co to znaczy kochac?

Larousse
Larousse
Kategoria felieton · 4 listopada 2002

Od pewnego czasu dręczę wszystkich swoich znajomych tymże pytaniem Większość z nich patrzy na mnie jakbym się z co najmniej z choinki urwała lub stwierdziła, że mam zamiar podczas lata w śniegowcach paradować.

Od pewnego czasu dręczę wszystkich swoich znajomych tymże pytaniem Większość z nich patrzy na mnie jakbym się z co najmniej z choinki urwała lub stwierdziła, że mam zamiar podczas lata w śniegowcach paradować. Wzruszają ramionami, odsyłają mnie zwykle do siebie nawzajem albo mówią, że „ tak po prostu”. Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Dlaczego?

Dostałam niedawno list. Od chłopaka, który piastował swego czasu stanowisko„mojego”. Notabene, mieszkał na drugim końcu Polski, co zapewne jest faktem nie bez znaczenia w tej historii. W niezwykle długim, jak na mężczyznę, epistole oświadczył: (cytuję, pomijając błędy ortograficzne, mogące spowodować u niektórych silne drgawki i oczopląsy) „Nie będę Cię oszukiwał. Mam dziewczynę. Po prostu zrywam z Tobą, bo nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Wiem, że ci ciężko ale sama wiesz jak jest.”. Wzruszające, niczym wyznanie amanta z telenoweli brazylijskiej i jakże empatyczne! O ile sobie przypominam, nie dalej jak 5 dni wcześniej zapewniał mnie o swej miłości i przysięgał dozgonną wierność. Potrafił wysyłać co parę minut smsy w których kochał mnie jak nikogo jeszcze, byłam w nich najważniejsza i jedyna na świecie. Dowiadywałam się (czas przeszły!) że nie może żyć beze mnie; raz nawet, oczywiście za pomocą aluzji, w zawoalowany sposób prawie mi się oświadczył. I nagle taki list! Z dnia na dzień przestałam być „kochana”, w ekspresowym tempie jego słoneczkiem stała się kolejna cud- dziewczyna.

( podejrzewam nawet, że przez jakiś czas swym gorącym uczuciem obdarzał nas obie) Zastanawiające, prawda? Ludzie tak prędko zmieniają obiekty swoich westchnień, że wydaje się iż po kilkunastu rotacjach niechybnie nastąpić musi wypaczenie tego pojęcia. W dzisiejszych czasach kochamy znajomych, przyjaciół znajomych, mijanego na ulicy przystojniaka, zdechłego kota sąsiadki i wszystko inne co się napatoczy. Średnio piętnaście razy dziennie słyszę słowo „kocham” i mam tego serdecznie dość. Już nie wiem kiedy jest ono prawdą a kiedy sprytną manipulacją. To tak łatwo powiedzieć...przekonałam się o tym na własnej skórze. I, o zgrozo, naiwnie wierzyłam. Dziś myślę, że samo „po prostu” nie wystarcza ( może jedynie szczęśliwym małżeństwom), potrzeba czynów, ludzie, czynów!!! Nie słów. Nie wierzcie nikomu kto mówi „kocham” nie potwierdzając tego swoim zachowaniem. Tym bardziej po tygodniu znajomości. To coś w stylu wegetarianina, który codziennie wsuwa schaboszczaki. Wydaje mi się, że najlepszym potwierdzeniem miłości są drobne gesty: rezygnacja z czegoś dla drugiej osoby. To ważniejsze od, choćby najpiękniejszych, wyznań. Najsmutniejsze jest , iż każdy mój związek zaczynał się dobrą miłością (w osobistym mniemaniu, rzecz jasna) a kończył toksyczną. Moim usilnym przywiązaniem osobnika a jego ucieczką co, wnioskując, nie przyniosło oszałamiających efektów. Ostatnia historia wniosła jeszcze więcej zamieszania. Wiem, że nic nie wiem. Przecież tym razem miało być już na zawsze...Więc jak to jest? Na czym polega prawdziwa miłość? Co to, tak naprawdę, znaczy kochać?