Wywrotowa Spowiedź Kulturalna, czyli polecane przez redakcję dzieła literackie, muzyczne, filmowe i inne, których nie można przegapić wchodząc w nowy rok. Dziś z uczestnictwa w kulturze spowiada się Marcin Sierszyński.
W ciągu mijającego roku głównie czytałem, jeżeli tylko mogłem, choć w międzyczasie odkryłem Spotify, dzięki czemu mogłem też głównie słuchać muzyki. Jednak więcej zdążyłem przeczytać tegorocznych dzieł literackich, bo w muzyce to przede wszystkim nadrabiałem zaległości z zeszłych lat. Filmów ciekawych w tym roku nie widziałem. Jakieś tam widziałem, ale raczej nieciekawe. Dlatego też polecę wam 4 książki i jeden album muzyczny. To moje małe TOP5. Wierzę, że są to prawdziwie wywrotowe dzieła, ponieważ każda z nich zawiera w sobie odrobinkę transgresji i odwagi Lenina (żarcik). Jeżeli jeszcze ich nie znacie, to najwyższa pora nadrobić stan rzeczy.
„Ekonomia jest niezwykle użyteczna jako forma zatrudnienia ekonomistów” – przekonuje cytowany przez Changa John K. Galbraith. Książka szczególnie do polecenia dla ludzi, którzy jeszcze nie przemyśleli rzeczywistości neoliberalnego kapitalizmu, w którym grzęźniemy od lat osiemdziesiątych. Autor podjął się zadania przeanalizowania danych z ostatnich około 150 lat, aby przedstawić nam w bardzo prosty sposób błędy w rozumowaniu neoliberalnych ekonomistów, polityków, ideologów. Zero kręcenia lodów, zero lania wody, zero ekonomicznej nowomowy. Chang używa mędrca oko i szkiełko, aby odwołać się do czucia i wiary. Nie sposób odmówić mu siły przekonania, klarowności wywodu i retorycznego zmiażdżenia przeciwników. Z 23 rzeczy jedna szczególnie mnie zaskoczyła: wysoki wskaźnik wykształcenia społeczeństwa nie wpływa na rozwój gospodarczy kraju. Dlaczego? Po to właśnie warto zajrzeć do tej książki.
Podczas lektury rubasznie się śmiałem, a potem miałem głębokie poczucie winy. Szczerek naruszył wszystkie możliwe zasady politycznej poprawności, bowiem świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia, a także nadszarpnął moje zaufanie do standardów dziennikarstwa czy reportażu. No bo jak to tak? Naprawdę tak jest na Ukrainie? Naprawdę tak zajebiście? Dlaczego mi się to nie przytrafia? Ale niestety, autor pozwala sobie na chwilkę autorefleksji i już mi głupio, i już mi smutno, i już chowam głowę w piasek. Takiego kubła zimnej wody na głowę dawno nie miałem. Dzięki temu poznałem też nowe słowo: gonzo. I po nitce do kłębka, od Mordoru... do numeru „Ha-artu” o gonzo i moje życie stało się jakby pełniejsze. Zgodnie z rewolucyjną zasadą „im gorzej, tym lepiej” autor zafundował nam reportaż nie z tej Ziemi. Nie ziemi, tej ziemi, lecz niedalekiej żyznej w przygodę krainy. Dla spragnionych krwi, spermy, potu i balsamu Wigor.
Recenzję znajdziecie w naszym serwisie.
Rok rozpoczął się w poezji bardzo mocnym akcentem. Krótkie i dosadne wiersze Kwiatkowskiego wżynają się w pamięć dużo dłużej, niż jest to konieczne dla dobrego samopoczucia. Ale czy były one stworzone po to, aby cieszyły? Oczywiście, że nie. Poeta pyta (i pamięta). A odpowiedzi, które sobie udzielamy, są na tyle niepokojące, by stracić resztki pewności siebie. Dając głos umarłym, Kwiatkowski nie tyle wywołuje duchy i wskrzesza dawne zaszłości, co przypomina o nierozwiązanych – lub nierozwiązywalnych – problemach współczesności. Poezję tę cechuje absolutny brak moralizatorstwa, jednak autor nie wystawia nas w ten sposób na próbę. Raczej on sam próbuje zmierzyć się z istotą człowieczeństwa, która z jednej strony tworzy piękne i ważne idee, a z drugiej jest zdolna do nieludzkiego bestialstwa.
Rok zakończył się w poezji mocnym akcentem. Co ten Taranek z tymi wierszami, to ja nawet nie wiem. Lubię, gdy ktoś przyznaje się, że 11 września 2001 grał w pokemony, bo czuję, że nie byłem sam. Słowem: solidarność pokoleniowa. Ale nie tylko. Te czułe i skrupulatne skupienie na „się” przywodzące na myśl Heideggera, którego nie czytałem (ale czasem na niego łypnąłem), sprawia że znacznie uważniej podchodzę do pytania „a co, jeśli zrobiły je krety” gdy pyta poeta o wielkie kretowiska. Gdzieś między ironią, krotochwilą i groteską znajduję wielką zadumę i zdziwienie wszechświatem, tym najbliższym światem, może trochę mikroświatem. Cóż więcej trzeba, niż szczerego zdziwienia swoją myślą, mową, skojarzeniem i uczynkiem, aby stworzyć dobrą poezję?
Jestem skrytym wyznawcą cyberpunku i właśnie przyszedł czas, aby wyjść z cienia.
Książek w tej stylistyce raczej nie czytam, za to filmy i muzyka wybitnie dostrajają mnie do rozmyślań nad filozofią technologii. Ale przede wszystkim chłonę cyberpunkową popkulturę jak gąbka wodę. Czarna skrzynka śląskiej grupy hipiersoniK wręcz przecieka od nadmiaru odwołań do literatury i filmu z tego gatunku science-fiction. Dziewięć utworów łączących ze sobą szalone elektroniczne dźwięki z niespokojnym saksofonem. To nie mogło się nie udać, skoro chłopaki przesiąknęli mistrzami cyberpunku. Wsiadam do windy z księżniczką Marsa i lecę kupić sztuczną owcę.