Czesia, Natalia Kukulska i ja

Lukasz Grzesiczak
Lukasz Grzesiczak
Kategoria felieton · 30 kwietnia 2002

Kraków przywitał mnie brakiem jajek, które z pobliskich sklepików wykupiono pewnie z myślą o wizycie prezydenta A. Kwaśniewskiego. Miałem okazje wysłuchać koncertu białoruskiej kapeli punkowej i podpisać się pod listem do prezydenta Łukaszenki (taki list to całkiem rozrywkowa sprawa).

Dąbrowa Górnicza żegnała mnie w postaci miłych

(i wszystkowiedzących) sąsiadek, które przypomniały mi że ci spod budki z piwem to też są filozofowie. Niektórym trudno było uznać mnie za poczytalnego umysłowo, kiedy dowiedzieli się, że w imię filozofii zrezygnowałem z administracji. Próbowałem jakoś się bronić i argumentować. I nic. Nie pomogło nawet zapewnienie, że Natalia Kukulska filozofię studiuje. Może gdybym użył argumentu, że Czesia z Klanu też –byłaby to całkiem inna rozmowa.

Kraków przywitał mnie brakiem jajek, które z pobliskich sklepików wykupiono pewnie z myślą o wizycie prezydenta A. Kwaśniewskiego. Miałem okazje wysłuchać koncertu białoruskiej kapeli punkowej i podpisać się pod listem do prezydenta Łukaszenki (taki list to całkiem rozrywkowa sprawa, szkoda, że nikt nie zbiera podpisów sprzeciwu wobec rozszerzania się choroby „szalonych krów” – efekt pewnie podobny). Po tym miłym powitaniu miałem nadzieję, że Kraków studentów filozofii (powiedzmy) „znosi”. Jednak ...

Na każdym kroku czyhają na nas niebezpieczeństwa – choćby napis w ubikacji Instytutu Socjologii zabraniający „filozofowania podczas intymnych wizyt w WC”. Życie bardzo umilają panie sekretarki, do których dostanie się graniczy z cudem. W ogóle czas oczekiwania w kolejkach do sekretariatu wspominam najgoręcej, bo właśnie w nich poznałem cały swój rok. Trzy dni wystarczyły (na zapoznanie się oczywiście), bo panie sekretarki niestety nie zdążyły w tym czasie wypisać legitymacji. Zazdrościłem swym znajomym z innych kierunków i zastanawiałem się dlaczego sekretariat prawa jest wstanie wypisać 1000 legitymacji i indeksów, a sekretariat mego kierunku (14 razy mniej) niestety nie. Jednak „zastanawianie się” do niczego nie doprowadziło, i tak cały październik pokonując trasę Katowice – Kraków nie mogłem pozwolić sobie na luksus zwany popularnie „biletem ulgowym”.

Ale są też i dobre strony. Z tego nadmiaru myślenia postanowiliśmy powołać komitet kolejkowy. Taki twór z epoki, z której nie wyszły jeszcze panie sekretarki.

Teraz już mam indeks, legitymację i stres przed sesją. Mój punkt widzenia zmienił się diametralnie – pewnie tak samo będzie zmieniał się z każdym miesiącem. Mam teraz nowe wyzwania. Wepchanie się do autobusu (dlaczego w tym mieście ludzie cisną się przy wyjściu, kiedy przestrzeń między wejściami jest prawie pusta?), załatwienie sobie lektoratu języka rosyjskiego. Moim następnym marzeniem jest otrzymanie książeczki zdrowia. Na razie są z tym pewne problemy, gdyż w sekretariacie powiadomiono nas, że brak książeczek zdrowia to „wyraz troski o nasz stan fizyczny”.

Po paru miesiącach nie czuję się już jak legendarny K. (nie mylić z wojewodą Kempskim) patrząc na rozkład zajęć. Stojąc w kolejce do baru mlecznego nie popełniam gafy zapominając, jak kiedyś, tacy (ach ten krzyk pani kucharki i pełen pogardy wzrok innych kolejkowiczów).

Nie ma jednak jak obiad w domu. W weekend (niektórzy fachowcy namawiają by używać terminu „zapiątek”), gdy wychodzę z psem spotykam ciągle te same sąsiadki. To miło zobaczyć, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Nawet w moim ulubionym serialu „Zbuntowany anioł” akcja posunęła się tak naprawdę niewiele. Nie jestem nawet pewien, czy na pewno do przodu ...