Byłbym w stanie wybaczyć gderanie i biadolenie, tylko wtedy, gdyby autorka felietonu "Nie jesteśmy w niebie, chodzimy po ziemi" okazała się członkinią szumnej organizacji o nazwie Młodzież Wszechpolska, skupiającej światopoglądowych wypaczeńców i lepperystów głoszących własną filozofię rzeczywistości pokrzywionej.
Cukriti pisze, że "wali od nas kiczem (...) mało czytamy, mało się śmiejemy, mało rozmawiamy (...) wciąż nie odróżniamy kubizmu od futuryzmu, Harasymowicza od Kasprowicza, pomarańczy od grejpfruta". Jeśli wierzy całkowicie w to, co przelewa na ekran komputera i jeśli naprawdę tak wygląda Jej świat, to zdaje się, że tkwi gdzieś w przedsionkach piekła. Po lewej żebrak wyciągający rękę po grosz, którym nie śmierdzi nasza kieszeń. Po prawej umierająca staruszka, której nie wystarczyło na leki. Na przeciwko mężczyzna z sierpem i młotem na piersi, pociąga za sobą lud do walki o dobro, szczęście i lepszą przyszłość, nie wiedząc, że za kilka dziesięcioleci wchłonięty przez nudną historię, utopi się w niełasce. Pachnie śledziem drugiej świeżości, a cukriti nie odwraca głowy ze strachu przed tym, co mogłaby zobaczyć za sobą.Wszystko to wzięte do kupy i wymieszane wielką drewnianą łychą to Polska - główna bohaterka dramatu. Z pustym brzuchem, spuszczoną głową. Zawstydzona i zakompleksiona, jak czternastolatka, pełna przekonania, że wszystkie koleżanki z sąsiedztwa są od niej piękniejsze...
Felieton cukriti traktuję z przymrużeniem oka i dużą dozą krytycyzmu, rozumianego jako podstawowy organ obrony przed wszelkiego rodzaju szkodliwą indoktrynacją. Uważam, że ktoś kto narzeka na swój los i los rodaków, narzeka na "matkę Polskę", szarość, płytkość i biedotę rzeczywistości, w której przyszło nam, nieszczęśnikom, żyć, jest równie niewiarygodny jak chłopak reklamujący w telezakupach Mango maszynkę do ekspresowego składania koszul. Jego droga do sławy, zapoczątkowana programem Big Brother, skończyła się w studiu telewizyjnym, gdzie zachwala towary, w których atrakcyjność i przydatność sam nie wierzy. Zdradzają to kąciki ust, unoszące się w przypływie ironicznego, na pół wymuszonego uśmiechu.
Na podobnej zasadzie - brnięcia w fałsz i tkwienia w nim po pachy - działają ludzie tacy, jak autorka tekstu, z którym śmiem tu polemizować. Czy życie w Polsce jest naprawdę takie złe? I czy obecnie jesteśmy tak smutni, a ulice naszych miast tak bezbarwne, jak było to w czasach Hłaski, na którego, jak na niepodważalny autorytet, powołuje się cukriti? Byłbym w stanie wybaczyć gderanie i biadolenie, tylko wtedy, gdyby autorka felietonu "Nie jesteśmy w niebie, chodzimy po ziemi" okazała się członkinią szumnej organizacji o nazwie Młodzież Wszechpolska, skupiającej światopoglądowych wypaczeńców i lepperystów głoszących własną filozofię rzeczywistości pokrzywionej. Filozofia ta, podobnie jak Twoje, cukriti, zdanie na temat polskiego społeczeństwa, polityki i bytowania, jest dla mnie całkowicie nie do strawienia. I jak to napisał kiedyś Gombrowicz - pacjent już dostał czkawki.
Nadmierna wywrotowość staje się niekiedy zwykłym, niedojrzałym poglądowo buntem nastolatka. Pretensje do Boga, za to, że zesłał nas na ten okropny świat i skazał na życie w męczarniach, niezrozumieniu, alienacji i niechęci do wszystkiego co nas otacza, działa na mnie jak płachta na byka, a ciągłe narzekanie na aktualny stan Polski i Polaków kojarzy mi się z najohydniejszą sferą politycznego populizmu, w której przodują Lepper, Giertych i inne oszołomy. Najzdrowszą perspektywą patrzenia na świat jest racjonalizm. Polska nie jest piękną Norwegią, z jej najwyższym poziomem życia, ale nie jest też jednym z tragicznych państw świata, jakich wiele. Nie przymieramy głodem, stać nas na piwo i Internet. Czy ktoś bez skłonności samobójczych jest w stanie uwierzyć w słowa cukriti i powiedzieć: "właśnie tak wygląda mój smutny świat"? Wątpię. I życzę szczęścia.