Co takiego jest w wierszach Rafała Wojaczka, że jedni go mają za grafomana i kabotyna, a inni w czterdzieści lat po jego śmierci nadal się nimi zachwycają?
Rafał Wojaczek już za ― swoją drogą, niezbyt długiego, acz burzliwego ― życia wzbudzał wiele wątpliwości i kontrowersji. I nie uświadczysz dwóch jednakich relacji na temat polskiego Rimbauda. Wojaczek był mistrzem masek nie tylko w sensie poetyckim: niektórzy go pamiętają jako agresywnego pijaka i rozrabiakę, który potrafił mówić wyłącznie o swoich wierszach, natomiast innym jawił się jako oczytane „ładne chłopaczysko”1; bywał „wesoły, nawet rozkoszny”2. Jego postać obrosła legendą tak misterną, że dziś już nie sposób się rozeznać, co jest prawdą, a co wymysłami licznych „przyjaciół” Rafała (których po jego śmierci pojawiło się na pęczki) czy też hołdowaniem zasadzie de mortuis aut bene, aut nihil3.
Język tego, „którego nie było”, do dziś zaskakuje nietypowym połączeniem słów i obrazów, które przywołuje; Wojaczek umiejętnie zestawiał ze sobą piękno i brzydotę, tak jak umiejętnie też manipulował obsceniczną fizjologią, by za moment ująć czytelnika swoją delikatnością. Od szokujących utworów, ociekających krwią i spermą, poprzez „matkę kiełbasę”4 do róż i gwiazd. Skąd ten dualizm? Czy to tylko mistyfikacje? Nic bardziej mylnego; wystarczy jedynie przypomnieć sobie słowa Wojaczka: „Być poetą: móc robić wszystko: grzebać się w gównach, rynsztokach: samemu być rynsztokiem ― a mimo to nie tracić nic ze swego a n i e l s t w a”5, które można odnieść zarówno do jego poezji, jak i życiorysu.
Utwory Rafała są nie tylko swoistym zapisem nieskończonego bólu, ale także cudownym dzieckiem jego wrażliwości.
która zmęczona śpi
a ciało jej jest noc
dzień uśpiony w jej ciele
co to jest
że się nie odróżniam
od jej ciała6
Przytoczony powyżej fragment wiersza pochodzi z tomiku Sezon i najzwyczajniej w świecie nie mogę się nadziwić, jak w zaledwie trzech krótkich wersach udało się Rafałowi zmieścić zdumienie tym jedynym w swoim rodzaju zjednoczeniem (czy to cielesnym, czy wyłącznie duchowym) z inną istotą, które potocznie nazywamy miłością. Dalej w wierszu pojawia się też jeden z rekwizytów, po które Wojaczek tak często sięgał w swoich tekstach: róża (por. m.in. Musisz się zawsze róży bać, [Ciemność ciemnieje], Róże). Innymi takimi słowami, które upodobał sobie poeta z Mikołowa, są ― jak zresztą nietrudno zauważyć ― gwiazda, księżyc, niebo, śmierć. Pojawiają się wielokrotnie, zwłaszcza ta ostatnia, z którą Rafał związał się nierozerwalnie, i którą uczynił nie tylko nieodzowną towarzyszką, ale może przede wszystkim główną bohaterką swojej twórczości.
I może się zdarzyć, że ktoś kąśliwie uzna to za wtórność i monotematyczność (bo i z takimi opiniami zdarzało mi się zetknąć), ja jednak sądzę inaczej. Jak powiedział Bogusław Kierc:
Jego nieszczęście polegało na tym, że eschatologia była dla niego sprawą kategoryczną. Dla niego akt poetycki był aktem ostatecznym. Tak to po prostu traktował. Stąd zawsze był na granicy życia. Nie powiem „życia i śmierci”, bo śmierć była dla niego [...] kimś najbliższym, z tej samej krwi; kimś, kto umożliwia przejście do Tamtego świata, czyli do nieba.7
Nie można celebrować wydarzenia, nie będąc do niego w pełni przygotowanym, a przygotować się ― to zgłębić temat tak dokładnie, że aż zaboli, aż w tej fascynacji nim nastąpi moment przesytu, który zawładnie nami. Chociaż nierozstrzygniętym jest, czy śmierć Wojaczka była tylko nieszczęśliwie zakończonym teatrem, kolejną próbą dotknięcia „przyjaciółki”, która trawiła go od wczesnych lat (jak lubią sądzić ci, którzy w spisie zażytych przez Wojaczka leków i rzuconej w ścianę popielniczce doszukują się rozpaczliwego, ostatniego wołania o pomoc), ja wolę wierzyć, że Rafał ostatecznie dojrzał do roli kapłana z kościoła pod wezwaniem św. Śmierci i postanowił pomóc jej wysunąć tę „najniższą i największą” szufladę8, bo tak się właśnie dzieje, kiedy ów przesyt nastąpi. Wojaczek, osiągnąwszy mistrzostwo w „swojej” dziedzinie, powiedział już wszystko, co zamierzał, zostawiając światu cztery tomiki i poemat prozą9, a potem poszedł za tą, którą kokietował przez całe życie.
© Magdalena Czuczwara
_____________________________________
[1] S. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, Wojaczek wielokrotny, Wrocław 2008, s. 488.
[2] Ibidem, s. 490.
[3] [łac.] O zmarłych albo dobrze, albo wcale.
[4] R. Wojaczek, Mit rodzinny [w:] Wiersze zebrane, Wrocław 2008, s. 18.
[5] S. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, op. cit., s. 460.
[6] R. Wojaczek, Która zmęczona śpi, op. cit., s. 27.
[7] S. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, op. cit., s. 457.
[8] R. Wojaczek, Pewna komoda, czyli, op. cit. s. 90.
[9] S. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, op. cit., s. 464.