Raport mniejszości - Davis, Lucas, Spilberg

:)
:)
Kategoria kino · 25 września 2002

Oczekiwałem, że z połączenia osobistości Dicka i Spilberga wyniknie coś poważnego, ale najzwyczajniej w świecie pokazali, że Hollywood rządzi, że mają gdzieś bardziej wymagającego widza. (jak np. mnie ;P)

Oczekiwałem, że z połączenia osobistości Dicka i Spilberga wyniknie coś poważnego i, o ile nie mogę zarzucać niczego pisarzowi, to reżyserowi i kolesiom, którzy w oparciu o opowiadanie stworzyli taki scenariusz, śmiać się będę w twarz. Najzwyczajniej w świecie pokazali, że Hollywood rządzi, że mają gdzieś bardziej wymagającego widza. (jak np. mnie ;P)

Ale po kolei.

Na samym początku zachwyt nad tak świetnie stworzonym światem. [choć są śmieszne niedopracowania, jednak wrażenie robi, brawa dla Dreamworks] Druga chwila miłych rozmyślań nad godnym uwagi pomysłem Dicka, pomieszania teraźniejszości i przyszłości w sposób, hmm... do niego pasujący. (i świetny smaczek zabawy przyszłością w scenie drogi do pewnego pokoju 1006 – ci którzy widzieli, to wiedzą, ci którzy nie, nie dowiedzą się, póki nie obejrzą.) Niestety, po kilku chwilach zachwytów film przemienia się w kolejną wersję Ściganego. Nawet chodzi o to samo. Niewinny człowiek ucieka przed policją, starając się cały czas rozwiązać zagadkę zbrodni, by udowodnić, że to nie on ją popełnił. (Z tym, że do niej – tej zbrodni - dopiero ma dojść)

Wszystko to już było. Dodatkowo jedna ze scen – walka w hali montażowej samochodów, tak bardzo przypomina walkę z Ataku klonów – również z linii produkcyjnej (nawet „uwiezienie” ręki to samo) Czyżby Spilberg pozazdrościł Lucasowi? Co najmniej dziwne. ;) (jest jeszcze jedno zaciągnięte rozwiązanie – może to specjalnie?)

Film miejscami, aż rozbraja swoją prostotą i wręcz żałosnym humorem. Dużo jest momentów, gdzie aż się chce wyć, choć szybka akcja wciąga.

Końcówka to lekka dłużyzna, która przemienia się w tragiczne wprost zakończenie, cholernie amerykański happy end.* To chyba najbardziej złości, nie ma w niej tak wspaniałej, pachnącej Dickiem dwoistości, bo niby dlaczego miała by się tam znaleźć? Streszczając ambitne przesłanie filmu można to określić np. tak „nie wierz w przeznaczenie, bo zawsze sam możesz zadecydować”. Szkoda tylko, że jest to tak prosto rozwiązane.

Cóż, z takiego materiału można by skręcić kilka ciekawych filmów, każdy mógłby rozwinąć inny wątek, inne wątpliwości, po których Raport mniejszości ledwie się ślizga. Na przykład dlaczego nie skupić się bardziej nad wątpliwością, czy jeżeli morderstwu zapobiegnięto przed jego dokonaniem, i miała to być zbrodnia w afekcie, to czy właściwe jest skazanie takiego mordercy?

----

* - Amerykański happy end, to w skrócie mówiąc zakończenie dla głąbów, którym w kilku słowach należy wyjaśnić o co chodziło w filmie i jak się to skończyło. (Z dopiskiem „i żyli długo i szczęśliwie”.)