"Istnieje tylko Zło i Większe Zło, a za nimi oboma, w cieniu, stoi Bardzo Wielkie Zło. Bardzo Wielkie Zło, Geralt, to takie, którego nawet wyobrazić sobie nie możesz, choćbyś myślał, że nic już nie może cię zaskoczyć. I widzisz, Geralt, niekiedy bywa tak, że Bardzo Wielkie Zło chwyci cię za gardło i powie: 'Wybieraj, bratku, albo ja, albo tamto, trochę mniejsze'.
- Czy mogę wiedzieć, do czego zmierzasz? - spytał wiedźmin- Do niczego. Wypiłam trochę i filozofuję, szukam prawd ogólnych. Właśnie jedną znalazłam: mniejsze zło istnieje, ale my nie możemy wybierać go sami. To Bardzo Wielkie Zło potrafi nas do takiego wyboru zmusić. Czy tego chcemy, czy nie."
Z takim cytatem spotkałem się w jednym z opowiadań (ostatnio bardzo popularnego) Andrzeja Sapkowskiego. Co bardziej czytelnika może przekonać to podobne stwierdzenie Niccolo Machiavelli'ego: "Czasami trzeba jako dobro oceniać mniejsze zło." Jeśli prawdziwym jest pierwsza teza to dobrem jest także ta możliwość wyboru jaką daje nam to rzekomo "Bardzo Wielkie Zło", więc spokojnie na wstępie możemy przyjąć, że nie istnieje bezwględne zło, ale nie trzeba nam się cieszyć przedwcześnie - następstwem tego swtierdzenia jest fakt, że nie istnieje bezwzględne dobro (bo inaczej odwieczna walka Dobra ze Złem byłaby nieczysta ze strony tego pierwszego, a zachwianie tych wartości spowodowałoby, że wszystko rozerwałoby sie w diabły). Pewnie spytasz Drogi Czytelniku: "Może powiesz mi jeszcze, że są one nieskończone?" Skoro nigdy nie osiągniemy ich granicy (górnej czy dolnej to już nie ma znaczenia) to jak Ci się wydaje? Zawsze, choćby przez nas uważane za maksymalne, Zło czy Dobro możemy uczynić jeszcze większym. Czarne i białe nie jest osiągalne, istnieje tylko nie kończąca sie ilość odcieni szarego, a nasze życie to jedna wielka plama, na której operujemy i otrzymujmy coraz to nowe kolory - ciemniejsze czy jaśniejsze. Piękne nieprawdaż? Ale jest jeden haczyk - powrót do poprzedniego koloru graniczy z cudem - a my jako ludzie nie jesteśmy bynajmniej uważani za cudotwórców. Jakby to powiedział monumentalnie Anglik na naszych usługach: "There's no return and no way back babe!" Dlatego musimy być konsekwentni w swoich wyborach. W swoich rozważaniach mogę przytoczyć historię Konrada Walenroda, kiedy to stanął przed następnym w swoim życiu wyborem. Po całej "aferze" ("Zakon gate") chciał biedny wrócić do kobiety i żyć z nią długo i szczęśliwie - niestety bez skutku. Wiadomo, że tragedia zaczęła się w momencie powstania alternatywy. Pozwolę sobie jeszcze raz umieścić fragment tekstu A.S. z tego samego opowiadania, tylko ze trochę linijek dalej:
" - Zło to zło, Stregoborze - rzekł poważnie wiedźmin wstając. - Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte. Nie jestem świątobliwym pustelnikiem, nie samo dobro czyniłem w życiu. Ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale."
I udało mu się wymigać? Od tego wyboru nie da się uciec, czy go zlekceważyć. To nie są wybory prezydenckie, że można zwalić wszystko na innych (jeśli wogóle jest z czego wybierać), a jeśli już się wybieramy to można myśleć jak Pan X, z którego komentarzem spotkałem się na oficjalnej stronie internetowej Andrzeja Olechowskiego: "... Kwaśniewski wygrał bo ludzie wybrali mniejsze zło i wstyd. Szczerze życzę wygranej."
Opisując w tekście Zło trzeba przytoczyć jeszcze jeden jego aspekt: postać, która je jakoby reprezentuje i w oczach wielu (prostych?) ludzi uznawana jest za postrach i persona non grata. Żeby się nie powtarzać zacytuję artykuł Jana Kłosa - "Oj, dana, dana, nie ma szatana...", który opisuje współczesną sytuację władcy piekieł: "Tak kiedyś śpiewali Skaldowie. Słowa niosła skoczna melodia, łatwo wpadająca w ucho - jednym słowem wszystko, żeby piosenka stała się przebojem. Czasy jednak zmieniają się w zawrotnym tempie. To, co onegdaj było jedynie sympatyczną przyśpiewką, ot żeby się człowiekowi nie nudziło przy goleniu, dzisiaj - zdaje się - jest lansowane jako zdrowa i właściwa postawa życiowa. Coraz częściej w wielu programach telewizyjnych, kabaretach, celem ironicznych aluzji, żarcików rzucanych półgębkiem stają się ci, co to wszędzie węszą spisek szatana; słychać stukanie po czołach, trzęsą się brzuchy w gromkim i serdecznym: ha! ha! ha! Szatan bywa w salonach śmietanki artystycznej, jest tam nawet mile widzianym gościem jako temat przednich dowcipów. Jednym słowem, przyszła moda na szatana." Dla niektórych to szatan stał się kowbojem w białym kapeluszu. Coraz częściej koledzy pytają mnie o Biblię Szatana, którą dysponuję od dość długiego czasu. Czytałem ją z ciekawości i wydała mi się bardzo śmieszna, traktowałem to raczej jako dodatkową lekcję religi (które zresztą też mnie śmieszą) tylko z innego puntu widzenia. Jak widać dzięki współczesnemu kościołowi będę w przyszłośći miał zmarszczki na twarzy. Ale nie są one tematem tej pracy, sataniści i kult szatana także. Może rzeczywiście po drugiej stronie, na końcu zakurzonej ulicy, otocznej tłumami gapiów, stoi "Dobry Bóg" i ma na sobie przestrzelony czarny kapelusz? Hołdując myśli Urszuli Żybury "Nie taki diabeł starszny, jak ci go malują" można pokazać i udowodnić (!), że jego postępowanie jest wielce dobroduszne. Bóg wyznaczył szatana, aby nas karał, więc spełnia on wolę najwyższego (to wszystko jest prawdą, jeśli wierzyc kościołowi, który odpierając ataki odnośnie szatana mówi, że ma on swoją rolę) Szatan do zła kusi? Ale to wcale nie znaczy, że zło w ludziach stwarza. Takie działanie byłoby faktycznie złe, więc Bóg, jako dobry, nie mógłby tego tolerować u szatana, który przecież jest Bogu podległy. Zaś skoro kuszenie ludzi wcale zła w ludziach nie stwarza, lecz tylko pozwala temu, które w nich jest, się uzewnętrznić, wówczas to wcale nie jest złe! A może Szatan tylko budzi zło w ludziach, by ludzie mogli z nim w sobie walczyć? To wreszcie zdaje się być sensowne, choć nawet wówczas Szatan służy Bogu. Chciałem przez to krótko nakreślić postać "współczesnego" diabła, a na zakończenie dodać, że nie bez powodu Adam Mickiewicz powiedział: "Pierwsza mowa szatana do rodu ludzkiego zaczęła się najskromniej: dlaczego?".
Zajmijmy się teraz dokładniej Dobrem i Złem - jak to wogóle ugryźć i gdzie gryźć, aby nie stracić zębów. Jak zauważył już kiedyś Michel de Montaigne, świat sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły. Pojęcia Zła i Dobra to abstrakcja stworzona przez człowieka, który ma w zwyczaju kodyfikować wszystko według swojego egoistycznego pukntu widzenia. Człowiek nadał po prostu nazwy procesom mniej lub bardziej przychylnym trwaniu swojego gatunku. Czyż mógł inaczej? To przecież naturalne, że krzywda dotycząca jego samego jest dla niego czymś złym. Zło zostało więc określone jako cierpienie. Nie ma zła, które nie byłoby cierpieniem. Jeżeli Zło przejawia się jako cierpienie, to czym wobec tego jest Dobro? Epikur twierdził, że szczęście jest brakiem cierpień. Czy Tobie - Drogi Czytelniku, nie nasuwa się prosta analogia - iż Dobro jest brakiem Zła? Z tego natomiast wynika, że z perspektywy człowieka nieodłączną cechą świata, tłem wszelkiego bytu, jest zło. Może ulegniemy wkrótce władzy diabła (chyba, że to się już stało). Chciałem nieśmiało swtwierdzić, że udało się zdefiniować (może nie do końca trafnie) dwie bardzo trudno definiowalne wartości: Dobro i Zło, co jest podstawowym problemem etyki. Im definicja taka jest bardziej precyzyjna tym trwalsze uzyskuje się podstawy do rozwiązywania innych problemów natury moralnej. Określenie bowiem tego, co dobre i tego, co złe pozwala z kolei na sprecyzowanie norm etycznych i daje możliwość oceny ludzkiego postępowania. Dzięki temu kształtuje się ludzkie sumienie (zdolność rozróżniania między zasadami dobra i zła, inaczej wrażliwość moralna). Myślę, że określone to zostało tutaj na tyle dobrze i uniwersalnie, że zgodziłby się na to kościół, którego (czasami dziwnego) zdania staram się nie pomijać i przyjąć, że istnieje Bóg i szatan (nigdzie nie spotkałem się z pisownią wyrazu szatan przez duże "S", więc wbrew temu, że chyba należałoby się to mu skoro porównuje się go z Bogiem przez duże B - nie wyłamię się).
Może jeszcze spróbuję wyjaśnić to w praktyce: od najmłodszych lat próbujemy, choć nieświadomie, robić "złe rzeczy", a skutecznie (bądź nie) przeszkadzają nam w tym rodziciele. Proces wychowawczy, dorastanie, starzenie się - przez całe życie człowiek robi wspomniane "złe rzeczy" często dla dobra materialnego, aby przetrwać; ale nie da się ukryć, że Zło ekscytuje! Ryzyko nas podnieca, bo zło jest zakazane. Dobro jest symbolem małego chłopca idącego do komunii, szanującej się kury domowej, starej babci, która codziennie ląduje w kościele. To wszystko jest takie normalne, Zło jest swego rodzaju "elitarne". Czemu młodzież z dobrych domów często zostaje przestępcami? Nudzi im się! Lekki wzrost adrenaliny we krwi i od razu czują się lepiej. Wiadomo, to nie jedyne źródło szerzącego sie coraz bardziej zła. Może to kolejny dowód fenomenu szatana?
Widać jak na dłoni, że pojęcie Dobra i Zła ma wiele wymiarów, przejawów i skutków. Współczesna konfrontacja Dobra i Zła, zawodników walczących tylko ze sobą została bardzo trafnie ukazana w wierszu Jana Twardowskiego o jakże wdzięcznym tytule: "Dobro i zło":
"Ze złem skrada się siła
Władza
urzędowe twarze
z dobrem przychodzi serce
choćby najmniejsze
jamnik
z każdą nogą
skrzywioną jak szczęście
wiejskie na wsi Godzinki
gdy zmieniają słowa
'i niezwyciężonego
plask w mordę Samsona' "
Następna kawa, sprawiedliwości znowu stało się zadość i po raz kolejny wygrało dobro. Dobrej nocy.