Właściwie zaraz po narodzinach dziecko, przytknięte do piersi matki, szuka ustami sutka. Mamy cię! To właśnie ten moment.
Właściwie zaraz po narodzinach dziecko, przytknięte do piersi matki, szuka ustami sutka. A kiedy już go odnajdzie, wiedzione instynktem zaczyna ssać. Oczywiście ten sam efekt można również osiągnąć przy pomocy butelki z mlekiem i smoczka. Mamy cię! To właśnie ten moment, kiedy nagle okazuje się, że mamy dwie matki. Jedną biologiczną, a drugą kulturową.
To niestety koniec naszej wolności. Od dzisiaj matka-kultura będzie nam mówić, z kim mamy się przyjaźnić, w co się bawić, co jeść i z kim uprawiać seks. Będzie próbowała zniszczy nasze życie i sprawi, że będziemy tańczyć jak nam zagra. Oczywiście mamy prawo do buntu, ale ten jest wliczony w cenę. Możemy wyprowadzić się do innego domu, nie odzywać się czy jeść na mieście, lecz matka będzie tylko jedna.
Najgorsze jest jednak to, że kultura się zmienia. Trzeba popatrzeć z poziomu wielu paradygmatów, żeby zacząć rozumieć. Jeszcze niedawno przeciwstawialiśmy się globalizacji, stracie tożsamości, nadmiarowi wolności, który mógł uderzyć nam do głowy. Za to dziś jesteśmy obywatelami świata i przestaliśmy rozumieć swoje otoczenie. Zupełnie go też nie potrzebujemy. Społeczeństwo obywatelskie zastąpiło nieudane społeczeństwo internetowe, które stymuluje intelekt nie lepiej od gumowego kurczaka.
Sukcesem nowej, przyjaznej użytkownikowi, kultury masowej jest jej kontrolowane odmasowienie. Brzmi to dosyć zabawnie, ma jednak głębszy sens. Ciężko powiedzieć, czy w pewnym momencie kultura popularna wchłonęła undergorund i kulturę rozrywkową w sposób naturalny, czy też zniszczyła je zastępując swoimi elementami. Efekt jest jednak taki, że mówiąc o kulturze masowej, mamy nieostre granice i tak na dobrą sprawę do tego worka możemy wpakować wszystko: od jeżdżenia autostopem po słuchanie alternatywy.
Ponieważ każde najmniejsze hobby i zajęcie jest dostępne na wyciągnięcie ręki. Każdy może zainteresować się na przykład muzyką z szufladki freejazz, przesłuchać 1000 utworów najważniejszych wykonawców, przeczytać ich biografie, obejrzeć zdjęcia i ustawić odpowiednie listy na lastfm. Każdy może zająć się typografią, fotografią, kręceniem filmów, nagrywaniem muzyki czy grą w szachy. Wystarczy wybrać. Potem wpisujemy odpowiednie hasło w google i siup! - już tam jesteśmy. Hobby i zainteresowanie to nie pasja. To tylko kwestia wyboru. Interesujesz się kulturą? To miłe, ja też bym mógł. Ale nie chcę.
Oczywiście można słuchać muzyki i słuchać muzyki, czytać fantastykę i czytać fantastykę, poziom odbioru nie musi być jednakowy. Jednak – do czasu kiedy przeczytamy lub przesłuchamy wystarczająco dużo, aby mieć w danym temacie faktycznie coś do powiedzenia, różnica na poziomie podejścia jest prawie niewidoczna. Co więcej, rozmawianie o hobby mija się z celem, ponieważ jakie jest – każdy widzi. Nie ma co o czym mówić, ponieważ każdy doświadcza go na swój własny, niepowtarzalny sposób. Dla każdego kultura jest inna, spersonalizowana.
Tak więc mam swoją własną kulturę popularną. Nie jestem bierny. Jestem odbiorcą aktywnym. Zmieniam kanały w telewizorze, w Internecie poruszam się po obszarach, które mnie tylko interesują, w ustalonej przez siebie konfiguracji. Rozmawiam z kim chce i kiedy chcę, moja potencjalna sfera możliwości jest niewyobrażalnie wielka. Jak można by z tym walczyć, gdybyśmy nagle zaczęli tego potrzebować. Mielibyśmy wyłączyć komputer? Odpowiedź jest prosta. Trzeba założyć klapki na oczy.
Autyści mają ten sam problem. Ich umysł nie jest w stanie filtrować nadmiaru treści i informacji. Nie są w stanie jej przetwarzać. Natomiast umysł zdrowego człowieka oszukuje, mami. Przekształca informacje, dopowiada, nie zwraca uwagi na większość rzeczy, pozwalając skupić się na innych. W ten sposób powinniśmy podchodzić do kultury. Kwestionować jej wszechobecność i analizować. Zostawić przekaz i skupić się na jego formie. Zostawiać jedne treści dla drugich.
Ciekawym sposobem autoanalizy może być obejrzenie paru kiepskich filmów i przesłuchanie o parę razy za dużo naprawdę niedobrej muzyki. Oczywiście nie mam tutaj na myśli totalnych gniotów, ale kulturę, która nie zainteresowałaby nas w innym momencie. Której nie wybralibyśmy sami. A potem zadać sobie pytanie: "dlaczego?". Można uważnie obejrzeć kiepskie reklamy (a w tym dla przykładu ulotki reklamowe, które dostajemy na mieście). Zawsze dobrym tematem do obserwacji są prawa rządzące na onetowych forach i w prasie brukowej. Dlaczego właściwie coś nam się podoba i po której stronie leży wina?
Tak czy inaczej nie uwolnimy się od nakazów i zakazów matki-kultury. Nie wymienimy jej na inną, lepszą, albo bardziej wyrozumiałą. Ale możemy porozmawiać, poprawić trochę nasze codzienne relacje. Spróbować zrozumieć jej punkt widzenia i argumenty. Może da się namówić i pozwoli nam na grę w piłkę z kolegami, jeśli zjemy cały groszek. Albo wytłumaczy, dlaczego palenie jest szkodliwe, mówiąc coś więcej niż: „bo tak”. A wtedy nasze wybory może nie będą dużo mądrzejsze, ale za to choć trochę bardziej świadome i racjonalne.
Czego i państwu życzę.