Przestrzeń oddycha Wywrotą - relacja ze zjazdu Wywroty

Redakcja
Redakcja
Kategoria zjazd Wywroty · 3 maja 2009

 

Czwartek wieczór. Hotel „Kłosek” ma już ośmioro lokatorów. Jeszcze nie wie, co go czeka przez dwa następne dni, pokoje jeszcze są puste, ognisko jeszcze nie płonie, a w najbliższym sąsiedztwie budynku nie niosą się dźwięki gitar i czystych głosów wywrotowców. To jeszcze spokojna noc. W hotelu na piątkowy poranek i przybycie załogi wywroty czekają: kierowca Aerjotl, Pies, Tommy Gun (którzy przyjechali wcześniej i zajęli się organizacją wystawy prac wywrotowców), Pan A., yah, estel, Duch Mariusz i najnowszy skarb Duch Dwooch – skrzypaczka Ela z Lublina. Pada deszcz, nikogo to jednak nie martwi, gdyż słoneczna pogoda zamówiona jest od piątku do niedzieli. Wywrotowcy wierzą w wyższą siłę czuwającą nad ich dobrem i wiedzą, że rano zaświeci nad Szczyrkiem słońce i będzie towarzyszyło tym dwóm najbardziej intensywnym dniom w roku życia wywroty.

 

 

 

Piątkowy poranek. Słońce na miejscu. Po kilkunastu godzinach męczącej jazdy pociągiem przybywają: melunholy (Dominik) i Jaca – zmęczeni i uśmiechnięci. Zostają powitani przez popijających poranne piwko i łapiących poranne promienie Magdę (Hosalę) i Lucka (Ex Uaj Zed). Chłopcy szybko ogarniają się po trudach podróży, kończą w momencie, gdy do drzwi pokoju nr 9 wpada ostoja zjazdu, jego organizatorka i wyczekiwana z utęsknieniem – Ewa (ew).

 

 

W większości w piątek rano byliśmy jeszcze dla siebie niewiadomą. Ludźmi, którzy znają się wyłącznie poprzez swoje dokonania na portalu. Teraz zaczynamy się poznawać, słowa i obrazy przybierają ludzkie  kształty, fizyczne właściwości, mamy oczy, głosy i uśmiech na twarzy. Znamy się z wierszy, muzyki, fotografii – ten zjazd rozwiąże wiele zagadek i przysporzy dużo przyjaźni. Nie braknie małych wpadek pod tytułem: a kto to? To urocze pomyłki, po których szybko się zaprzyjaźniamy.

 

 

 

Około południa następuje nagłe zasilenie „Kłoska” – jest już hayde (czerwona oranżada) z Łukaszem (nadwornym fotografem, który dokumentował nasze wszystkie działania), Justyna Mucha z Rysiem, Michał Domagalski (Tramwaj) z Sylwią, ekipa krakowska – Michał_Kulpa_Karol_Kot_zły_miś i Ewa. W tym czasie przyjeżdżają także zespoły – off KulturA i Liar Trio (Bragi, na to braknie słów) z vaką (Olą). Ew rozlokowuje wszystkich w pokojach, dba, żeby każdy dostał łóżko, odstawił bagaże i wszyscy spotykamy się w miejscu, które zapisze się w historii „Kłoska” jako miejsce totalnej integracji – trawa, kilka ławek, stołów i przestrzeń całkowicie zawładnięta wywrotą. Jeśli Lucek i Tommy Gun przerywają przygrywanie na gitarze to są to krótkie przerwy na kilka łyków piwa, które pozwolą im potem grać i śpiewać do wieczora. A przez wieczór do rana. Wraz z Johannes Tussilago przybywa najmłodsze wywrocięto – Zuzia. Zjawia się także Jaqint – wszystkim znany dotąd z iście oryginalnego podejścia do wyrażenia siebie, w związku z czym każdy wyobrażał sobie inaczej tajemniczego Ja-nieja-qinta.

 

 

Około 16 wszyscy przenosimy się do centrum Szczyrku, do Miejskiego Ośrodka Kultury, w którym występują nasze zespoły. Tam zachwycamy się grą Artura (Tommy Gun), bluesowymi kawałkami Liar Trio i rockową Off KulturĄ. Część z nas nie może usiedzieć w miejscu i rwie się do tańców pod sceną. To czas niejednego bisu. Wystarczy wywrócona wrodzona reakcja na dźwięki i już podłoga dudni od pogo. Przychodzi czas na Duch Dwooch (w składzie Mariusz i fenomenalna Ela), którzy wykonują utwory Kaczmarskiego, Grechuty oraz rosyjskie i ukraińskie pieśni. Klaszczemy na znak zadowolenia i Duch występuje jeszcze kilkakrotnie.

 

 

 

Wieczór robi się chłodny, wracamy do „Kłoska”, właściwie przed niego, gdzie jest zorganizowane miejsce na ognisko. Nic nie smakuje tak bardzo jak ciepły żurek i pieczona nad ogniem kiełbaska po całym dniu wrażeń. Dwie, trzy nawet gitary i czterdzieści głosów śpiewających „Teksański” i inne znane przez nas utwory. Ewa, już zgodnie z tradycją, dostaje od wywrotowców prezent – tym razem nie jest to tort, tylko koszulka z nadrukowanym wierszem, pisanym wspólnymi siłami przez nas. Próbuje odgadnąć, który wers jest czyjego autorstwa, ale to jest taka grafomania, że jej się nie udaje (tak ew, powinnaś częściej bywać na poezji). To ognisko potrwa do rana, drewno będzie podrzucane przez różne ręce i nie będzie się czuło chłodu majowej nocy. Podczas gdy część wywrotowców grzeje się przy ogniu, część przenosi się do pokoju Mariusza i Eli (pokój nr 1.), w którym śpiewamy poezję Kaczmarskiego. Tego już się nie da opisać słowami.

 

Jak głosi stara ludowa mądrość – szczęśliwi czasu nie liczą więc nie potrafię powiedzieć, o której noc piątkowa dobiegła końca.

 

 

Sobotni poranek wpadł do pokojów razem ze słońcem. Ewa poganiając organizowała zaspanych wywrotowców, bo o 10 czekała nas wyprawa w góry. Nie wszyscy poszli, nie wszyscy doszli. Skrzyczne (1275 m. n.p.m.) niektórych pokonało, niektórzy pokonali Skrzyczne. Wchodząc na szczyt, zbaczając ze szlaku na rzecz nadrobienia 45 minut kosztem totalnej zadyszki i bolących nóg, mijaliśmy rowerzystów, którzy brali udział w zorganizowanym ku pamięci „Memoriale Marka Dunata”. Marta – przewodniczka, co chwilę znikała nam z pola widzenia, łapiąc się za głowę na widok wywrotowej kondycji fizycznej.

 

 

 

Przez cały czas nie zapominamy, gdzie jesteśmy i po co tak naprawdę przyjechaliśmy. Po pierwsze jesteśmy wywrotą, po drugie jesteśmy w Szczyrku. Te dwa fakty uświadamiają nam, że zjazd odbywa się dzięki Markowi i w jakiś sposób dla niego. Kto uczestniczył w ubiegłorocznym zjeździe pamięta Marka, który obejmował wszystkich spojrzeniem dobrego człowieka, z każdym zamienił choćby kilka słów, każdego wsparł słowem i silnym ramieniem. Dźwięczą nam w uszach słowa Jego wierszy, bo jesteśmy wśród Jego gór, które ukochał i którym poświęcił tak dużo wersów. To nie są puste słowa, że czuć Marka obecność i choć nie jest to obecność namacalna, wiemy, że jest z nami.

 

Markowi też poświęcamy sobotni wieczór. Miał mieć miejsce w MOK-u, jednak osoby ze Szczyrku odpowiedzialne za jego przebieg, nie wywiązały się z obietnic. W związku z tym zorganizowaliśmy wspomnienie wyłącznie we własnym gronie. Przy łagodnie płonącym ognisku, migoczących płomieniach świec, byliśmy wszyscy razem. Nieoceniony organizator Dominik (mistrz przewodniczenia) rozpoczął wieczór przejmującymi zdaniami. Promocja tomiku Marka, która była zaplanowana, stała się wspólnym czytaniem Jego wierszy. Kto chciał i mógł, czytał. Z pomocą Dominika jeden z wierszy został odczytany przez siedmioletniego Mateusza (synka Iwony i Krzysia) najczystszym, dziecięcym głosem. Wszyscy słuchali, myśleli i wspominali. Ostatni wiersz „apel poległych” został przeczytany w sposób dotykający serca – Lucek, chylimy czoła. Myślę, że to najlepsze, co mogliśmy Markowi dać od siebie.

 

Sobotnia noc spędzona do rana na rozmowach, grach (piłkarzyki, którzy za dnia się opalali, Twister, który wyginał śmiało ciało), obietnicach rychłego ponownego spotkania i utwierdzania się w przekonaniu, że wywrota to ludzie, którzy ją tworzą, że dosłownie każdy odnajdzie tu ludzi, z którymi potem będzie kradł konie (albo słonie).

 

Przez tych kilkadziesiąt godzin wywrota, na co dzień rozrzucona po całej Polsce (a nierzadko i poza nią), była naprawdę razem. Ogromnie żałuję, że w niedzielny poranek musiałam opuścić Was skoro świt, zamiast spędzić z Wami jeszcze kilka godzin. Jeśli Szczyrk w zeszłym roku nas nie zapamiętał, teraz z pewnością drży na dźwięk słowa „wywrota”.

 

W imieniu całej wywroty dziękuję ew za organizację tego zjazdu. Bez Ciebie by się nie odbył, my nie mielibyśmy gdzie spać, pożarłyby nas polarne niedźwiedzie i w ogóle zginęlibyśmy marnie. I dziękuję Markowi za Szczyrk.

 

Od siebie dziękuję za te dwa dni wszystkim razem i każdemu z osobna. To było niesamowite przeżycie. I mam pewność, że nie rzucam słów na wiatr mówiąc Wam: do zobaczenia.

 

estel

 

 

 

 

1 maja 2009 w Szczyrkowskim Ośrodku Kultury zagrali:
 

Tommy Gun
www.wywrota.pl/ludzie/TommyGun

Liar Trio-blues

www.lastfm.pl/music/Liar+Trio

off KulturA

www.wywrota.pl/ludzie/ymil74

Duch Dwooch

www.wywrota.pl/wykonawcy/duch_dwooch.htm