Historia w potrzasku

Agnieszka Kłos
Agnieszka Kłos
Kategoria felieton · 2 lutego 2008

Największe tragedie rozbijają się zawsze o detale. Po kilku, kilkunastu latach już wiadomo, że zażegnany konflikt miał bardzo błahe przyczyny. Im większa katastrofa, tym jej przyczyny wydają nam się drobniejsze. Wszystko za sprawą ludzkiej pamięci, która jak nic na świecie potrafi selekcjonować i zapominać.

 

Auchwitz - Birkenau przeżyło kolejną rocznicę wyzwolenia obozu. 63 rocznica przypadła 27 stycznia i była poświęcona rodzinom oraz ich losom. Byłam na miejscu, kiedy wraz z ostatnią garstką byłych więźniów i ich obecnych rodzin, przemawiali w budynku sauny oficjalni przedstawiciele władzy. Śledzę kolejne obchody rok za rokiem i muszę przyznać, że tegoroczne wydały mi się nudne. Nie za sprawą tematu, ten początkowo wiele obiecywał, ale za sprawą karkołomnych i bełkotliwych przemówień ludzi z rządu.

Dlaczego największe katastrofy w historii obywają się bez zwyczajnych słów? Dlaczego po wielu latach milczenia, kiedy zaczynamy o nich mówić, wpadamy natychmiast w bełkot i ton tak oficjalny, że przestajemy się słyszeć? Czy historia wymaga od nas suchych faktów podanych w porządku chronologicznym? Czy tego wymagają współcześni odbiorcy, którzy nie skonfrontują już nigdy swojego świata z Tamtym?

Podczas tegorocznych obchodów, mimo że były one starannie przygotowane, nie padło ani jedno wzruszające słowo. Temat najpopularniejszy w obecnych czasach, kiedy polityka wzięła wszystkie rodziny pod swoje opiekuńcze skrzydła, okazał się pustym hasłem. Nikt podczas uroczystości nie pokazał choć kawałka prawdziwych emocji, które towarzyszyły rozbiciu rodzin na terenie obozu koncentracyjnego. Nikt też nie zatroszczył się o świadków, którzy w prawdziwie wzruszający sposób pomogliby nam zrozumieć przyczynę ich dożywotniego cierpienia. Jeśli historia ma być przenoszona drogą ukąszenia i zranienia, powinna mówić do nas głosem najmocniejszym z możliwych. Czy domagam się wstrząsających relacji i wyznań?

Z jednej strony nie. Wiadomo przecież, że oficjalne obchody zarezerwowane są dla wszystkich, a zatem dla nikogo w szczególności. Podczas oficjalnego przemówienia nikt nie spodziewa się szczególnych wzruszeń. Byłoby to z punku widzenia oprawy niesmaczne i nie na miejscu. A jednak to Auschwitz - Birkenau. Miejsce szczególne, które nie rządzi i nie może rządzić się takimi samymi prawami. Właśnie ze względu na swoją specyfikę i przeszłość, pamięć w tym miejscu ma szczególną dynamikę. Ona musi nas kąsać, układać się bez przerwy w naszym ciele, poszerzać granicę, w której wreszcie coś (fragment? Kawałek? Detal?) poszerzy naszą świadomość. Historii nie da się odstać, odsiedzieć. Trzeba ją przeżyć w sensie fizycznym.

Siedzieliśmy w budynku sauny. Jedynym miejscu w Birkenau, które ma światło, wodę i jest pilnie strzeżone. Reszta byłego obozu tonie w mroku i wygląda jak opuszczone pastwisko z wielką ilością baraków. Jedynie sauna, budynek graniczny, w którym dokonywano całkowitej przemiany człowieka w więźnia, jest dziś w pełni zagospodarowana. Trwa w nim ekspozycja prywatnych zdjęć zamordowanych w obozie ofiar. A zatem budynek sauny jest miejscem o niespotykanej w historii sile. Oto miejsce - pasaż, miejsce - pas transgraniczny, w którym można się było znaleźć tylko raz w życiu. Oto jednokierunkowa, która wiodła ludzi wprost w ramiona zniewolenia. Budynek ma szczególną aurę. Można ją porównać do świetlistej aury komory gazowej. Bo tylko w tych dwóch miejscach życie zaczynało się na nowo lub bezpowrotnie kończyło. Cały dynamiczny i niespotykany nigdy wcześniej scenariusz Zagłady, nie mógł obyć się bez takiego miejsca, jak sauna. W niej, przybyli do obozu ludzie, rozbierali się i oddając swoje rzeczy oraz włosy, stawali się - jak w magicznej przepowiedni - więźniami. Działo się to w ciągu zaledwie kilku minut.

Czy w takim razie można sobie wyobrazić lepsze miejsce do zorganizowania uroczystości? Na pewno nie. Nikt jednak nie postarał się oto, żeby budynek sauny "zagrał" i stał się w scenariuszu uroczystości tak samo ważny, jak podczas przybycia ofiar do obozu. Tylko za sprawą takiego przypomnienia, objaśnienia jego znaczenia, można było wywołać faktyczny stan świadomości.

"Tu wzięli mi moje imię i dali numer. Dlaczego? Dlaczego spalili mój naród? Żydowski naród. Dlaczego od nas wzięli wolność? Dlaczego nam dali łaty? Żółte łaty, żeby poznali, że jesteśmy Żydami?" - krzyczała podczas okrągłej uroczystości dwa lata temu Merka Szewach. Przedarła się przez kordon oficjalnych przywódców państw i dławiącym głosem wypowiedziała swoje oświadczenie. http://bi.gazeta.pl/im/8/2517/m2517768.mp3 Właśnie takich relacji zabrakło w tym roku. W wyreżyserowanej i wypreparowanej przestrzeni uroczystości zapomniano o głosie bezpośrednich świadków, którzy przemówiliby z głębi serca.

Cała prawda o obozie Auschwitz - Birekanu rozwija się dynamicznie obok oficjalnych przemówień. Jestem pewna, że można przywołać wiele żywych relacji i wspomnień więźniów, którzy nadal żyją i chcą świadczyć. Ich głos ma niespotykaną siłę, rezonowaną przez traumę, której nie sposób przepracować ni wyprzeć. Tylko spotkanie z bezpośrednimi świadkami Zagłady ma sens, bo tylko to spotkanie spowoduje, że historia stanie się pretekstem do zmiany. Do ruchu w ciele. Do zanurzenia. Trangresji.

Historia nie jest ani bierna, ani martwa. Czeka na odnalezienie i odkrycie. Jest niczym znalezisko, które staje się fascynujące w momencie zagłębienia. Wydaje mi się, że wszystko zależy od narracji i sposobów jej przedstawienia. Nie mogę wybaczyć, że władze obozu oraz przedstawiciele władzy decydują się na krok najgorszy z możliwych; zmieniają uroczystości w sztywną akademię. Jeśli chcecie poznać mechanizmy Zagłady i prawdziwe historie o ludziach w nią uwikłanych, nie jedźcie na uroczyste obchody. Wybierzcie się lepiej na pogłębione seminarium, których nie brakuje w Oświęcimiu (http://www.mdsm.pl/). Warto pamiętać, że historia to przede wszystkim ludzie, a ludzie to emocje i wielka ilość szczegółów. To właśnie o nich najłatwiej zapomnieć.