„Szlagiery” potwierdzają, w czym Muzyka Końca Lata jest najlepsza. W śpiewaniu lekkich piosenek o miłości. Takich niby to zabawowych, ale jednocześnie refleksyjnych.
Muzyka Końca Lata grana już jest przez dziesięć lat, a nawet wiosen. Przez ten czas zebrało jej się tyle, że wystarczyło na trzy pełne longplaye (plus jedno demo) oraz składankę, którą właśnie grupa oddaje w ręce fanom. Zawiera ona czternaście szlagierów i dwa utwory, które dopiero do tego miana pretendują.
Trzeba oddać ekipie Bartosza Chmielewskiego, że słusznie wybrali polsko brzmiący tytuł dla całości. W końcu większość zespołów – nawet tych z okolic Wisły i Odry – rzucały się na kipiącą kiczem powagę angielskiego Greatest Hits albo The Best Of. Tymczasem swojskie Szlagiery pozwalają nie tylko na zrozumienie u plebsu, ale także na ironiczne zdystansowanie się do całości. W końcu to kapela, która znajduje się na scenie raczej alternatywnej, raczej nie widniejąca na pierwszych stronach kolorowych gazetek albo na zaszczytnych miejscach na plotkarskich portalach, w rozgłośniach puszczana sporadycznie. Muzyka Końca Lata to...
...muzyka końca lata właśnie. Nazwa jest nadzwyczaj adekwatna. Niby jeszcze zabawowo, ale jednocześnie refleksyjnie. Szlagiery są tego najlepszym dowodem. Całość otwiera cover piosenki Nie ukryjesz się przede mną. Stylistyka Grupy ABC świetnie pasuje do dokonań MKL. Ta lekkość – szczególnie od czasu, kiedy w szeregi kapeli wkroczył kobiecy wokal Oli Bilińskiej, czyniąc całość bardziej wysmakowaną – zdaje się sferą poszukiwań kapeli. Lekkość i prostota. Rockowa prostota ubrana w charakterystyczną swadę. Od zastępującej klawisze – z wersji oryginalnej wspomnianego Nie ukryjesz się przede mną – gitary, po teksty. Muzyka Końca Lata śpiewa głównie o miłości i... wszelkich pokrewnych sprawach.
Odsłuchiwana właśnie przeze mnie składanka pozwala na takie podsumowania. Pozwala też na przyjrzenie się ewolucji, jaka następuje w działalności zespołu. Chociaż skrzętnie ukrywa to pomieszanie chronologicznej kolejności utworów na Szlagierach. Wspomniany już cover jest w końcu właściwie premierowym utworem. Drugi premierowy kawałek (Shake Banana oraz jego remiks) zamyka natomiast całość. Tutaj jest... imprezowo i skocznie, ale nie bez ironii. Chociaż remiks mogliby sobie spokojnie odpuścić. To zupełnie nieudany koncept. Najgorsze miejsce na całym albumie. Tylko żeby to był ostatni taki wymysł. Wracając jednak do śledzenia drogi, jaką już za sobą ma MKL – pozwala na to także książeczka, gdzie krótka historia zespołu zostaje wzbogacona zdjęciami.
Piosenki Muzyki Końca Lata się nie zestarzały. Nadal dobrze brzmi Fenoloftaleina, miło podśpiewuje się refren (tylko jedna chwila/ jak fenoloftaleina zabarwi dzień), choć ciągle drażni fraza jutrzejszy dzień. Nadal warto wsłuchać się w historyjkę Marii i Józefa – rezolutną, acz zmuszająca do refleksji. Nadal połączenie taneczności z rockiem urzeka. Nadal...
… uważam, że najlepszą zmianą było wprowadzenie do MKL kobiety – Oli Bilińskiej. Jej wokal w utworach z PKP Anielina oraz wspomnianych premierowych potwierdza to przekonanie.
Dwa nowe utwory oznaczają, że choć może MKL podsumowuje pewien etap w swej karierze, to na pewno nie składa broni. Właściwie pewnie dopiero wytoczy naprawdę spore działa. Miejmy nadzieję, że nie spuszczą z tonu, co zdarzyło się ostatnio kilku rockowym kapelą na polskiej scenie. Po Szlagierach przyszła mi ochota na nowe dokonania Muzyki Końca Lata.
© Michał Domagalski
Tytuł: Szlagiery
Wykonawca: Muzyka Końca Lata
Wydawca: Thin Man Records
Data premiery: 2012-11-24
Nośnik: CD
Ilość nośników: 1