Wyhodowana w ciemnościach polskiego undergroundu formacja George Dorn Screams wypłynęła albumem „Snow Lovers Are Dancing". Utrzymany w klimacie zimowej nocy nie pozwala zasnąć (chroniąc tym samym przed niechybną śmiercią).
Zawsze wierzyłem, że do tworzeniu dobrej muzyki nie potrzeba najdroższych amerykańskich producentów, komponowanie w przydomowych studiach na Karaibach czy zaplecza techników dźwięku. Robienie dobrej muzyki to nie wygrywanie komercyjnych festiwali pop rockowym hitem z posmakiem plagiatu. To wcale nie musi być Polska scena muzyczna. Chociaż nie ma się co dziwić. O lat sama natura uczy nas, że prawdziwe perły kryją się w muszlach na dnie morza. Zawsze wierzyłem, że do tworzeniu dobrej muzyki nie potrzeba najdroższych amerykańskich producentów, komponowanie w przydomowych studiach na Karaibach czy zaplecza techników dźwięku. Robienie dobrej muzyki to nie wygrywanie komercyjnych festiwali pop rockowym hitem z posmakiem plagiatu. To wcale nie musi być Polska scena muzyczna. Chociaż nie ma się co dziwić. O lat sama natura uczy nas, że prawdziwe perły kryją się w muszlach na dnie morza.
Wyhodowana w ciemnościach polskiego undergroundu formacja George Dorn Screams wypłynęła albumem „Snow Lovers Are Dancing". Utrzymany w klimacie zimowej nocy nie pozwala zasnąć ( chroniąc tym samym przed niechybną śmiercią ). Płytę otwiera „Sixty Nine Moles" przepowiadające charakter całego albumu - późnowieczorowy post rockowy. Dużo gitar z efektami. To one nadają cały nastrój płycie. Stopniowo budują napięcie by w końcu wybuchnąć z głośników. W innych utworach chociażby „Scheme Box" nadają hipnotyzujący nastrój całej kompozycji. Natomiast w „Call Me" rysują nieskończone przestrzenie. Poza tym perkusja i hipnotyzujący głos Magdy Powalisz. Takie zestawienie tworzy niepowtarzalny klimat poszczególnych utworów i całej płyty. George Dorn Screams swoim pierwszym wydawnictwem dowodzi, że jest zespołem którego rozpoznaje się po jednym takcie zasłyszanym przelotnie w radiu przejeżdżającego samochodu. Posiadł coś czego coraz bardziej brakuje współczesnym zespołom - swój własny styl. Ich nie trzeba pytać o inspiracje, idoli. Słychać, że to co grają jest ich i płynie prosto z serca.
Za pewne dla tego zostali zaproszenie przez radiową trójkę na koncert w studiu imienia Agnieszki Osieckiej. Występ w publicznym radiu na pewno nada prędkości ich karierze oraz znacznie poszerzy krąg ich fanów. Wspaniale, bo właśnie taką muzykę należy promować. Zapoznajcie się ze „Snow Lovers Are Dancing" bo wkrótce nie będziecie mieli o czym rozmawiać, ze znajomymi.