Słuchanie muzyki związane jest nierozerwalnie z przyjemnością. Kiedy myślę o jazzie, wydaje mi się, że owa kategoria staje się właściwie priorytetowa. Dźwiękowe doświadczenia zaproponowane przez Sławek Dudar Quartet to na pewno miła przygoda. Ale także coś ponadto.
Brand New World to swoista różnorodność jazzowa. W różnych opisach płyty pojawiają się – mniej lub bardziej słusznie – nazwy innych gatunków, ale wydaje mi się, że przodująca tu stylistyka odwołuje się właśnie do jazzu. To, co potrafi się stać, gdy czterech panów – Sławek Dudar (saksofon), Grzegorz Urban (fortepian), Marcin Spera (kontrabas), Łukasz Sobolak (perkusja) – chwyci za instrumenty, obrazuje nam świetnie pierwsza kompozycja pt. Bad moments.
Sam w sobie oczywiście jest raczej nadzwyczaj dobrze zbudowanym momentem, a nawet momentami. To bez mała ośmiominutowy utwór, w którym zaczynamy od pojedynczych, oszczędnych dźwięków, żeby za chwilę zostać zabranymi w świat przepełniony muzycznym szaleństwem. Chociaż przez większość utworu skupiał na sobie moją uwagę dźwięk klawiszy, to w zakończeniu dominuje saksofon. Raz oferujący spokój, raz galop, a czasami dęty krzyk. Uzupełniające w Bad moments całość kontrabas i perkusja, choć wydają się być tym razem tłem, to spełniają równocześnie swoje zadanie. Nadają swoistej, choć nieokreślonej, głębi całości.
Meeting At The Point to pozornie utwór bardziej jednolity. Na początku przechwytuje nas Sławek Dudar, który ukazuje nam wirtuozerię na saksofonie. Nie mam tu na myśli bezsensownego szczeniackiego popisu. To dźwięki jak najbardziej na miejscu. Czasami przoduje fortepian, rytmem zaś świetnie rządzą Marcin Spera i Łukasz Sobolak. Dwie ostatnie minuty kompozycji to jednak przede wszystkim gościnna gitara Macieja Mazurka. Jej dominacji – podkreślonej perkusją – trudno nie zauważyć, chociaż jednocześnie współistnieje ona z klawiszami, tylko je przechwytuje, uzupełnia. I choć się wydaje, że większość muzycznych pomysłów z Meeting At The Point już znamy, że gdzieś to słyszeliśmy, to pozostaje w odbiorcy świadomość niepowtarzalnego nastroju.
Za każdym razem, gdy słucham Space For 4 Personalites, zaczynam myśleć o filmach szpiegowskich. Tak chyba najtrafniej ocenić wstęp tej kompozycji, jako podkład pod początek jakiegoś dzieła z ramienia X Muzy. Jednocześnie jednak za chwilę okazuje się, że zmierzamy się z najodważniejszym dokonaniem grupy. Każdy z instrumentalistów (pięciu, gdyż znów na gitarze kompozycję wzmacnia Maciej Mazurek) atakuje! Miejscami przeważają nawet perkusja i kontrabas. Saksofon raz w tle, raz na pierwszym planie, przeskakuje prawie po całej skali swoich możliwości. Słuchacz może mieć wrażenie, że za chwilę kompozycja rozpadnie się jak domek z kart, ale wówczas muzycy ratują ją powrotem do bardzo zrytmizowanych rejonów przeplecionych saksofonicznym szaleństwem i nastrojową gitarą.
Później kwartet zaprowadza nas nie tyle w znane standardy, ale wybiera dla słuchaczy utwór innego twórcy – Billy'ego Childsa. Midland to przede wszystkim spokój fortepianu. Ponad dziewięciominutowy odpoczynek po Space For 4 Personalites. Chociaż pod koniec również Midland się rozbuduje, zaś Sławek Dudar ukaże znowu, ile różnorodnych uczuć tkwi w saksofonie. W kolejnym – jeszcze dłuższym – Mood Of Life moją uwagę przykuwa głównie początek. Minutowe otwarcie oparte o dźwięki perkusji i kontrabasu. Dźwięki te wracają jak leitmotiv. Towarzyszy im pozostałe instrumentarium kwartetowe.
Round Midnight zaczerpnięte z repertuaru Theloniusa Monka w aranżacji Grzegorza Urbana wydaje się utworem spokojniejszym, bardziej stonowanym, choć posiadającym nadal wewnętrzną moc. Jednak to tylko początek. W dalszej części nabiera rozpędu. Wkracza... w charakterystyczny styl muzyczny dla całego kwartetu (przynajmniej wypracowanego na Brand New World) pogłębiony wokalnie przez kolejnego gościa – Natalię Grosik. I choć kawałek zapożyczony, styl jakby już znany z poprzednich utworów, to wyjątkowość Round Midnight w wykonaniu Sławek Dudar Quartet jest słyszalna.
Na chwilę (3:35) wkraczamy w świat,
który nas niczym nie zaskoczy, może nawet nie będzie żadnych rewelacji w ramach planu, ale jedno jest pewne: NYC Waltz to dobre muzyczne rzemiosło. Zaczyna się i powoli kręci. To partie klawiszowe, to atakujący słuchacza saksofon. W tle rytmiczny kontrabas uzupełniany talerzami perkusji. Przyjemność normy. Warto zauważyć, że wzbogaconej znowu gitarą.
Najlepsze jeszcze przed nami. Tytułowy i zamykający całość Brand New World to wyjątkowo aż sześć osób. Kwartet wspierają wspomniani już Natalia Grosik i Maciej Mazurek. O ile w poprzednich kompozycjach stanowili ciekawe uzupełnienie, tak w tym przypadku ich obecność zaczyna być elementem dominującym. Pulsuje bas, perkusja gra, saksofon tym razem spokojniejszy jakby, stonowany bardziej. Tchnie życiem. Klawisze również nie pozwalają o sobie zapomnieć, ale charakter utworu zbudował wokal i gitara. Szkoda tylko, że w późniejszej części całość przeradza się w znany już słuchaczowi schemat dominacji saksofonu.
Sławek Dudar Quartet swoim Brand New World zabrali nas w rozbudowany świat. Czy jest on nowy? Raczej nie, ale na swój sposób wspaniały. Solidna dawka dźwięków, wkraczająca w rozpoznawalny język, który czasami powoduje wrażenie powtarzalności. Jednak równocześnie buduje on jednolitość stylistyczną tego albumu. Muzyka zamknięta w dość skąpy digipack. Białe tło, z lewej drzewo, z którego odlatują czarne ptaki. Na środku, bardzo klasycznie, nazwa zespołu i tytuł płyty. Na samej płycie odwrócono kolorystykę. Robi się jesiennie, gdy spoglądamy na tą okładkę, ale jednocześnie jej skromność stanowi uzupełnienie klarowności tego, co możemy usłyszeć po włożeniu płyty do odtwarzacza.
Słuchanie Brand New World to przyjemność dla lubiących jazz, to swoista uczta dla znawców, którzy będą chcieli odszukać znane sobie już smaki i nadać im konkretne nazwy, zaś dla mnie album, przy którym przede wszystkim uda mi się uspokoić, złapać oddech. To dużo, to niezwykle dużo. Polecam spróbować!
© Michał Domagalski
Sławek Dudar Quartet, Brand New World
LUNA Music, 2009