Jakie korzyści nie wynikają z abstynencji nikotynowej?

nF
nF
Kategoria felieton · 6 kwietnia 2008

Czy jesteś świadomy wszystkich aspektów swojego uzależnienia? Co zyskujesz rezygnując z palenia? Czy potrafisz wyobrazić sobie świat bez tytoniu?

Rzuciłem palenie cztery miesiące temu i cały czas jestem zaskoczony faktem, że uzależniłem się znacznie bardziej, niż mi się wydawało. Naprawdę myślałem, że koniec palenia to tylko mniej lub bardziej ostry głód przez jakiś czas - dwa tygodnie czy miesiąc, a potem człowiek jest czysty i może zaczynać od nowa, tylko po prostu łatwiej jest mu się uzależnić od nowa. Może nie tyle tak myślałem, ile tak mi się wydawało. Ciężko w tej chwili powiedzieć. Jakoś nikt nie mówił o tym, że po dwóch latach cały czas chce się jarać. I po pięciu i po dziesięciu. Tak jak alkoholikiem jest się przez całe życie, tak może być i z papierosami. Ostatnio zaczęło mi się śnić, że zapalam "tylko jednego papierosa". To głupie. Zdecydowanie wolę sny erotyczne.

Paliłem przez osiem lat z jedną przerwą, stale choć nie strasznie dużo. Rano wolałem coś zjeść niż palić na pusty żołądek, ale czasami nie było wyjścia. Więc pewnie jestem gdzieś w lepiej radzących sobie z nałogiem. Piszę to, bo irytują mnie schematy.

Fizycznie nie czuję większej zmiany. Przez jakiś czas lepiej czułem zapachy, ale to raczej wiązało się z głodem niż z wyostrzeniem zmysłów. Moja kondycja może jest trochę lepsza. Później łapię zadyszkę i potrafię dalej przepłynąć pod wodą. Nigdy specjalnie nie uprawiałem sportów, więc nie zauważam większej różnicy. Natomiast dopiero po rzuceniu zorientowałem się, jak moje ubranie śmierdzi. To zapach nie przypominający zapachu dymu, tylko coś w rodzaju butwiejącego, zatęchłego posmaku. Ciężko to opisać, natomiast nie zdawałem sobie z tego sprawy. Sam dym tytoniowy teraz zupełnie mi nie przeszkadza, śmierdzące ubrania owszem.

Kasy wydaję więcej niż wydawałem na fajki. Kiedy jestem głodny, to nie zapalam papierosa, ale kupuję sobie coś do jedzenia. Kiedy jestem śpiący czy zmęczony kupuję sobie kawę, a nie zapalam papierosa. Poza tym nagradzam się za niepalenie, łatwo pozwalając sobie na takie zastępniki. Po piciu mam trochę mniejszego kaca, ale nie jest to specjalnie widoczne, ponieważ piję więcej (trochę zastępując jedno uzależnienie drugim), jestem też w stanie wypić więcej (ponieważ nikotyna potęguje działanie alkoholu). Daję radę wlać w siebie taką ilość alkoholu, żeby się nim dość mocno podtruć, co wcześniej mi się nie zdarzało. Jakby napisał Vonegutt - wszystko po to, żeby chociaż na chwilę spowolnić pracę tych gigantycznych mózgów.

Rzuciłem palenie, bo czułem się nim zmęczony. Bo wiedziałem, że muszę to zrobić prędzej czy później. Bo irytowało mnie to, że muszę zapalić. Oczywiście gdybym nie zachorował i nie nie potrzebował palić przez parę dni, pewnie nigdy by do tego nie doszło. To fajny sposób i chyba dość skuteczny, jeśli chodzi o początek rzucania. Teraz nie zaczynam palić przede wszystkim dlatego, że nie chciałbym przechodzić jeszcze raz tego, co przechodziłem w pierwszym miesiącu, kiedy to myśli zogniskowane były tylko na jednym.

Nie czuję się specjalnie inaczej, mój intelekt nie jest większy niż wcześniej. Wręcz odwrotnie, brakuje mi trochę palenia jako takiego i możliwości dania mózgowi małego nikotynowego kopa, kiedy muszę się skupić. Brakuje mi trochę zajmowania czymś rąk. Dlatego przede wszystkim przerzuciłem się na popijanie kawy przy komputerze. Pewnie bezpieczniejsza byłaby herbata, ale jakoś aktualnie nie mogę się do niej przekonać. Podoba mi się gorzki smak.

W podręcznikach do psychologii opisane są najskuteczniejsze kampanie antynikotynowe. Nie będę teraz wymieniał, jak coś takiego powinno wyglądać, najważniejsze jest, że to totalna podstawa. W Polsce nie stosuje się nawet podobnych środków. Głównym elementem kampanii antynikotynowej jest podnoszenie cen papierosów (taka jest oficjalna argumentacja, można nawet poczytać sobie dokumenty). Boli mnie trochę, że albo rządzący nami ludzie są totalnymi imbecylami, albo mają nas gdzieś. Bo w zasadzie nie widzę trzeciej możliwości.

Rozmawiając z ludźmi, którzy rzucili palenie, cały czas mówimy o tym samym. Że to raczej frajda dla samej frajdy, zwycięstwo nad samym sobą. Albo ucieczka od jakiejś prywatnej porażki, jaką jest uzależnienie. Tak najfajniej to by było, gdybyśmy w ogóle nie zaczynali palić. Ale w ten sposób nie poznalibyśmy wielu świetnych ludzi, nie zawarli długoletnich przyjaźni. Polecam niepalącym wychodzenie na papierosa, to naprawdę świetny sposób na przerwy.

Tak więc nie gloryfikujmy palenia ani niepalenia. Jest wiele bardziej istotnych wyborów. W perspektywie tych czterech miesięcy mogę szczerze powiedzieć - to czy się pali, czy nie, wcale tak wiele nie zmienia. Problem pojawia się wtedy, gdy skończą się fajki.