Moda na brody, koszule w kratę, barber shopy i vintage nie wzięła się znikąd. Od kilku lat obserwuję wzmożone zainteresowanie designem, modą, muzyką i literaturą lat 50 i 60. Albo dwie pierwsze dekady XXI w. były tak nudne, że jesteśmy skazani na odtwórczość, albo przed siedemdziesięciu laty wydarzyło się coś naprawdę rewolucyjnego i wciąż aktualnego. Intuicja podpowiada mi, że w obu kwestiach, jest coś na rzeczy. BRAKUJE nam ambitnych zamordystów , wzbudzających popłoch innowatorów i wizjonerów, pół-ludzi, pół-bogów, wybitnych osobowości, którzy wyrwaliby nas z marazmu albo wzbudzili w nas iskrę do życia w tym piekle fabryk i ulic. – napisał Charles Bukowski w „Oczach jak Niebo” w ’72. Od tamtego czasu, nie wiesz Buk, jak niewiele się zmieniło. Z tą różnicą, że świat bardziej się skomercjalizował, umarła ideologia i poezja.
Charles Bukowski był tego rodzaju gościem, którego nigdy nie chciałoby się poznać osobiście, ale gdy się go czyta, nie mam wątpliwości – reprezentuje najbardziej ekscytujące, absorbujące i uzależniającego pisarstwo. Za sprawą wydawnictwa Noir Sur Blanc, ukazało się w nowym wydaniu 10 pozycji – „mesjasza” outsiderów. Gdybyśmy jednak podejrzewali Buka o najmniejsze ciągoty do męczeństwa, bardzo się rozczarujemy. Niespecjalnie dbał o swój wizerunek. Gdyby nie uwiedzeni urokiem wielbiciele, historia prawdopodobnie szybko by o nim zapomniała. Bukowski stał obok życia i obserwował kolejne pokolenia. Przyszło mu żyć w ciekawych czasach; ruch beatników, pierwsza fala baby boom, potem hipisi, wreszcie koniec zimnej wojny. Sam mówił, że chce dożyć roku 2000. Zabrakło mu raptem 6 lat. Pisał do końca. Był wyjątkowo płodnym autorem; napisał kilka tomików wierszy i ponad 50 powieści i opowiadań. Zaczekajcie jednak, zanim rozsiądziecie się wygodnie, w fotelu z książką. Buk wierzył, że Wielcy poeci toną w kiblach pełnych cuchnącego gówna. Nigdy nie dowiemy się czy uważał się za „wielkiego pisarza”, ale na pewno chętnie spędzał czas w najbardziej obskurnych miejscach w Stanach. Spodziewajcie się, że życio-pisanie Bukowskiego będzie; brudne, beznamiętne, cyniczne, realistyczne, ostre jak nowa żyletka. Nie opędzicie się od natrętnych fantazji seksualnych, rozklekotanych samochodów, barowych moli i whisky. Pozbawione zbędnej metafizyki i przesadnego artyzmu, opowiadania mają swój pociągający urok. „Historie o zwykłym szaleństwie”, czyta się dobrze ze względu na precyzję języka i intrygujące spostrzeżenia o współczesnych.
Pokażcie mi waszą muzykę i literaturę, a powiem Wam w jakich czasach nie żyjecie! Koniec drugiej wojny światowej i początek ekonomicznej prosperity Zachodu na początku lat 50, są genezą współczesnych Stanów Zjednoczonych. Space Age w przemyśle samochodowym, ekspansja przedmieść (pod koniec szóstej dekady już 1/3 obywateli USA mieszkała na przedmieściach), pierwsze restauracje drive-in, karty kredytowe, nowe trendy modowe. W czasach, kiedy kapitalizm zaoferował każdemu przyzwoitemu Jonesowi mały sukces, pojawił się defetystyczny ruch Beat Generation. Grupa artystów; poetów, prozaików, malarzy, muzyków, tworząca bardzo wpływowy nurt w amerykańskiej sztuce i kulturze, przedsmak idącej rewolucji seksualnej i pokolenia dzieci kwiatów. Wśród najbardziej znaczących twórców wymienia się: Allena Ginsberga, Jacka Kerouaca, Williama Borroughsa, Gregorego Corso, Luciena Carra i … Charlesa Bukowskiego. Komercjalizacja rozrywki, rygorystyczne konwenanse, i tak charakterystyczny dla Amerykanów, wyścig szczurów, stworzyły podatny grunt, pod działalność wrogiego przyziemności – pokolenia „beat up”. Powszechnie, pod tym stwierdzeniem, miało się na myśli wykolejonych ludzi, którzy nie chcą żyć jak automat w industrialnej Ameryce. Dużo piękniej i celniej interpretuje, profesor kultury Indotybetańskiej na Uniwersytecie Columbia, Robert A. F. Thurman – Beat Generation nie ma związku ze słowem „beat up” tj. sponiewieraniem, pobiciem, wypadnięciem na margines, lecz raczej z „beatific” – uszczęśliwieniem, błogosławieństwem, ciałem radości. Marzeniem młodej generacji w latach 50, była wolna miłość, eksperymenty z narkotykami, dalekie podróże autostopem lub kradzionymi samochodami. Dobitny dowód znajdziemy w książce-manifeście – „W drodze”. Trzeba przyznać, że część szalonych przygód bitników, miała miejsce tylko na kartach ich powieści i wierszy, ale najważniejsze, że ich pragnienia dały początek młodzieżowej rewolcie w następnej dekadzie i jeszcze głębszej rewolucji w obyczajach, modzie, muzyce, sztuce i polityce.
Charles Bukowski jest czasami zaliczany do wyżej opisanego ruchu Beat Generation. Osobiście nie zgadzam się z taką klasyfikacją i wierzę, że sam zainteresowany przyznałby mi rację. w branży artystycznej największa ściema polega na tym, że istnieje kilka małych snobistycznych grupek poetyckich, które zaciekle walczą o władzę. moim zdaniem największą jak dotąd tego typu ekipą jest stara szkoła BLACK MOUNTAIN. – w ten sposób pisał o ulubionym wydawnictwie bitników. Bukowskiego odróżnił od Kerouaca czy Borroughsa jeszcze minimalizm literacki i brudny realizm. Bliższe mu były przelotne znajomości z prostytutkami, pijakami, kierowcami ciężarówek, ubrudzonymi smarem mechanikami, niż eleganckimi studentami collegeów i wytwornymi profesorami literatury. Nie zajmował się też metafizyką wschodu; hinduizmem i buddyzmem, tak chętnie eksplorowanymi przez bitników. Nieustępliwie krytykował wszelkie przejawy komercjalizowania i ugładzania literatury i poezji: w gruncie rzeczy powstająca dziś, ogólnie akceptowana poezja jest jakby od zewnątrz wyłożona glazurą, gładka i śliska , a w jej środku, w świetle słońca, ma miejsce spajanie słowa ze słowem, i to w dość metaliczny i nieludzki sposób lub pod niby-zagadkowym kątem. to poezja dobra dla milionerów i otyłych krezusów, którzy będą wspierać jej autorów, pozwalając im przetrwać, bo cały sekret polega na tym, że ten, kto swój, jest w porządku, i cholera z resztą. ale takie wierszydła są nudne, tak nudne, że tę nudę bierze się za ukryty sens – bo sens jest ukryty, a jakże, i ukryty tak dobrze, że go tam w ogóle nie ma. Niechęć do otaczania się „swojską ekipą” sprawiła, że raczej bez większych chęci pełnił rolę mecenasa młodych utalentowanych nowicjuszy. Swoich oddanych czytelników widział bardziej jako narzędzia do utrzymania płynności finansowej niż autentycznych przyjaciół. Nie lubił publicznych odczytów swoich prac na uniwersytetach. Przyjmował jednak niektóre, tego rodzaju propozycje, bo były okazją do podróży i wypicia dużej ilości alkoholu. Co ciekawe w latach 50, publiczna recytacja wierszy przez ich autora, potrafiła gromadzić tysiące ludzi i być atrakcyjną formą zarobkowania. Bukowski jednak częściej parał się prac fizycznych niż rozrywkowo-artystycznych; np. przez parę lat pracował jako listonosz. Doświadczenia w tym, jak się okazuje, ciekawym zawodzie spisał i wydał jako powieść o takim samym tytule.
Od początku lat 60, siła oddziaływania poezji malała, żeby prawie całkowicie zniknąć w naszych czasach. Na polu bitwy silniejszą pozycję zaczęła zajmować profesjonalizująca się muzyka rozrywkowa. Pierwsze symptomy kryzysu dość wcześnie zdiagnozował Bukowski pisząc: jednocześnie co 2-3 lata, ktoś z kręgów akademickich, chcąc utrzymać pozycję w strukturach branżowych (a jeśli myślicie, że Wietnam to piekło, powinniście zobaczyć, co odstawiają te tak zwane mózgi, jątrzące i walczące o władzę na swoich małych podwórkach), wydaje jakąś odgrzewaną kolekcję tej samej glazurowanej i drętwej poezji i nazywa ją NOWĄ POEZJĄ albo NAJNOWSZĄ NOWĄ POEZJĄ, choć to dokładnie ta sama znaczona talia. Faktycznie, po zmierzchu popularności bitników, poeci odgrzewali te same lub podobne zabiegi, ale nie wznieśli się choćby odrobinę ponad zwykłą przeciętność wyrazu i stylu. Dzisiaj, dyskusja o poezji zeszła do podziemia i jej miejsce zastępuje polemika na temat granic innowacyjności w obrębie popu i rocka. Co prawda przedmiot sporu się zmienił, ale krytyka Bukowskiego wobec ugładzonej, poprawnej, zachowawczej i finansowanej z góry, twórczości artystycznej jest nadal niezwykle aktualna. Charles Bukowski powinien być czytany przez każdego maniaka vintage. Nie dlatego, że operuje tak precyzyjnym językiem, że słowa będą „stapiać” się z waszym strumieniem myśli, ale po to by poznać prawdę o wyobcowanych, odrzuconych, dziwakach Ameryki, kiedy prawdziwe przygody były jeszcze możliwe.
----------------------------
Tekst publikujemy dzięki uprzejmości autora. Źródło: Loix