Jeśli ... Internet fascynuje was jako zjawisko, bez konkretnych uzasadnień; jeśli na domiar lubicie specyficzny język marketingu, to jest to książka dla was!
Don Tapscott i Antony D. Willians będący myślakami pierwsza klasa postanowili napisać książkę o niebezpieczeństwach, jakie niesie ze sobą Internet i o tym, jak przyniesie koniec starym modelom korporacji. Pracując na nią, korzystali z wywiadów, jakie udało im się przeprowadzić z aktywnymi tego świata i które z pewnością byłyby dość interesujące, gdyby nie były wyrwane z kontekstu i opatrzone fabularnymi didaskaliami na poziomie Kubusia Puchatka. W swojej książce gruntownie opisują m.in. podstawy koncepcyjne i środowisko twórców Wikipedii, Google, Amazon, Digg czy flickr. Taki dobór materiału to – przyznacie sami – świetny przepis na światowy bestseller. Tym bardziej, że nie trzeba się martwić o promocję. Wystarczy już tylko skomponować kolorową okładkę, wymyślić chwytliwy podtytuł i możliwie szybko przetłumaczyć dzieło na jak najwięcej języków, tak aby trafiło do krajów, gdzie słowo Internet wiąże się z jakimiś konkretnymi skojarzeniami. Aha, no i najważniejsze – trzeba jeszcze zapełnić czymś środek. Przecież jeśli książka będzie miała mniej niż 400 stron, ktoś może pomyśleć, że zakup to strata pieniędzy. Czym najlepiej wypełnić dzieło o strukturach społeczeństw internetowych? Bezcennymi informacjami, uważną argumentacją i optymistycznym idealizmem.
Zacznijmy od informacji. Czy wiedzieliście, że ludzie urodzeni w latach 1988-89 w większości mają teraz 20 lat? Albo że Internet umożliwia komunikację na niespotykaną wcześniej skalę? Te i wiele innych, równie ciekawych informacji, znajdziecie w nowej książce o globalnej współpracy. Oczywiście to nie wszystko. Autorzy, na wypadek gdyby czytelnik był troglodytą o czasie koncentracji rzędu 10 sekund (spokojnie, ja wyciskam 15 po dobrze przespanej nocy), pewne uwagi zwykli powtarzać co parę stron. Dlatego nie trzeba się przejmować, jeśli się czegoś nie przyjęło do świadomości, jest bardzo możliwe, że po paru repetycjach natkniemy się jeszcze na cały rozdział poświęcony poruszonemu wcześniej zagadnieniu.
W książce natkniemy się na trzy główne rodzaje informacji: tautologiczne (które koncentrują się w pierwszej jej części), nie interesujące (których najwięcej jest chyba pod koniec) i ciekawe, ale rozsiane są pobieżnie po całej książce. Ponadto znaleźć możemy dużo wiadomości fragmentarycznych, bądź też ukazanych niczym prawda objawiona. Początek książki bardzo przypomina język, którym niegdyś pisane były artykuły naukowe w Przekroju, który to co tydzień serwował nam nową rewolucję na naszych oczach zmieniającą obraz świata. Tako rozkład ciekawostek pozwala szybko poznać się na recenzencie. Jeśli stwierdzi, że w Wikinomii nie ma nic godnego uwagi, oznacza to, że wymiękł w 1/4.
Jeśli twierdzi, że w książce są same istotne rzeczy, to możemy śmiało założyć, że jej nie przeczytał, albo pracuje w dziale marketingu, to znaczy przeczytał ale nie zrozumiał. Właściwie na jedno wychodzi.
Jeśli chodzi o poziom argumentacji, najlepiej będzie zacytować fragment samej Wikinomii: „Krytycy blogosfery zarzucają jej, że ta nowa ogromna dżungla głosów przyczynia się do zwiększenia szumu w środowisku medialnym, które i tak jest już przesycone informacjami. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę fakt, iż na świecie istnieje 50 milionów blogów, codziennie zamieszcza się w nich 1,5 miliona wpisów, a co sekundę powstają kolejne blogi, to można by pomyśleć, że w tych zarzutach jest wiele racji. Jednak w ostatecznym rozrachunku argumenty malkontentów są banalne (sic!)" (s. 67-68). Nic więcej na ten temat w książce nie znajdziemy. W tym jednym, zacytowanym przeze mnie w całości akapicie zawarta jest cała analiza problemu. Kontrargumenty i rzeczowe z nich wybrnięcie (czasem zarzuca przeciwnikom krytykę społeczności jako „współczesnych przyczółków komunizmu"). Posłuchajcie, wy wszyscy, którzy myślicie, że w Internecie ilość nie przeradza się w jakość: jesteście głupi! I basta!
Z czasem, trzeba przyznać (mniej więcej od setnej strony), zaczynają się pojawiać bardziej rzeczowe argumenty zarówno za jak i przeciw różnym formom organizacji społeczności/globalnych systemów współpracy. Dzieje się tak jednak w stosunkowo niewielkiej ilości przypadków, autorzy wolą koncentrować się na dużej ilości nieistotnych szczegółów, niż powiedzieć coś nowego lub możliwie szeroko opisać problem. Nie zmienia to faktu, że pierwsze dwa rozdziały książki to pseudoidealistyczny bełkot, którego lektura jest stratą czasu. Autorom nagminnie myli się słowo „rewolucja" ze słowem „ewolucja". Pojawiają się wielkie hasła i wielkie idee wieszczące koniec świata takim, jakim go znamy. Wygłaszane są raz po raz truizmy, uogólnienia, uproszczenia; wszystko to podawane językiem dobrego marketingowca, na który osobiście jestem uczulony, w którym tezy o informatycznej rewolucji mieszają się z truizmami informującymi czytelnika, że kiedyś od młodych ludzi będą zależały losy tego świata. Na Dzeusa, Sokratesie, masz rację!
Na uwagę zasługuje nie tyle treść Wikinomii ile zastosowany przy jej pisaniu niezły chwyt marketingowy. Otóż autorzy uznali, że nie chce im się pisać ostatniego rozdziału i zaprosili do współudziału swoich czytelników, którzy zredagowali go używając technologii wiki. Jak się często pisze w takich wypadkach, konsekwencje przerosły przewidywania autorów i projekt wkrótce zmienił nazwę na Wikinomics Playbook (wersja pdf do ściągnięcia) i stał się tworem dość integralnym. Długo zastanawiałem się, czy włączyć tę 40-stronicową książeczkę do swojej recenzji, ale w końcu nie zdecydowałem się na to, ponieważ najwyraźniej wydawca również o tym nie pomyślał (chociażby dlatego, że projekt nie został przetłumaczony). Wikinomics Playbook miał być wydany jako oddzielna publikacja i jeszcze jako uzupełnienie wcześniejszego wydania (tak również możemy przeczytać w materiałach na stronie). Niestety autorzy zastosowali otwartą licencję CC-BY-NC-SA, która ze względu na zapis NC pozwala jedynie rozdawać lub drukować Wicinomics Playbook do własnego użytku. Dzięki temu nie muszę odnosić się do pseudonaukowych, zdawkowych tez, którymi jest wypełniony, choć zaręczam, że jest to ciekawsza lektura od samej Wikinomii.
(Ostatnią rzeczą, nad którą warto jest się zastanowić, jest stosowanie przez wydawnictwo słowa „Internet" pisanego małą literą. Zazwyczaj w prasie technicznej stosuje się poprawny zapis wielką literą, argumentem za literą małą jest traktowanie Internetu jako medium takiego jak radio czy telewizja. Jeśli jednak mowa jest o prosumentach i kształtowaniu Internetu przez odbiorców, równie dobrze moglibyśmy nazwać „medium" bibliotekę czy wypożyczalnię filmów. Wydaje mi się to trochę nieprzemyślane).
Osobiście jestem zdania, że nowoczesne serwisy społecznościowe i architektura tzw. sieci web 2.0 są zjawiskiem precedensowym. Towarzyszący temu rozwój informatyzacji i technologii sprawia, że świat zmienia się bardzo dynamicznie. Coraz cenniejsza jest informacja, digitalizacja kultury wymusza na producentach i artystach gruntowną zmianę systemu dystrybucji. Komunikacja na poziomie ogólnoświatowym stała się jednocześnie prosta i tania. Zupełnie naturalnie rodzi się pytanie o sens, kierunek i rodzaj zmian, które dzieją się na naszych oczach. Jeśli naprawdę interesuje was ta kwestia, nie czytajcie książki Wikinomia. O globalnej współpracy, która zmienia wszystko. To strata czasu, lepiej samemu zobaczyć, jak funkcjonują najciekawsze serwisy, poznać ich siłę i słabość. I w najbardziej interesujących przypadkach doczytać informacje o kulisach powstania i organizacji takich społeczności.
Jeśli natomiast nie macie o tym najmniejszego pojęcia, a Internet fascynuje was jako zjawisko, bez konkretnych uzasadnień; jeśli na domiar lubicie specyficzny język marketingu, to jest to książka dla was! Autorzy poświęcili naprawdę niemało wysiłku, aby ich książka osiągnęła sukces. Poza tym Wikipedii, jak innych bestsellerów wcale nie trzeba czytać, wystarczy postawić ją sobie na półce w widocznym miejscu. Wygląda całkiem mądrze i nie odrzuca jak dzieła filozofów. W końcu ma ładną, kolorową okładkę. A jeśli ktoś zapyta, o czym jest, spokojnie można odnieść się do opisu z angielskiej Wikipedii. Zupełnie wystarczy.
Wikinomia.
O globalnej współpracy, która zmienia wszystko
Don Tapscott, Anthony D. Williams,
Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne,
Warszawa 2008
Autor powyższej recenzji jest aktywnym użytkownikiem internetowych serwisów społecznościowych, pracował również nad importem do polski pierwszego „wolnego" telefonu komórkowego Neo FreeRunner.