To, co w cenzurze społecznego nacisku jest najdziwniejsze, to zawłaszczenie sobie przez pewne grupy symboli kultury europejskiej. Wzięcie na wyłączność całej przeszłości, budowanie historii oraz mitologii w oparciu o wygodne dla własnego Widzi Misia schematy.
Jeśli bronię Golgota Picnic, to nie dlatego że zgadzam się z przemyśleniami ukazanymi w tym dziele, wcale nie dlatego że chciałbym kogokolwiek obrażać albo jakiekolwiek obrażanie popierać. Jeżeli bronię wystawiania Golgota Picnic, to nie dlatego że chciałbym widzieć w tym spektaklu/w tym dramacie dzieło wybitne, dzieło wyjątkowe czy (w ogóle) dzieło udane. Co więcej, uważam, że w obecnej sytuacji trzeba go bronić, nawet jeżeli nie zna się owego działa w całości… w szczególności, kiedy znajdują się w tym kraju, w moim kraju (w bardzo MOIM kraju), ludzie utrudniający mi zapoznanie się z Golgota Picnic.
To, co w tej cenzurze społecznego nacisku jest najdziwniejsze, to zawłaszczenie sobie przez pewne grupy symboli kultury europejskiej. Wzięcie na wyłączność całej przeszłości, budowanie historii oraz mitologii w oparciu o wygodne dla własnego Widzi Misia schematy.
Urodziłem się w konkretnym świcie, świecie, w którym od dziecka otaczały mnie znaki i hasła, otaczały mnie pewne zachowania, standardy, pewne zakazy i nakazy. Moim prawem, niezbywalnym prawem było móc te wartości kochać, te symbole nosić na łańcuszkach, oddawać cześć ideom skrytym za nimi, znaczeniom, które ze sobą niosły. Moim prawem było tworzyć niezliczone apostrofy bądź też korzystać z apostrof stworzonych przez moich przodków. Miałem prawo – i nikt nie powinien mi go odbierać – rozmawiać o tych wartościach oraz…
Rozmawiać o nich oraz je weryfikować. Rozmawiać z nimi, dyskutować. Poznawać coraz dokładniej w kontekście… w różnych kontekstach. I – wreszcie – ustosunkowywać się do nich. Określać, czy to, co prezentują, mogę uznać za wartość bezwzględną, czy może jednak powinienem poddać krytyce lub dokonać dekonstrukcji.
I nagle swoim świętym oburzeniem ktoś próbuje mi powiedzieć, że niestety moje prawo już jest nie moje. A przynajmniej mniej mojsze. Znowu budzę się niczym Adam Miauczyński w kraju, w którym wszyscy jesteśmy Chrystusami i znowu rozpoczynam dzień świra? Słyszę z telewizora, czytam w Internecie:
Moja jest tylko racja. I to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmnojsza.1
Czy nadal mam prawo do sięgania po symbole, którymi od dziecka byłem otaczany, które niosą za sobą pewne znaczenia, trudne do oddania w inny sposób? Zrosłem się z nimi, stały się częścią mnie. Tymczasem czuję, jak ktoś szarpie, jak ktoś próbuje oderwać to, czego właściwie nie można oddzielić ani cienką czerwoną linią, ani cienką niebieską linią.
Zabranianie mi korzystania z symboli, pozbawia się mnie części własnego ja. Czuję się, jakby ktoś zabronił mi mówić językiem, którego wytrwale uczyłem się przez całe życie… jakby ktoś mówił mi kim mam być, w czym najlepiej mi jest do twarzy.
Olimp, krzyż, Pola Elizejskie, Jezus Chrystus, Onan, 7…
To ode mnie zależy, jak wykorzystam te NASZE symbole, to ode mnie zależy, jakie wyrażę poglądy w języku, którego się nauczyłem. To właśnie na tym polega zabawa. To właśnie jest celem nauki języka. Nie chodzi o wieczne powtarzanie z pamięci modlitw, czytanek, wierszy oraz zdań. Uczymy się każdego języka po to, aby finalnie w nim wyrazić to, co w nas, a nie to, co w innych.
I może nie musiałbym się obawiać o własną możliwość mówienia, gdyby sprawa dotyczyła wyłącznie Golgota Picnic, ale przecież – nie licząc wszelkiej walki poza poletkiem szeroko pojętej sztuki – co krok widzimy zjawiska podobne. Ciągle na Statku Głupców trwa Bitwa pod Grunwaldem2 o jakąś Nieznalską, jakiegoś papieża przygniecionego meteorytem lub puszczającego bąka…
W Rabce odwołuje się występ kabaretu Limo, bo – jak czytamy w Internetach, patrz. Gazeta Krakowska3 – pani dyrektor ośrodka kultury „kieruje się dekalogiem”. Pamiętacie dekalog? Pamiętacie te dziesięć reguł? Która z nich pozwala na odwołanie występów kabaretowych?
Godną krzewienia częścią kultury według pani dyrektor (ach, jaka moc spoczywa w rękach takiej osoby!) są koncerty organowe na część JP2 oraz piosenki grupy disco polo o wdzięcznej nazwie Weekend, która to wyśpiewuje niegorsząco Umiesz kręcić pupą i fajnie ruszasz się/ Obiektem pożądania właśnie stałaś się. Tutaj oczywiście dekalog…
Zresztą to kawał kultury, to sztuka właśnie, którą trzeba karmić lud. Nie wierzycie? Sprawdźcie tutaj.
Golgota Picnic, kabaret Limo…
…może staną się niedługo nowym symbolem.
Odwołanie tych – mówiąc ogólnie – występów, to próba wmówienia, że nauczyłeś się mówić nie po to, aby tworzyć, ale aby powtarzać. Że cała nauka języka przypomina odklepywanie kolejnych czytanek, które pani profesor kazała się nauczyć na poprzednich zajęciach. Na każdym kroku udowadnia nam się, że język kultury europejskiej, język sztuki powinien stać się językiem martwym.
Warto przypomnieć, że za głoszenie poglądów krzyżowano, kamienowano, palono na stosie i podawano cykutę już dawno? Może odwoływanie występów w tym zestawieniu nie wygląda najgorzej? Ale może jest początkiem, może jest sygnałem, że wypada reagować, zanim pojawi się ogień? Żeby później nie zostało nam zastanawianie się, czy warto żałować róż, kiedy płoną lasy.
© Michał Domagalski
----------------------------------------------------------------
1 Dzień świra, Marek Koterski, Polska 2002.
2 O obrazie The Krasnals pisałem niedawno tutaj.
3 Tomasz Mateusiak, Odwołany występ kabaretu Limo. "Ich występy zahaczają o satanizm!", link, wejście z 7. 7. 2014.
Wykorzystałem zdjęcie ze strony Festiwalu Malta: link