Jeśli jednak chcemy popchnąć karierę zawodową do przodu…
Przełożony, mimo niechęci Bohatera, obliguje go do poznania. Pozornie do poznania tylko jednej osoby, ale tak naprawdę teraz nasz Bohater zobaczy świat. Teraz wręczcie – wyrwany z zamknięcia – będzie patrzył na otaczające go budynki, na ludzi poruszających się obok niego po mieście. Kamera – bo to w końcu film, a w tym medium nie tylko fabuła, ale i obraz przekłada się na treść – śledzi tło. Tło, które buduje świadomość Bohatera.
Dotychczas oderwany od świata, zatrzymany w bańce mydlanej czuł się… bezpieczny? Może dlatego nie chciał poznawać? Może bał się odkryć prawdę? Kamera przygląda się jego twarzy, na której panuje pozorny spokój. Gdzieś w środku powoli rodzą się emocje. Budzi się nowe. Budzi się na nowo stare. Budzi się prawdziwa tożsamość Bohatera. Część jego tożsamości.
Kim są rodzice Bohatera? Dlaczego nie żyją? Czy wiara w wartości, wśród których wyrósł Bohater, jest wiarą prawdziwą? Czy poznanie świata na zewnątrz nie zmieni zupełnie jego życia?
To pytania trudne. To pytania, które czasami powinna zadawać sztuka. To pytania, z którymi powinna borykać się także Muza z przypiętym na piersi numerem dziesiątym. Wśród koleżanek jest może najmłodsza, ale to nie znaczy, że poświęcać ma się wyłącznie rozrywce. Niech czasami podejmie z nami rozmowę. Niech powie coś innego niż, artykułowane z przesadnym uśmiechem rodem z reklamy pasty do zębów: Chciałabym, żeby był pokój na świecie.
Dla owej Muzy to pytania o tyle ważne, że jej tożsamość wcale nie jest bułką z masłem. Raczej – pozwalając sobie na parafrazę cytatu z Forresta Gumpa – pudełkiem czekoladek. Musi w końcu zastanowić się, czy powinna stanąć na scenie w greckich szatach, czy raczej w futurystycznej kiecce wybieranej przez niektóre gwiazdy oscarowej gali.
Nasz Bohater także musi zastanowić się, czy wrócić do przełożonego, czy wybrać nową, świeżo poznaną drogę. Zerwać ze wszystkim, co dotychczas odbijało się w lustrze?
Skoro już Bohatera przyrównaliśmy do Muzy, to niech będzie kobietą. Żeby wyzbyć się zbędnych pierwiastków rozpoznawanego wszędzie seksizmu, jego przełożonego uczyńmy także kobietą. Żeby zbudować między Bohaterem a światem barierę, która powoli będzie padać… niech stanie się zakonnicą. Zakonnicą przed złożeniem ślubów. Zakonnicą, która zostanie postawiona przed wyborem.
Czy lepszy będzie świat rozrywek i tanich używek? Czy życie w zakonie? Czy wybrać chłopaka grającego na saksofonie? Czy wrócić do Jezusa, który cierpliwie czeka na Bohatera?
Żeby oczywiście nie popaść w banał, w historyjkę z cyklu duchowość czy cielesność, warto poplątać jeszcze relacje rodzinne. Niech nasz Bohater będzie z pochodzenia – podobnie jak Jezus – Żydem. Niech będzie wreszcie Polką pochodzenia żydowskiego.
Rodzice nikną gdzieś w mitycznej bez mała przeszłości. Tak to już się dzieje z przeszłością, której uparcie doszywa się znamiona wieku złotego. Przodkowie urastają do miana, jeśli nie bogów, to herosów. Oczywiście bez zgody z prawdą. Tak to już jest. O zmarłych źle się nie mówi. Inna sprawa, że pozostała przy życiu – a niech to będzie bardzo kobiecy film – ciotka ma dłonie splamione krwią. Niech będzie stalinowską sędzią. Może się do tego przyzna, ale czy da sobie rady z takim ciężarem? Czy wybrana przez nią droga – przypadkowych stosunków seksualnych, alkoholizmu i nienawiści do całego świata – okaże się słuszna? A może będzie nieudaną próbą zagłuszenia prawdy o sobie samej, beznadziejną próbą zmycia plam krwi z dłoni?
Pomysł na film ciekawy.
Jak go jednak ubrać? Jak wyciszyć patos powagi poruszanych problemów? Jak uniknąć pokusy poddania bohaterów łatwej ocenie? Jak nie generalizować?
Najłatwiej pójść w czerń i biel. Ale jeszcze słuszniej w szarość, w świat, w którym dotarcie do jednoznaczności kolorystycznej jest równie trudne jak rzucanie kamieniem, skoro samemu się nie jest bez grzechu. Dodatkowo wycofać postacie, ustawić je tak, jakby stanowiły tylko jeden element rzeczywistości. Niech nie będą ani ważniejsi, ani mniej ważni niż otaczający ich świat. Brudne mury, puste pola… Las.
Dokąd nas to wszystko doprowadzi? Jaką wersję siebie wybierze nasz Bohater? Jak odpowiemy sobie na trudne pytania pojawiające się w głowach? Jaka jest nasza tożsamość – nas Polaków?
Chcecie zobaczyć taki film? Idźcie na „Idę”.
Może nie będziemy ze sobą szczerzy, udzielając łatwych odpowiedzi na trudne pytania? Może „Idę” powinniśmy potraktować jako dobry początek dialogu, a nie powód do rzucania w siebie nawzajem kamieniami?
Wierzę, że stać nas jeszcze na dialog. Poważny dialog. Nie takie przepychanki medialne, jakie serwuje się nam w telewizji, radio, czy na skrajnych politycznie internetowych portalach. Porozmawiajmy ze sobą o tym, co czyni nas Polakami, porozmawiajmy o naszych narodowych cechach, pozwólmy, aby inni wypowiedzieli się bez strachu przed osądzaniem. Pozwólmy sobie na dialog. Zmuśmy sami siebie, niczym siostra zakonna Idę, do wyruszenie w drogę do poznania.
Może najważniejsza w całym filmie powinna być dla nas właśnie postać siostry przełożonej. Tej, która świetnie zdając sobie sprawę, kim jest ciotka czekającej na śluby nowicjuszki, zmusza swoją podopieczną do wykonania bardzo ważnego zadania. Kto wie, czy nie najważniejszego zadania w naszym życiu. Próby odpowiedzenia sobie szczerze na pytanie o to, kim jestem. Słowo kluczowe to tutaj przysłówek szczerze. Wyjmując nawet z szafy trupy przeszłości. Czasami smród y tej szafy do nas dociera, ale wolimy sobie wmawiać, że nic nie czujemy lub że to nie z naszej szafy, nie z naszej przeszłości.
Ida nie ma przy sobie żadnego doktora Zaiusa, który ostrzeże ją niczym Taylora w finałowej scenie Planety małp, że poszukiwane wyjaśnienia mogą jej się nie spodobać.
*
Jak poradzą sobie z odszukiwaniem samych siebie bohaterowie „Idy”? Warto zobaczyć.
Czy „Ida” zasługuje na Oscara? Nie wiem. Wiem za to, że dla mnie już od dawna nie są to specjalnie wartościowe nagrody. Choćby ze względu na podział filmów na anglojęzyczne i całą resztę.
Czy „Ida” jest arcydziełem? Raczej nie. Ale dobrze zrobionym filmem raczej tak.
Czy „Ida” jest filmem antypolskim? Pewnie w takiej samej mierze jak antyżydowskim. W końcu są tam i Polak, i Polka (notabene Żydówka), którzy stoją za strasznymi zbrodniami. I chyba to Krwawa Wanda ma ich więcej na koncie. Polka zabijała Polaków. Czy to jest antypolskie? Oceńcie!
Jest też tam tytułowa Ida, która nie wie, czy tożsamość została nam zbudowana przez naszych przodków, czy może sami ją sobie budujemy/wybieramy. Czy wybrać życie za murami zakonu, pomimo żydowskich korzeni i w ten sposób kroczyć drogą wyznaczoną przez Jezusa, który na religii przodków zbudował nowe przymierze? Czy zostać kobietą podobną do swej ciotki? Kobietą, którą niechybnie czekają kłopoty.
*
Chcielibyście obejrzeć film o wiele bardziej jednoznaczny, walący prawdami objawionymi niczym katowski topór? Nie idźcie na „Idę”. Chcecie obejrzeć film podejmujący zupełnie inną tematykę? Nie idźcie na „Idę”. Chcecie obejrzeć film, w którym faktycznie poleje się krew? Wybierzcie kino Pasikowskiego, nie Pawlikowskiego. To nie aż tak subtelna różnica.
Michał Domagalski
Zdjęcia wykorzystane w artykule to kadry z filmu „Ida”.