucia spełnienia i tzw. happy endu, w wielu momentach scenariusza. Jednak najbardziej dający się zauważyć brak swoistego rozwiązania, które wydaje się było tylko jedno, nie posiada finał tejże, fakt faktem, smutnej historii.

Tanovic doskonale ukazał na tle wojny bałkańskiej, mały kawałek z jej „życia” pośród ziemi niczyjej. Udało mu się odsłonić bezsens sytuacji i szaleństwo człowieka bezradnego. I właśnie na tych zależnościach opiera się, tak naprawdę, cała beznadzieja ludzkiego odwiecznego wojowania.

Nie zaprzeczę, że film wywarł na mnie przestraszająco smutne wrażenie. Mimo tego, po odsłonie ostatniej sceny, miałam mieszane uczucia: pesymizm i rozczarowanie przeplatał się z małą, a jednak widoczną radością. Względnej sprawiedliwości stało się za dość, a po drugie, nie dająca się niczym zapełnić żałosna pustka. To jakby głosy z serca, ale umysł analitycznie „zaważył” nad sytuacją-w końcu życiem ludzkim rządzi przypadek.

I podobnie jest w obrazie bośniackiego reżysera.