Mamo, mamo! Kultura zjadła mi psa!

nF
nF
Kategoria felieton · 4 lipca 2008

Współczesną kulturę można rozumieć, próbować zrozumieć, tolerować lub bagatelizować. Można też jej nienawidzić, brzydzić się jej antropomorfizacją, cierpieć z powodu wszechobecności.


Wymiotować ze strachu na myśl o jej zimnej obecności w ślepej plamce myśli. Czuć nudności wiedząc, jak przeżywa nasze życie. Ponieważ kultura, moi drodzy, zyskała właśnie świadomość i wie już, że my wiemy.

 

Ponieważ wszystkie schematy, odniesienia, sformułowania i nawiązania nie są naszą własnością. Słowa, które wypowiadamy, sposób, w jaki to czynimy i to jak je rozumiemy zostało już pomyślane i wypowiedziane tysiące razy przez ludzki kolektyw. Z pomocą biologicznej technologii, której sami nie rozumiemy, programujemy nowych ludzi tak, aby nie byli w stanie funkcjonować poza naszym społeczeństwem. Na podobieństwo udomawiamy psy i koty, które mimo potężnego instynktu lepiej porozumiewają się właśnie z nami, niż z innymi psami i kotami. Uzależniają się od obecności ludzkiego ciała bardziej niż od markowego jedzenia z ulepszaczami. Do życia potrzebny jest im ludzki zapach, smak i opieka. Ponieważ kultura, moi drodzy, zaczęła przenosić się na zwierzęta, zanim jeszcze zrozumieliśmy, że jesteśmy zainfekowani.

 

Aby odnaleźć kulturę, jej źródło, należy użyć specjalnego narzędzia, stworzonego z nierdzewnej chirurgicznej stali, w swojej budowie przypominającej nieco wiertarkę połączoną ze szlifierką. Dopiero z pomocą tego urządzenia możemy dokonać trepanacji czaszki, tnąc przy linii włosów, tak żeby blizna nie była zbyt widoczna (http://okultura.pl/texts/modyfikacje.ciala/modyfikacje1.html), a żeby odsłonić jak największą ilość istoty szarej. Wtedy właśnie zobaczyć możemy kulturę, która promieniuje od mikroskopijnych aktywnych i nieaktywnych niteczek dendrytów. To skomplikowany system połączeń, który - aktualizowany przez procesy biologiczne - uruchamia odpowiedni program w zależności od użytego jądra. Jednym z głównych funkcji najnowszej wersji systemu kulturowego jest samoświadomość. Ponieważ kultura, moi drodzy, myśli za nas i robi to perfekcyjnie.

 

Jest naszymi oczami i uszami. Jest naszą myślą, a także nawet najgłębszą autorefleksją. To nie Ziemia, jak pisał Douglas Adams, ale kultura jest największym na świecie bionicznym komputerem. Ponieważ, moi drodzy, to myśli kultura, a nie my.

 

Wydawałoby się, że schodząc na najniższy poziom intymności, siedząc samemu w domu, pijąc do lustra albo uprawiając seks jesteśmy bardziej sobą. Bardziej dzicy, odspołecznieni, pierdzący bez żenady, masturbujący się, dłubiący w nosie i drapiący po dupie - to właśnie my - nieukryci, wolni. Patrzący na świat bez maski, brudni ale zwierzęco-ludzcy, właśni. Można zrozumieć, ale nie oswoić się z myślą, że to, jak postrzegamy siebie, jest tylko abstrakcją od schematu, w jakim widzimy innych. Ponieważ kultura, moi drodzy, podstępnie sprawia, że myślimy o sobie jako o sobie.

 

Albo - jak nauczali stoicy, semiotycy, katolicy i, w pewnym sensie, egzystencjaliści - jesteśmy tylko bionicznymi podstawkami do naszych myśli, czyli do kultury. Dlaczego właśnie ja to jestem ja? Co ma wspólnego moja świadomość z tym ohydnym i budzącym wstręt ciałem? Nędznym, nietrwałym siedliskiem pasożytów, które po raz pierwszy każdy z nas jest w stanie zaobserwować dopiero w wieku dwóch lat? Ale, co ważniejsze, jak mam te ciało postrzegać? Mam je akceptować, walczyć z nim, trenować je, okaleczać, czy ignorować? Kultura, w której żyjemy, z radością podstawi te pytania. Pomoże nawet na nie odpowiedzieć. A właściwie zaproponuje gotowe pytania, gotowe narzędzia i odpowiedzi, z których można wybierać. Pozwoli nam wybrać między sensem A i sensem B i być może przez chwilę poczujemy wolność płynącą z możliwości dokonania wyboru.

 

Chodzi mi o to, że w innej kulturze bylibyśmy kim innym. Inaczej postrzegalibyśmy świat i sam świat byłby zupełnie inny. Właściwie wszelkie podstawowe rzeczy mogłyby ulec zmianie. Poza kulturą europejską najprawdopodobniej mielibyśmy poważny problem ze zrozumieniem tego tekstu, ponieważ samorozumienie kultury nie byłoby takie istotne. Kultura przeżarła całe nasze otoczenie - włącznie ze swoim ogonem - i skazała nas na takie, a nie inne życie. Teraz może tylko próbować odpowiedzieć na pytanie, na ile wybory, których dokonujmy, podejmowane są przez nas, a na ile przez innych ludzi, inkubatorów naszego wspólnego brzemienia. Na ile teraz, snując swoje przemyślenia, przeprogramowuję wasze myślenie o sobie?

 

Oczywiście przy tylu zmiennych wpływających na nasze „ja", poczynając od puli genowej, a kończąc na uwarunkowaniach społecznych, najłatwiej jest po prostu wzruszyć ramionami i żyć dalej. Jak ci smutni filozofowie, którzy udowadniają nieistnienie materii, a potem otwierają drzwi wychodząc z pokoju. Profesor Hołówka zapytał kiedyś studentów, czy nie przeraża ich fakt, że nie możemy podać wystarczającej definicji liczby. (Więc jednak filozofia odpowiada na ważne pytania). Jasnym jest, że takie podejście nie rozwiąże żadnego problemu, ale tylko spróbujcie rozwiązać go inaczej.

 

Niemniej jest czymś zabawnym świadomość, że myślimy o kulturze poprzez kulturę, o której myślimy przez kulturę i tak dalej. Zabawne jest również to, że jeszcze niedawno ludzie po prostu nie byli w stanie myśleć o takich rzeczach i takimi kategoriami, dlatego ich ulubionym zajęciem było prześladowanie tych, którzy próbowali im to wytłumaczyć. Na szczęście w dobie postintelektualizmu wiele rzeczy uchodzi na sucho. W tym, między innymi, większa liczba twórczych rozmyślań, niż twórczych konstatacji. Czego i Państwu życzę.