„Take it” to oficjalny singiel tejże płyty (promowany także poprzez oficjalne wideo) i od razu uprzedzam, że jeśli ktoś kieruje się nim w wyborze owej płyty, może się nieco sparzyć.
Ms. Obsession to świeży projekt wokalistki i producentki Aleksandry Warchoł, która to niedawno wydała – niejako własnym sumptem – swoją debiutancką płytą noszącą przewrotną nazwę Lovely Fear. Już powyższa fraza może zapowiadać, że płyta jest fuzją nietuzinkowych pomysłów zarówno pod względem tekstowym jak i muzycznym. Znaleźć można na niej bowiem kompozycje reprezentujące rozległą stylistykę muzyki electro/synth pop, raz ubranych w zimny plastikowy kostium, a innym razem posadzonych w ciepły fotel przy kominku. Muzyka zawarta we wszystkich kawałkach zawiera szereg elektronicznych kąsków, odbijających się między soczystymi basowymi dołami i sekcją rytmiczną, która idealnie współpracuje z pozostałym instrumentarium. Ok, ale zacznijmy od początku…
Trzymając krążek w ręce próbuję dokładnie zgadnąć jaka muzyka czeka na mnie w środku. Stricte trójwymiarowa okładka w odcieniach fioletu i niebieskich barw, która kreuje postać wokalistki na czarnym tle, uświadamia o dość surowym klimacie płyty. Nie czekając dłużej wrzucam fioletowe CD do odtwarzacza, aby dać się zaatakować pierwszym numerem. Take it to oficjalny singiel tejże płyty (promowany także poprzez oficjalne wideo) i od razu uprzedzam, że jeśli ktoś kieruje się nim w wyborze owej płyty, może się nieco sparzyć.
Dla miłośników indie popu będzie on bowiem za mało „niezależny”, a z drugiej strony fani wykonań a’la Beyonce będą zawiedzeni dalszą ewolucją dźwięków, która ma miejsce w kolejnych numerach. Jak dla mnie po kilku przesłuchaniach ten akurat kawałek jest bardzo średni i przeciętny. Charakter brzmieniowy płyty i jej produkcja nie do końca odzwierciedlają siłę takich wykonań. Elementy dynamiczne są tutaj zbyt płaskie, przez co odniosłem wrażenie gryzienia się wokalu (zwłaszcza wysokie rejestry) z muzycznym tłem, które jakby odbiega od ścieżki śpiewanej. Za to trudno nie pochwalić drugiej pozycji z płyty – Yes or no – która już od pierwszych sekund rozwija eksperymentalny horyzont tejże płyty i przedstawia jej rzeczywisty potencjał muzyczny oraz zacny poziom produkcji. Tutaj co prawda dalej króluje amerykański styl śpiewu (np. chórki) który może drażnić kogoś kto szuka czegoś więcej niż coroczne festiwalowe wypociny w Sopocie, za to bit zdecydowanie dodaje uroku kompozycji i daje jej prawdziwego kopa.
Wykorzystane są tutaj elektroniczne wstawki dubstepowe, uliczne dźwięki i delikatne klawiszowe fale. Kontrowersyjnym elementem jest udział Fokusa (znanego z Paktofoniki) w końcówce numeru. Samemu raperowi nie można nic zarzucić, bo wykonuje swoją „robotę” po prostu jak należy, niemniej jednak trochę dziwne jest dla mnie to że nawija po polsku, gdy Aleksandra wcześniej wyśpiewała swoje partie po angielsku. Przypomniała mi się tutaj taka stara piosenka Keine granzen Miśka Wiśniewskiego i jego ówczesnej świty a także ich przyśpiewy w wielu językach. Wolałbym nie mieć takich skojarzeń przy tym materiale – zwłaszcza że przy kolejnym kawałku zaczynają się dla mnie wreszcie konkrety.
Ms. Obsession wpada tutaj w soulowy klimat pełen żywych instrumentów, niesamowicie ciekawych gitar i płynącego, rozmarzonego feelingu który rozkłada na łopatki i pozwala się wreszcie nieco zrelaksować. Zarówno Dedication to my ex jak i późniejszy Faceless in the crowd przywołuje bardzo delikatny i subtelny klimat naszpikowany – ostatnio zresztą bardzo modnym – minimalizmem, płynącym nie dla picu, lecz z prawdziwej szczerości artystki. Zwłaszcza że czuć w głośniku, iż ma coś światu do powiedzenia.
Lubi to robić także za pomocą triphopowych deklamacji, tak jak w tytułowym numerze Lovely fear. Przyznam że właśnie w tym kawałku najbardziej spodobały mi się typowo zadziorne zwrotki i pływające, halucynogenne refreny z nieco zachwianą melodyką. Widać tym bardziej, że we wszystkich kawałkach wypływają jakieś muzyczne inspiracje wokalistki. Nie mogę się oprzeć żeby znów nie porównać zawartości muzycznej – tym razem w Let me – z amerykańskim śpiewem Beyonce. Do tego występujące w nim „pstryczki” dodatkowo podsuwają na myśl kolejne radiowe hity powyższej piosenkarki.
Środek płyty obfity jest w bardzo ciekawą porcję programowanych bitów opartych na surowych loopach, które podkręcają tempo w kawałku Dreamland przy których głos Aleksandry leży tym razem bliżej Madonny z ubiegłego dziesięciolecia niż głosu nieco obrażonej gwiazdy R&B. Słuchając kolejnych utworów zauważyłem że wokal właściwie sam nasuwa skojarzenia z innymi artystami. Ciężko w takiej sytuacji odnieść się do poziomu takich utworów, bo przecież można sobie zadać pytanie: czy to jest dobre rzemiosło czy tylko udawanie? Kiedy Ms. Obsession pokaże swoje prawdziwe ja? Odpowiedź znalazłem niejako po sąsiedzku z wyżej omawianymi kawałkami, bo w dziewiątej pozycji – If you. Odkryłem że wśród wszystkich eksperymentów przeprowadzonych przez muzyków tego projektu najlepiej wychodzą utwory spokojne, nostalgiczne i przez to maksymalnie nastrojowe, w których króluje głęboki, ciemny, spokojny wokal okraszony lekkim echem oraz delikatne podrygiwania sekcji klawiszowej i perkusyjnej w dogrywce backgroundowej elektroniki. To jest coś co jest potrzebne odbiorcy w małym offowym klubie gdzieś w Polsce podczas nocnego drinka. Dodatkowo to jest coś czego ci wszyscy: wokalistka i reszta wykonawców robią jakby z niezamierzonym luzem.
W poprzednich numerach czułem małe spięcia, jakby tło dźwiękowe było budowanie momentami nieco na siłę. Tutaj znajduję całkowite przeciwieństwo w postaci naturalnego wybrzmienia wszystkich ścieżek, idealnie poukładanych, perfekcyjnie zarejestrowanych i zmiksowanych. Jeszcze większa satysfakcję znalazłem w kolejnym numerze Harmonia plus chaos, nagraną w języku polskim. Muszę przyznać, że ten numer brzmi po prostu rewelacyjnie i wybiega swoją jakością i poziomem o 100% od poprzedników i żałuję, że końcówka płyty (Allow your self to love) jest znów w zagranicznym języku i amerykańskim stylu. Harmonia... prezentuje bowiem porcję niesamowicie przestrzennego zestawu dźwięków opierającego się na delikatnym tempie i wirującej elektronice, która została dobrana w sposób ponadprzeciętny. Ponadto podkreślam że jestem od teraz fanem Ms. Obsession w wersji polskojęzycznej!
Lovely fear to prawdziwa mieszanka stylistyczna mogąca nieźle namieszać odbiorcy w głowie. Sam osobiście traktuję ją jako początek bardzo ciekawej drogi Ms. Obsession. Tak naprawdę dopiero kolejne wydawnictwa mogą odpowiedzieć na co można naprawdę liczyć ze strony tego projektu. Obecnie mamy sytuację, w której to bardzo zacnie pomyślany synthpop złączony został z dosyć tandetnymi wstawkami kultury Stanów Zjednoczonych.
Warto dodać, że choć zaproszenie Fokusa na ta płytę nie jest grzechem, to szału na nikim nie robi, a i szkoda się promować w taki sposób. Ponadto raz słyszę genialne przestrzenne pomysły okryte delikatnymi emocjami i historią zawartą w tekstach a innym razem czuję jak wokalistka chce pokazać swoją twardą stronę atakując zadziornymi partiami, co w mojej ocenie jest mniej autentyczne, lub po prostu słabo nagrane. Jako że na płycie znajduje się równa część jednego jak i drugiego klimatu, to mam szczerą nadzieję że w miarę muzycznego dojrzewania Aleksandry w przyszłości będziemy mogli nabyć jeszcze ciekawszy krążek, który będzie bardziej dookreślony i sprawdzi się w bardziej spójnej stylistyce. Czekam z niecierpliwością.
Ms. Obsession, Lovely Fear, 2013
Lista utworów:
1.Take It
2.Yes Or No
3.Dedication To My ex
4.Let Me
5.Lovely Fear
6.Faceless In The Crowd
7.Principle
8.Dreamland
9.If You
10.Harmonia Plus Chaos
11.Allow Yourself To Love