Czterolatek patrzy na krzyż

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria felieton · 8 sierpnia 2021

Ciągła obecność krzyży w miejscach publicznych oraz ich nadreprezentacja w naszej kulturze, spowodowała, że zapominamy o tym, co tam się właściwie znajduje. Jeśli uwolnimy ten artefakt — to zda się dobre słowo — od religijnego kontekstu, który mamy w głowach nawet niewierzących, to zobaczymy przybitego do krzyża człowieka. Trupa.

Zdaję sobie sprawę, że w Polsce w większości ludzie niewierzący to niewierzący chrześcijanie, czyli ludzie, którzy odrzucili wiarę w bogów, ale tak naprawdę obrośli w ten religijny tłuszczyk znaczeń i zasad. Dla nich ta historia wydaje się oczywistą opowieścią, ten symbol zawsze jest właśnie symbolem.

Kiedy jednak czterolatek patrzy na olbrzymi z jego perspektywy krzyż stojący przy drodze, widzi tam scenę pełną okrucieństwa. Człowieka przybitego do krzyża przez innych ludzi. Dla dziecka wychowywanego areligijnie, jest to rzeźba trupa.

Wiedziałem, że tych figurek upamiętniających bezmiar ludzkiego okrucieństwa jest w Polsce dużo. Wiedziałem, ale dopiero przemieszczanie się po naszym kraju z synem uświadomiło mi, jak dużo. Często, wg mnie za często, słyszę: O, znowu ten człowiek przybity do krzyża.

I moglibyśmy tutaj rozwodzić się na temat wolności religijnej, do której przekonał się nawet lider PO (dziwne, bo zawsze mi się ta partia wydawała bardzo katolicka, szczególnie wtedy, kiedy rządziła — nie pamiętam prób usunięcia krzyży ze szkół przez rządzących w tamtych latach ani nawet wspierania takich prób), ale poświęcę temu tylko chwilę, bo przecież ciekawsze jest coś innego. Oznaczanie terenu swoimi symbolami religijnymi jest próbą jego przejęcia. W takich warunkach trudno mówić o jakiejkolwiek wolności.

Pomyślmy jednak także o epatowaniu okrucieństwem. Przecież za tym krzyżem stoi właśnie ta opowieść. Przybijanie do krzyża to coś więcej niż zabicie kogoś. To dokonanie tego ze szczególnym okrucieństwem. Dziwić mogłoby, że w kulturze, w której staramy się wygładzić wszelkie opowieści dla dzieci, w której mówimy, że nawet animowana przemoc w grach jest zła, w której walczące ze sobą ludziki LEGO oznaczamy PEGI 7, w której niektórzy uważają, że czytanie Janka Muzykanta jest niewłaściwe w szkole podstawowej ze względu na sceny przemocy… Dziwić by mogło, że wśród takiego lukru pozwalamy na obecność takiego okrucieństwa. I to umieszczonego w tylu miejscach, że nie sposób go omijać. Mogłoby dziwić, gdyby uznać ludzi za gatunek myślący racjonalnie.

Oczywiście spodziewam się tutaj racjonalizacji. Opowieści o tym, że to ważna kulturowo opowieść i wszelkich innych tego typu bajań. Dla mnie jednak mity są właśnie mitami. Przedstawiającymi świat nie takim, jakim jest, ale jakim wydawał się być w czasach, w których powstawały. Mniej lub bardziej interesujące historyjki. Częstokroć budujących mylny obraz świata. Obraz, którego trudno później się pozbyć.

Spodziewam się racjonalizacji, bo człowiek nie jest racjonalny, ale na pewno racjonalizujący.