Zapożyczam się u Buñuela, w nadziei że mi odpuści. On sam brał chętnie od innych, gdy tylko było trzeba. Tak naprawdę za bardzo nie wiem, co jest godnością, a co hańbą; gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie i jak się te pojęcia mieszają. Znienawidzony przez głos opinii powszechnej generał Jaruzelski nie tylko był sowieckim agentem, nikczemnikiem w ciemnych okularach („Czy te oczy mogą kłamać?" - śpiewano), który ku naszemu utrapieniu wprowadził stan wojenny i nie umiał go zagospodarować. Nie całkiem, skoro nawet Michnik, który przez niego trochę się odsiedział, studził żądne odwetu temperamenty: „Odpieprzcie wy się od generała!" Niezbyt chętnie szedł na Prezydenta przewagą zaledwie jednego głosu sejmowego. Ugodzony we Wrocławiu zawiniętym w gazetę brukowcem prosił, by zostawić sprawcę w spokoju. To chyba nie było haniebne, ani obliczone na poklask. Szybko też zareagował, gdy Kaczyński przez pomyłkę wręczył mu medal (jaka niehonorowa pomyłka, prawda?), deklarując niezwłoczny zwrot kłopotliwego fantu. Owszem, był zajadły w prześladowaniu własnych szpiegów (płk Kukliński), ale w końcu można to zrozumieć. Miał też chyba za dużo kasy z woja, bo w przeciwieństwie do Wałęsy nie zapowiadał strajku, jeśli nie dostanie emerytury prezydenckiej. Panisko!
Nie potrafię ocenić jednoznacznie zachowania kierowcy, który był trzeźwy ale najwyraźniej bardzo zmęczony, bo gdy się obudził na słupie, ujrzał przed sobą stertę 14 powalonych rowerów i okrwawionych cyklistów. Tak się przestraszył tego koszmarnego widoku, że dwukrotnie próbował popełnić samobója, by jakoś dojść z tym do ładu. Na szczęście nikt nie zginął, ale nie chciałbym się nigdy obudzić w ten sposób. A przecież to możliwe... To szlachetny człowiek czy łotr? A może jedno i drugie? I w jakich proporcjach?
Nie umiem też zakwalifikować reakcji prezydenta Olsztyna na podstępne ujawnienie molestacji (jeśli istotnie jej się dopuścił). Jedno jest pewne: jego odporność na stres jest przeciwieństwem zachowania poprzednika.
Nie wiem, co to znaczy, gdy w moim imieniu domagają się godnego życia i godnej śmierci. Już się boję! To jakieś szemrane oszustwo, wystarczy, jeśli pozwolą mi żyć bezprzymiotnikowo, dokąd się da i nie będą truli o szlachetności hospicjów w przeciwieństwie do hańby eutanazji. Bez kasy nie będą tam przecież nikogo przetrzymywać na siłę. Wystarczy dyskretnie zakręcić kranik i nie podtrzymywać marnego życia, gdy skończą się opłaty. Mówcie prawdę, kochani, nie kłamcie, to takie nieszlachetne!
Przedkładam wychowanie na podwórku i na ulicy nad wychowaniem w salonie. To często pozwala na zachowanie elementarnej przytomności umysłu, choć powinny być jakieś rozsądne proporcje tej przewagi.
Dość hańbiący jest nasz pięcioletni już udział w awanturze irackiej, w płonnej nadziei że Amerykanie sami nam strząsną należne okruszki. Trzeba się twardo targować, sama miłość i waleczne oddanie nie starczą.
Nawet fajna ta rzeczpospolita z kolejnym numerkiem porządkowym, ale czy godzi się tak szybko dewaluować te liczby? Katyń w porzo, ale raczej sam film Wajdy, niż wykorzystanie tej sprawy do późniejszych hałaśliwych i partackich awansów pomordowanych o stopień w górę. Nie było nawet czasu porządnie sprawdzić, szlachetny pośpiech patriotyczny naglił. Leczę się forsownie z nienawiści, ale tu niestety mam wyjątek. To Urban wymyślił termin: seanse nienawiści, oceniając tak kościelne homilie; potem przylgnęło to do tonu jego własnych wystąpień; jednakże niedościgłym majstersztykiem owych ociekających szlachetnością wywodów okazały się dopiero lekcje ekipy Rzeczpospolitej z numerkiem 4. Gdy mnie pouczają, kogo mam obowiązek godnie nienawidzić i w jakiej sprawie, wystrzelałbym nauczycieli do ostatniego.
Mieczysław Cholewa (z prawej) i Bogdan Borusewicz Fot. Dominik Sadowski / AG |
Kto wie, czy na miejscu Borusewicza (ale jak mogę to oceniać, skoro nigdy nie byłem na jego miejscu?) nie podałbym jednak ręki zdrajcy Cholewie, autorowi muzyki do szlachetnej pieśni o Janku Wiśniewskim, który padł. Cholewa wyznał publicznie, w obecności wicemarszałka, dziennikarzy i kamer, że był agentem SB. Skomplikowana gra godności i hańby.
Wybieram hańbę. Proszę, zostawcie nam jej trochę! Pozwólcie wybrać choć na lekarstwo, bez nieznośnego terroru obowiązkowej szlachetności.
Jacek Łaszcz