Po wakacyjnej przerwie kilka refleksji o życiu
Nie da się ukryć - wakacje już się skończyły. No i dobrze; miałem powyżej uszu nieustannych mieszanek pogodnych wakacyjnych przebojów w radio i uśmiechniętych teledysków na przemian z reklamami w telewizji. Zupełnie jakbym już na tyle zgłupiał, że nie potrafię sam odróżnić piosenek bożonarodzeniowych od reggae. Można by pomyśleć, że wakacje są po to, żeby ludzie mogli w końcu kupić odsmażane składanki przebojów; smutne, chociaż nie musiałoby tak być.
Zadałem sobie pewnego lipcowego dnia trudu 6 godzinnego słuchania pewnej stacji radiowej- tej z tych, co to mają w statucie wpisane "radio towarzyszące" a nazwa nie jest dłuższa nad trzy znaki. Tak, wiem że jest takich przynajmniej dziesięć, ale o to w tym eksperymencie głównie chodziło. Wnioski? W ciągu jednej godziny nie usłyszałem więcej niż czterech polskich utworów. Wiadomo, to zagraniczne musi być lepsze. Ale bardziej mnie zdziwiło, że oprócz "power play'ów" mało która piosenka miała mniej niż 5 lat. To dopiero przewrotne; nikomu nie zależy na promowaniu nowych brzmień. No bo niby po co, skoro raz zakupione same wasze ulubione przeboje puszcza się w kółko, a jedynym wyróżniającym się akcentem są kilkuminutowe skróty wiadomości. To jest właśnie idea radio towarzyszącego, którego nikt nie słucha, a ono - raz włączone bzyczy cicho w kącie przez cały dzień.
Gdzieteczasy
,kiedy włączało się wieczorami Radiostację, by posłuchać pierwocin muzyki klubowej czy niezależnej polskiej sceny rockowej. Dziś nawet ta następczyni Rozgłośni Harcerskiej więdnie i blednie. Adamus dostał polecenie od inwestorów, by Radiostację zmienić, Adamus polecenie wykonać musiał. Zostawmy jednak radio. Nie dziwmy się- stary to wynalazek i pewnie trudno musi być wymyśleć z nim coś nowego...
A tymczasem w nadchodzącym sezonie szykuje się
kilka perełek
Może najpierw mój ulubieniec: OnJeden, Michał W. Ma pełne ręce roboty. Płodzi w bólach swój drugi solowy album. Niestety- nie usłyszymy go przed gwiazdką, zapewne z powodu wielkiej, 30-koncertowej trasy po Niemczech. Ponoć aż 15 tysięcy sąsiadów zza Odry na tyle polubiło Trójkę, że kupiło album "Keine Grenzen". Mniemam, że organizatorzy są przygotowani na wypuszczenie rozbrykanego Michała na zachodnie deski. Niemcom zaś życzę, aby przyjeli godnie- najlepiej na twarze- Wiśniewskiego miotającego się ze sceny w tłumy pietnastolatek.
Madonnie się chce
i to tak bardzo, że nie mogła się opanować na rozdaniu Music Awards i skradła francuskiego całusa Britney Spears. A działo się to w przerwie między pisaniem kolejnej (po "Angielskich Różyczkach") książki Madonny dla dzieci. Obie panie dobrze się czują w swoim towarzystwie i nagrywają płytę w asyście m.in. Mobiego (!) czy rapera P. Diddy. Zewsząd słyszy się zapowiedzi albumu "gorącego i bardzo sexownego". Co to może znaczyć przy takiej mieszance stylów i temperamentów- nie dojdziesz. Musi być to coś na tyle poważnego, że Madonna systematycznie odkłada premierę swojego albumu. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może w końcu panna Spears dojrzała do tego, by jak artysta ewoluować i szukać czegoś świeższego. Czego jej serdecznie życzę.