Do trzech razy sztuka?

vesper
vesper
Kategoria felieton · 18 września 2003

...Z całym szacunkiem dla p. Wojewódzkiego muszę powiedzieć, że nie pochwalam jego decyzji o odejściu. Po prostu uciekł z tonącego statku, obnosząc się z hasłem, że nie o takiego idola walczył. Przecież doskonale wiedział co robi, wpuszczając do muzycznego półświatka Alę Janosz - szesnastolatkę, śpiewającą „bo ja jestem kobietą”, czy Krzyśka Zalewskiego jako nieślubne dziecko Dickinson’a i Edyty Górniak...

Dzisiaj pozwolę sobie zaserwować Wam temat z grupy raczej tych błahych, niż tych poważnych. Nie będzie więc dzisiaj ani polityki, ani ekonomii, nic o strajkach i nic o kryzysach. Będzie o „Idolu 3”.

Wszyscy, którzy znają się na rzeczy twierdzą, że seaquele są znacznie gorsze, niż części pierwsze. Wszelkiego typu „reaktywacje” nie mają już w sobie świeżości swojego poprzednika, bazują na jego pomyśle co najwyżej wzbogacając go o powierzchowne ozdobniki, które mają odciągnąć uwagę widza od rzeczywistego ubóstwa fabuły. Co gorsza, kiedy na części drugiej się nie kończy mamy do czynienia nie tylko z syndromem „odgrzewanego kotleta”, ale kotleta, który odgrzewany był dwa razy i jeżeli przy drugim podaniu był jeszcze zjadliwy, to przy trzecim może okazać się całkowicie niestrawny. I takim właśnie „kotletem” jest „Idol 3”, tyle tylko, że wzbogaconym o świeży bukiet surówek w postaci Maleńczuka i Prokopa. Szkoda tylko, że dodatki nie przesądzają o jakości całego dania.

Apropos jury. Z całym szacunkiem dla p. Wojewódzkiego muszę powiedzieć, że nie pochwalam jego decyzji o odejściu. Po prostu uciekł z tonącego statku, obnosząc się z hasłem, że nie o takiego idola walczył. Przecież doskonale wiedział co robi, wpuszczając do muzycznego półświatka Alę Janosz - szesnastolatkę, śpiewającą „bo ja jestem kobietą”, czy Krzyśka Zalewskiego jako nieślubne dziecko Dickinson’a i Edyty Górniak. To przecież Wojewódzki swoim kwiecistym językiem wygłaszał peany na ich cześć, a teraz twierdz, że nie o to chodziło. Gdzie tu sens, gdzie logika. Skoro już podejmuje się trud wypromowania czegoś naprawdę porządnego i to tak niekonwencjonalna drogą, to trzeba liczyć się z odpowiedzialnością, jaką się na siebie w tym momencie bierze. Trzeba ponosić konsekwencje swoich wyborów, a nie zwalać winy na innych, mimo że samemu było się w „centrum dowodzenia”.

Poza tym nie jestem przekonana, co do zasadności całego przedsięwzięcia. Po pierwsze : bez świeżości pomysłu

i elementu zaskoczenia, program stanie się przewidywalny . Oczywiste jest przy tym, że i uczestnicy i jurorzy będą musieli dwoić się i troić, żeby zająć widza, żeby pokazać coś, czego do tej pory w „Idolu” nie widział. Czyli „wolna amerykanka”, czyli wszystko na sprzedaż. Czyli uczestnicy, stający przed jury z przekonaniem: zrobię z siebie idiotę, ale pokażą mnie w telewizji. Pomijam już kwestię braku jakiejkolwiek samokrytyki wśród ludzi szturmujących wejścia na castingi. Z drugiej strony sytuacja na polskiej scenie muzycznej sugeruje, że w dzisiejszych czasach wystarczy mieć głos mniej, niż przeciętny, aby zrobić oszałamiającą karierę. Przy odpowiednim podrasowaniu każde wykonanie może stać się hitem. Nie trzeba się też wysilać przy pisaniu tekstów, bo ktoś zrobi to za „artystę”. Zresztą nawet teksty „autorskie” też cieszyłyby się powodzeniem, bo ostatnio grafomania idzie jak świeże bułeczki.

Po drugie: jak miałby wyglądać idol w trzeciej odsłonie? Komu teraz polska wymagająca publiczność da szansę zrewolucjonizowania krajowego rynku fonograficznego? Na kogo przyjdzie kolej po komercyjnej porażce cukierkowej Ali Janosz i Krzyśka Zalewskiego, którego autorskie poczynania musza pozostawiać wiele do życzenia, skoro nikt nie chce podjąć się wydania jego płyty? Czy idolem 3 zostanie koleś w za dużych gaciach, zapodający teksty o tym jak to siedzi na ławce przed blokiem ,pije tanie wino i nie ma perspektyw ? Na przestrzeni dwóch pierwszych edycji widzieliśmy już, jak ludzie z naprawdę wielkim głosem i ambicjami, przewyższającymi śpiewanie słodkich piosenek dla zakochanych trzynastolatek, żegnali się z programem. Wniosek z tego może być tylko jeden: nie wiem, czy tak, bądź co bądź, odpowiedzialna decyzja powinna spoczywać w rękach polskiej publiczności. Bo jak widać na załączonym obrazku skutki tych decyzji mogą być opłakane. Niezbadane są wyroki Boskie...i polskie. Może lepiej byłoby pozostawić wybór profesjonalnemu jury, które (przynajmniej teoretycznie) zna się na rzeczy, wie co robi i ponosi konsekwencje swoich decyzji .

Program taki jak „Idol” daje niepowtarzalną okazję do wprowadzenia na polską scenę muzyczną czegoś nowego, świeżego, innego. Kopiowanie tego, co istnieje już na rynku jest w tym wypadku bez sensu. Jurorzy powinni wystrzegać się przepuszczania do dalszych etapów takich kopii. Nie jestem pewna, czy potrzebna nam jest jeszcze jedna Edyta Górniak albo inna Natali Kukulska. Człowiek zresztą uczy się na błędach i dlatego po doświadczeniach z „Idola 1 i 2” zarówno jurorzy jak i publiczność powinni zrewidować swoje muzyczne gusta. Tak naprawdę, to wierzę, że nie jest jeszcze z nami tak źle, żebyśmy nie potrafili docenić czegoś naprawdę wartościowego, czegoś, co może nie jest najłatwiejsze w odbiorze, ale jest inne, oryginalne, świeże. Skoro trzecia edycja „Idola” stała się już faktem to nie można dopuścić, aby powtórzyć wcześniejsze błędy.

Jeszcze jedna ,dość chyba optymistyczna refleksja: dobrze, że „Idola” można wygrać tylko solo, bo jedno Ich Troje w zupełności wystarczy.