Z logicznego punktu widzenia, istnienie człowieka z pewnością ma jakąś wartość. Nie oznacza to jeszcze, że ma sens, ale każdy początek jest dobry.
Z logicznego punktu widzenia, istnienie człowieka we Wszechświecie może niekoniecznie ma cel, ale z pewnością ma jakąś wartość. I daleki byłbym tutaj od porównywania krótkiego życia z nieskończonym bezmiarem Kosmosu. Panie i panowie, logicznie nasze życie nie jest bez wartości.
Zacznijmy od tego, że jesteśmy w stanie w ograniczony sposób zmieniać rzeczywistość w czasie. Można to wygodnie udowodnić na poziomie teoretycznym. Jest w fizyce (i nie tylko) coś, co naukowcy określają poziomem entropii. Jest to stopień uporządkowania materii w układach zamkniętych. Poziom entropii wzrasta wraz z czasem, dzięki czemu wiemy, że czas płynie tylko w jedną stronę. Brzmi to na początku zupełnie obco, w sumie chodzi o coś bardzo prostego. Wyobraźmy sobie, że mamy szklankę z wodą i szklankę z cukrem. Mieszamy je w jakimś pojemniku. W tym momencie cukier rozpuszcza się w wodzie. Materia uporządkowuje się wraz z naszymi przewidywaniami (co nie jest niczym niezwykłym, ponieważ doświadczenie nas do tego przyzwyczaiło). Gdyby jednak cukru w wodzie przybywało (co jest nieprawdopodobne), oznaczałoby to, ze entropia w układzie maleje. Ponieważ szansa na to jest zerowa, mogłoby to oznaczać, że cofamy się w czasie. To jedna z tych fajnych rzeczy w fizyce, która pozwala zarywać dziewczyny, ale która poza tym nie ma większego znaczenia.
Ponieważ dziewczyna może być bystra, albo nie do końca pijana, ważne jest, żeby dobrze zrozumieć o czym mowa i z łatwością rozprawić się z podchwytliwymi pytaniami. Wyobraźmy sobie coś takiego: mamy na podłodze wieżę zbudowaną z drewnianych klocków. Jeśli pozostawimy je w zamknięciu na 10 lat (albo jeden dzień, wszystko jedno), najprawdopodobniej okaże się, że nasza wieża runęła. To znowu wzrost entropii. Spadek zaobserwowalibyśmy, gdyby wieża okazałaby się wyższa. Albo gdyby z rozrzuconych klocków ustawił się zamek. Najtrafniejszą diagnozą byłoby wtedy postępujące szaleństwo, albo odwrócenie się strzałki czasu.
(Tak na marginesie pisząc, jeden z londyńskich alchemików twierdził niegdyś, że udało mu się otrzymać złoto, podgrzewając odrobinę rtęci w zamkniętym piecyku przez 10 lat. Najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę nie wiemy, czy nie może być to prawdą. Być może taki długotrwały proces mógłby uruchomić mało prawdopodobne reakcje chemiczne. Oczywiście alchemik mógł również kłamać, albo ktoś zrobił mu głupi kawał. Eksperymentu w każdym razie nie powtórzono, ponieważ koszt oleju do lampy był duuużo większy niż wartość otrzymanego złota, a alchemicy w Londynie szybko odpuścili sobie poszukiwanie kamienia filozoficznego, kiedy tylko do Anglii dotarł najnowszy arabski wynalazek: destylacja. Swoją drogą dość paradoksalnym jest, że tak pożyteczny proces został odkryty przez naród, który nie pije alkoholu. Ale dość już dygresji).
Zwierzęta również nie radzą sobie ze wzrostem entropii. Jeśli zamkniemy dwa świstaki w pokoju z drewnianymi klockami, po 10 latach możemy się spodziewać sporego kazirodczego potomstwa i paru klocków ustawionych jeden na drugim, które ułożyły się tak podczas zabawy świstaków lub niewielkiego trzęsienia ziemi. Nie zdziwimy się również, jeśli świstaki zjedzą wszystkie klocki, narobią pod ścianą, wygryzą dziurę w podłodze i uciekną. Bywa. Ale gdybyśmy zostawili na miejscu człowieka, moglibyśmy spodziewać się absolutne wszystkiego (jak w tym dowcipie o Polaku i dwóch kulkach). Mimo iż ilość kombinacji jest w tym wypadku skończona, wyliczając wszelkie możliwe rzeczy, które z klockami mógł zrobić człowiek przez 10 lat najpewniej nie wpadlibyśmy na rzeczywiste rozwiązanie. Poziom entropii maleje. Ciekawe?
Skoro człowiek może być aż tak nieprzewidywalny, siedząc w pokoju z drewnianymi klockami (a moje słowa potwierdzi chyba każdy, kto widział bawiące się dziecko), co możemy otrzymać, jeśli ilość ludzi pomnożymy przez parę miliardów, a pokój powiększymy do rozmiarów – powiedzmy – Kuli Ziemskiej? Zgadza się, nieprzewidywalny bajzel po którym nie można spodziewać się niczego dobrego. No i proszę, możemy zmieniać świat. (Podobno milion małp uderzających przypadkowo w klawisze maszyny do pisania jest w stanie napisać Hamleta, ale moim zdaniem raczej wyszłoby coś w rodzaju „Wojny polsko-rosyjskiej...”, ma mniej znaków).
Zastanówmy się teraz, co możemy zrobić z naszym małym odkryciem. Powiedzmy, że mamy chwilę t1 w której to ssę cukierka, lub – jak powiedzieliby to Czesio – czoczkam bombona. Lada chwila przejdę do stanu t2, kiedy to mogę (i powiedzmy, że są to wszystkie możliwości): c1) pogryźć cukierek, c2) wyssać go do końca, c3) połknąć, c4) wypluć. Jeśli go połknę, prawdopodobnie nic się nie stanie (r1). Jednak poprzez gryzienie i ssanie mogę sobie zniszczyć ząb i strasznie cierpieć z tego powodu (r2). Gdy go wypluję, również nic nie powinno się stać (r1).
Jednak ta niewielka zmiana mogła (!) spowodować dość istotne konsekwencje. Cierpiąc z okazji bólu zęba, czytając Biblię i pijąc whisky mogę doznać mistycznego oświecenia jak bohaterka „Valis” Dicka. Mogę również trafić do dentysty, który zniszczy resztki mojego życia, jak w „Nagrobku z lastryko” Vargi. Mogę odnaleźć miłość mojego życia, jak bohater filmu „Akumulator 1”. Nie wspominając już losów dentysty z komedii „Jak ugryźć 10 milionów?”. Jeszcze bardziej prawdopodobne jest również, że nic się nie stanie, po prostu wyleczę ząb (wróć do r1). Jednak podobnego rodzaju decyzji podejmujemy – na bardzo różnym poziomie komplikacji – tysiące (jeśli nie miliony) dziennie. Jedne są mniej, a drugie bardziej znaczące i niezależnie od tego mają różnego rozmiaru komplikacje.
(Co ciekawe, planowałem od początku robić porównania do permutacji logicznych i światów równoległych, a tu wyszło mi nawiązanie do gry paragrafowej; teraz wydaje się to oczywiste. Mam nadzieję, że cieszycie się moim szczęściem).
Powyższe pokazuje optymistycznie, że właściwie nasze świadome działanie we świecie przypomina raczej malowanie obrazu w kompletnej ciemności. Jednak faktycznie każda nasza, nawet najmniejsza decyzja, może mieć wiekopomne skutki zarówno dla nas jak i dla całej ludzkości. Prawdą jest, że to oczywista oczywistość i niewiele nam da, skoro i tak nie potrafimy przewidzieć pełni konsekwencji naszych czynów (a nawet dość dużej jej części). Nich nam się jednak nie zdaje, że te całe dwie strony to tylko bezproduktywne dywagacje. A wcale bo nie.
Ponieważ możemy postarać się podzielić nasze działania na te, które mogą mieć jakieś konsekwencje i na te, które właściwie nie powinny ich mieć. Oczywiście nie postawimy tutaj ostrej linii, ale przynajmniej część reperkusji możemy przewidzieć. I dzięki temu jesteśmy w stanie stwierdzić, że na przykład zastanawianie się przez pół godziny nad sensem życia wcale nie musi być bezcelowe, a nawet wręcz odwrotnie, może mieć znacznie większy wpływ na rozwój Wszechświata niż, na przykład, napisanie grafomańskiego wierszyka czy przepracowanie całego dnia. Wyjście na piwo jest dużo bardziej obiecujące niż picie samemu. Można napisać jedno przemyślane zdanie, zamiast setek innych.
Właściwie dzięki takiemu podejściu można stopniować intensywność swojego przebywania na Ziemi. Działać z rozmysłem i nie tyle ważyć konsekwencje naszego zachowania, ile jego doniosłość. Poruszać się powoli, ale świadomie i z dostojeństwem, niczym gekon w akwarium. Być wolnym i kształtować świat. Płynnymi ruchami ręki zmniejszać poziom entropii. Cofać czas.