Przy okazji nadchodzącego kolejnego Dnia Niepodległości warto się zastanowić, cóż znaczy ta niepodległość państwa dla jego obywatela. Czy powinna być jedynie hasłem tkwiącym w nim, obowiązkiem do spełnienia, a więc ograniczeniem? Czy możliwością do realizowania samego siebie bez strachu?
Czy niepodległość państwa to także niepodległość obywatela?
Kiedy pomyśleć o ludziach, o Polakach, którzy w środę będą woleć pozostać w domu, aby nie narażać się, nie nadziać, nie spotkać tych od nich prawdziwszych o nieukierunkowaną agresję oraz o potrzebę wyrażenia niepewnej radości w aktach nienawiści do wszystkich, którzy polskość rozumieją inaczej oraz do wszystkiego, co rozkładając się na czynniki pierwsze, przyniesie autentyczną dumę… Kiedy pomyśleć o ludziach zostających w domu 11 listopada, to należy wątpić, że ową niepodległość obywatel posiada. Kiedy pomyśleć o ogniu, który znów może zagościć w naszej stolicy, ale nie po to, aby oczyszczać ją ze zła, raczej z różnorodności… Kiedy pomyśleć, że wielu mieszkańców nadwiślańskiego kraju uważa, że patriotą czyni ich między innymi fakt, że wierzą w konkretną wersję stworzenia świata… Kiedy pomyśleć o… to należy wątpić, że ową niepodległość obywatel posiada.
Nie jest jednak tak, że wolności obywatela Polski zagrażają tylko zaciśnięte pięści chłopców, którym zdarza się w swe patriotyczne poczynania wplatać hasła i estetykę hitlerowców, co w tym roku we Wrocławiu było aż nadto widoczne na plakacie, który Marsz Niepodległości reklamował plagiatem nazistowskiej propagandy. Zagrażają owej wolności, sumiennie wywalczanej przez pokolenia, zabory językowe.
Bo to właśnie już w języku zostaliśmy przez prawicowo nastawione środowiska ustawieni, to prawicowe myślenie narzuca swoje rozumienie narodu, polskości, patriotyzmu, a także spraw – zdałoby się – bezpośrednio z tymi niezwiązanych.
Kobiecość i męskość, a właściwie myślenie o kobietach i mężczyznach, pojawiają się w dyskusjach społecznych i przy stołach rodzinnych niczym kserokopie wyimaginowanego świata. Są prezentacją mitycznych ról nadanych przez nieistniejące bóstwa. I zda się, że im bardziej te bóstwa nie istnieją, tym bardziej określone przez nie role zostają narzucane.
Podobnie sprawa ma się z aborcją.
I to, co najlepsze w książce Pro, to właśnie próba wyrwania samego pojęcia aborcja z miejsca, w które wrosło. W jakie miejsce wrosło?
Tak w Polsce, jak i w USA usuwanie ciąży wypada traktować jako zło. Nawet jej zwolennicy częstokroć zdają się walczyć nie tyle o prawo kobiety do wyboru własnej drogi, ale o prawo do wyboru mniejszego zła. Tymczasem sprawa ma się zupełnie inaczej.
Katha Pollitt pisząc swój esej, prowadzi nas nie wydeptaną ścieżką banału, ale przez gąszcz faktów i logicznych zależności. Pro prawie na każdej stronie rozprawia się ze skrótami myślowymi, niejednokrotnie wskazując, do jakich konsekwencji doprowadziło nas myślenie o aborcji z narzuconej perspektywy.
W końcu nie o samą aborcję tutaj chodzi, ale o wagę, jaką przypisuje się ciąży, a co za tym idzie kobiecie. O to, jak próbuje się słowo zarodek zastąpić słowem dziecko. Jak przekłamuje się bez naukowych podstaw język, któremu potem każe się kształtować rzeczywistość. I w oparciu o który próbuje się tworzyć moralne sądy. Jak bardzo chce się, aby powtarzane po wielokroć kłamstwo stało się wreszcie prawdą.
Czy chroniąc zarodek, nie przedkładamy jego istnienia nad życie dorosłej osoby? Czy gotowi bylibyśmy z równą zaciętością co prawicowe media walczyć i przekłamywać rzeczywistość, gdyby szło o mężczyzn? I czy po raz kolejny nie mamy wrażenia, że ktoś próbuje w imię wyższych racji pozbawić jednostkę prawa do decydowania o sobie?
Może zamiast od zarodków, zacznijmy od kobiet? I to właśnie proponuje autorka Pro.
Odbrązowić mit ciąży oraz mit macierzyństwa nie jest łatwo. W wersjach serwowanych od wieków, opowiadanych w najstarszych mitologiach, w księgach świętych i mniej świętych… mity nadal mają wiernych wyznawców. Tym bardziej, że same mity zostały wzbogacone o baśnie oraz legendy – te spisane oraz te przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie. Ciągle rzesza ludzi woli odwoływać się do nakazów moralnych wyimaginowanych bóstw, niż przyjrzeć się faktom, niż zderzyć się z tu i teraz.
Książka Pro nie stanowi tylko próby popchnięcia sprawy naprzód. Nie jest to uświadamianie nieuświadomionych. Pro to raczej przestroga. Ostrzeżenie. Zwrócenie uwagi, że jeśli chodzi o prawo kobiet do ich własnej cielesności, to obecnie nie grozi nam zastój, ale raczej regres. To, co wywalczone, powoli zostaje zabrane.
W Polsce takie ostrzeżenie wybrzmiewa aż nadto prawdziwie. Zabrano kobietom wiele możliwości. Ale – jeśli przyjrzeć się publicznym debatom – jeszcze można im wiele zabrać. I chce się zabrać. Katha Pollitt zwraca uwagę, że ten regres ma również miejsce w USA.
Ci, którzy z uporem nazywają się obrońcami ludzkiego życia powszechnie je znieważają. To, o co tak naprawdę walczą, nie jest dbaniem o życie, ale chęcią zawładnięcia nim. Decydowania za innych. Łatwo zauważyć, że tutaj także ktoś robi kurwę z języka, aby osiągnąć swój cel.
Czytając Pro natrafimy na rozbudowany wywód, którego nie powinno się pomijać przy tak drażliwym i ważnym tematem, jakim jest aborcja. To książka, którą powinni poznać nie tylko ci zgadzający się z poglądami autorki, ale przede wszystkim ci tkwiący pomiędzy.
Jeśli uważasz, że aborcja to zło, które można dopuścić, to przeczytaj Pro. Jeśli zawierzyłeś wywodom opartym o skróty myślowe, przeczytaj Pro. Jeśli uważasz, że aborcja nie powinna być w ogóle dozwolona, przeczytaj Pro. Jeśli po lekturze uznasz, że masz odpowiednie kontrargumenty, to napisz o tym.
Pamiętaj tylko, aby nie odwoływać się przy tym do wyimaginowanych instancji.
Dlaczego warto mówić o aborcji w kontekście Dnia Niepodległości? Bo warto myśleć o wolności jednostki w taki dzień. To odpowiedni ku temu czas. W tym czasie wszelkiego rodzaju izmy próbujące zabrać mi moje, próbujące zabrać mi mój język. Właśnie jutro może okazać się, że – podobnie jak tysiące Polek, które dokonały aborcji – nie jestem prawdziwym Polakiem. Że więcej niż w nas polskości tkwi w chłopcach tkwiących w nacjonalistycznej retoryce. Że jesteśmy mniej godni bycia Polkami/Polakami niż Bogdan Chazan, który niejedną aborcję ma na swoim koncie.
Ale jeśli nie jestem prawdziwym Polakiem, to jakim? Czekoladowym?
Michał Domagalski
Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji
Katha Pollitt
Tytuł oryginalny: Pro: Reclaiming Abortion Rights
Liczba stron: 276
Krytyka Polityczna, 2015
-------------------------------------------------------------------
wykorzystano zdjęcie ze strony flavorwire.com oraz zdjęcia plakatów (znalezione na fb)