Zaduszki warzywne czyli Dziady karmione dynią.

ooops
ooops
Kategoria felieton · 31 października 2003

(...) w zasadzie nic mi do tego, kto jak traktuje i obchodzi to święto. Pod jednym wszakże warunkiem - jeśli chce kto obchodzić je tak, jak to robią za oceanem, niech wysili się troszkę i dowie się, jak obchodzili je na naszej ziemi przodkowie, których miejsc pochówku nawet nikt nie pomni. Jeśli zechcemy zmienić sposób obchodzenia świąt, to zróbmy to świadomie, nie zaś pod wpływem tv i supermarketów, które chętnie wepchną nam jeszcze jeden chłam pod obojętnie jakim pretekstem.

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie - co to będzie, co to będzie..." (A. Mickiewicz – „Dziady cz. II”)

Lada dzień pod drzewami legnie cały ten „wielobarwny kobierzec”, a na drzewach pozostaną już tylko te liście, które do nich przymarzły. Ludzie, kichając i prychając, poowijani w szale przemykać będą między podmuchami wiatru, by zdążyć do ciepłego kąta, zanim zaskoczy ich, jak drogowców, pierwszy śnieg. Z łąk, a może Bóg wie skąd, wypłyną cicho mgły, wdzierając się raz po raz na osiedlowe trawniki, by pobuszować między blokami i pozwolić ludziom się pozderzać. Nocą na ulicach zaczną z lekka dymić pierwsze studzienki, by upodobnić scenerię do tanich podrzędnych horrorów. W takie wieczory, siedząc przy kominku z nogami owiniętymi pledem i z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, mamy czas, by zwolnić. Gdy po plecach rozlewa się przyjemne ciepło, nie w głowie nam wyścig szczurów, moglibyśmy tak siedzieć i siedzieć, wsłuchani w upiorne wycie wiatru za oknem i przyjemnie trzaskające drwa w kominku. W taki czas najchętniej odwiedzają nas duchy przodków. (Widać u nich też nic ciekawego się nie dzieje...). Nie przypadkiem zapewne właśnie wtedy, gdy jesień oddaje powoli pola zimie, od zawsze nachodzą nas ci, którzy odeszli. My zaś chętnie podejmujemy z nimi ten wewnętrzny dialog, sami zamyśleni nad sobą bardziej niż kiedykolwiek indziej.

„...Nigdy nie ujrzycie mego cienia i nie usłyszycie odgłosu mych stóp,

Dopóki nad Bourbon Street świeci Księżyc...” (Sting & The Police - „Moon over Bourbon Street”)

Przychodzi dzień, kiedy chcemy do nieobecnych zbliżyć się jeszcze bardziej, oddać im to, co jest im należne, wyprosić wsparcie, nim do nich dołączymy. Palimy więc świece na odświeżonych pomnikach, czuwamy przy miejscach ich spoczynku, wznosimy modlitwy w różnych językach i do różnych bogów. I w zasadzie nic mi do tego, kto jak traktuje i obchodzi to święto. Pod jednym wszakże warunkiem – jeśli chce kto obchodzić je tak, jak to robią za oceanem, niech wysili się troszkę i dowie się, jak obchodzili je na naszej ziemi przodkowie, których miejsc pochówku nawet nikt nie pomni. Ja też lubię święta, a jeszcze bardziej, gdy są dniem wolnym od nauki i pracy, dlatego nie mam nic przeciwko ich adaptowaniu do naszych warunków. Świętujmy! Ale, ale – jeśli zechcemy zmienić sposób obchodzenia świąt, to zróbmy to świadomie, nie zaś pod wpływem tv i supermarketów, które chętnie wepchną nam jeszcze jeden chłam pod obojętnie jakim pretekstem.

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie - co to będzie, co to będzie..."

Święto zmarłych pozwala trochę oswoić śmierć, zanim przyjdzie nam się z nią spotkać oko w oko. Daje nam szansę zadośćuczynienia tym, którzy odeszli. Pozwala nam oczyścić sumienie. Dlatego powinien to być dzień pełen refleksji i zadumy, jeden dzień w roku, byśmy pamiętali, co nieuchronnie niesie nam jutro. Byśmy przypomnieli sobie epitafium - ‘byłem, czym jesteście, jestem, czym będziecie’. I wprawdzie nie zmienią tego długowieczne pomniki, ogródki zamiecione i ukwiecone – lecz żywym dadzą one spać spokojnie.

Dawniej na Dzień Zaduszny przygotowywano specjalne jadło, którym częstowano przybyłe z zaświatów dusze. W przycmentarnych kaplicach potajemnie odprawiano ucztę dla zmarłych. Z czasem ucztę tę zastąpił bochen chleba niesiony na cmentarz, by tam obdzielić nim żebraków, czyli dziadów, którzy za to mieli wznosić modły za nas, albo za wskazaną przez nas osobę. Czy dziś „dziady” zechcą się modlić za naszych przodków w zamian za pustą dynię z dziurami na oczy? I czy przez te dziury też da się dostrzec sylwetki tych którzy nie rzucają cienia? Szczerze wątpię!

I chyba nie powinienem się obawiać posądzenia o patetyczność gdy napiszę: zapalmy świeczkę tym, którzy oddali życie za ziemię naszych przodków, tym, którzy oddali życie w obronie innych – niech dziś nie będzie ważne, pod jakim sztandarem walczyli, skoro intencje były czyste. Zapalmy świeczkę tym, którym nie ma już kto świeczki zapalić, zapalmy ją tam, gdzie XXI wiek i jego „wymogi” po cichu wyrywają obce krzyże z zapomnianych mogił, by Wam przygotować miejsce... Już dziś postarajmy się o to, aby gdy kiedyś wnuki naszych wnuków wezwą nas na tę ucztę, duchy innych pozwoliły nam się pożywić...

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie - co to będzie, co to będzie..."

A gdy nisko nad ziemią unosić się będzie gęsta woń palonego wosku, cmentarną alejką przepłyną zjawy, by w drgającej poświacie świec rozpłynąć się za zakrętem. I któż będzie wiedział, czy byli to tutejsi gospodarze, czy goście. Gdzieś w mroku za lasem krzyży usłyszysz cicho szeptane słowa. Czy to modlitwa kogoś, komu bardzo brak bliskiej osoby, czy może zaklęcia kapłana – czarownika, mające z ciemności przywołać duchy...? A któż to wie?...

”Październik,

Drzewa są ogołocone

Ze swych szat,

Co mnie to obchodzi?

Październik,

Królestwa powstają i królestwa upadają

Lecz ty idziesz dalej,

Wciąż dalej...”

(U2 - „October” )

O modlitwę dla wartych jej i chleb dla proszalnych dziadów prosił JotPeX.