Stalinizmu na szczęście nie doświadczyłem. Mało tego, urodziłem się równe 6 lat po śmierci Józefa Wissarionowicza Stalina.
Tę pełną strachu i terroru epokę znam jedynie z przekazów: rodzinnych i z literatury.
Wiem, że wówczas ludzie bali się nawet nieprawomyślnie pomarzyć i że normą było odgadywanie życzeń władzy. Był to dobry czas dla różnego rodzaju wazeliniarzy i delatorów. Na skutek ich donosów i nadgorliwości niewinni ludzie znikali na długie lata lub na zawsze...
Dziś nie potrzeba nikogo zsyłać do obozów lub zamykać w więzieniach. Wystarczy pozbawić pracy. Na różne sposoby. Z nadgorliwości można zmusić do odejścia. Można też z chęci przypodobania się władzy zaszczuć, wmówić, że nie pasujesz do układu. Chętni do poparcia znajdą się zawsze, bo wiadomo: kto nie z nami, ten przeciwko nam.
Więc siedzę i piszę sobie a muzom. Boję się jednak, że w pewnym momencie popełnię literówkę i zamiast DEPARTAMENT SPRAWIEDLIWOŚCI napiszę DUPARTAMENT PRAWOŚCI.
A jak już popełnię taką literówkę, to zniknę w czarnej dziurze ludzkiej podłości. I, że ktoś za kilka miesięcy wyciągnie mi to znienacka na dowód, jaki to ze mnie parszywiec. A ja po prostu na duportografię cierpię, no dysortografię mam...