Wydaje mi się, że Coma raz na zawsze została zeżarta przez „szołbiznes”. Muzyka, fani w tym wszystkim zeszli na dalszy plan...
Moje nastawienie do Comy diametralnie zmieniło się po wydaniu sławetnej „Hipertrofii”, jak [chyba] całego naszego kraju zresztą. Tylko, że Polska nową Comę pokochała, recenzenci wychwalali płytę pod niebiosa, fani piszczeli ze szczęścia, frekwencja na koncertach (mimo cen!) wzrastała, ja natomiast swoją sympatię do zespołu straciłam – dziś już wiem, że bezpowrotnie. Ale do rzeczy. O nowych ekscesach Comy dowiedziałam się przypadkiem, bo ich burzliwej kariery już nie śledzę. Kiedy przeczytałam, że najnowsza płyta wcale nie będzie taka nowa, a jedynie przetłumaczona na język angielski, wiedziałam, że kolejna pozycja zespołu mnie nie porwie. Comie jak widać świateł polskich reflektorów i blasków polskich fleszy jest mało i startują ze swoim materiałem za granicę – i to z tego powodu to całe „wielkie halo” z płytą „Excess”. Rzesze fanów krzyczą „wow”, „Coma się rozwija” – ale ja w tym widzę zgoła coś innego. Pod pretekstem rozwoju, czy ujmowanego w szlachetnych słowach „dotarcia do zagranicznych serc” słyszę brzęczące monety i szeleszczące papierki, które kuszą i od których widać bardzo łatwo się uzależnić. No cóż, może ja się nie znam – może faktycznie takim gwiazdom nasz kraj już nie może za wiele zaoferować...
Ciężko jest mówić mi o wartości muzycznej płyty „Excess”, ponieważ w większości jest to „Hipertrofia”, jednak musze przyznać, że podziwiam śmiałka, który (za co ceniłam i cenię Comę najbardziej) teksty – niebanalne, trudne, często zmuszające słuchacza do sięgnięcia po słownik - odważył się przetłumaczyć. Wydaje mi się, że nie było to dobre posunięcie, bo piosenki na tym tracą. Przetłumaczone nie współgrają ze sobą już tak dobrze i nie oddają tego „co poeta miał na myśli”. Lepiej byłoby nagrać nowy materiał w całości wraz z tekstami przygotowany do pójścia z nim w świat, ale fakt, po co zadawać sobie tyle trudu. Co prawda oprócz anglojęzycznych lecz dobrze znanych kawałków jest na płycie kilka nowych pozycji. Jednak (hiperbolizując) słucham tego wszystkiego ze łzami w oczach. Ze łzami wyrażającymi tęsknotę za pamiętnym rokiem 2007 kiedy to po raz pierwszy usłyszałam utwór „Spadam”, poszłam na koncert w Łodzi i zakochałam się w „comowym” klimacie (od zawsze robiącym większe wrażenie na scenie niż na płytach – co tutaj nie jest [wyjątkowo] złośliwym przytykiem lecz faktem). „Fuck The Police”, które nie wiem czy mam traktować jako zapęd w kierunku ruchu JP, czy może punkowe „no rules”, i które pasuje do tej płyty jak wół do karety ani „Turn Back The River”, które może i wpasowało się w klimat „Excess”, ale zaczyna się jakimś niepojętym dla mnie rapem (?), którego obecności w tej piosence ani w Comie nie rozumiem. Żaden z tych kawałków nie łapie mnie za serce, nie wywołuje we mnie pozytywnych emocji, a jedynie potwierdza, że nie zawsze dana człowiekowi szansa zostaje dobrze wykorzystana i nie każdy na takową zasługuje. Ale żeby nie było, że nie napiszę nic dobrego o tej płycie – muszę pochwalić Piotra za radzenie sobie (świetne) z angielskim, co wbrew pozorom łatwe nie jest i wielu śpiewających Polaków niestety dopuściło się okaleczenia tego języka. Piotr śpiewa naturalnie, nie „kwadratowo”, to się ceni. Oprócz tego całkiem nieźle na tle reszty prezentują się „Poisonous Plants” i „Silence And Fire” – angielski nie razi, słucha się tego bardzo przyjemnie. Jeszcze jednym małym światełkiem w tunelu okazuje się być „Feel The Music Over”, który to utwór nasuwa przemiłe skojarzenia z „When The Music's Over” zupełnie innego zespołu, dlatego podobieństwo na tytule się kończy. Ale jak każdemu wiadomo światełko w tunelu jest często nadjeżdżającym pociągiem. W tym przypadku było tak ze względu na tekst piosenki. Muzyka jest bardzo poprawna, wpada w ucho i chętnie tam zostaje – wszystko w porządku. Ale tekst? Gdyby tę piosenkę śpiewał jakiś inny zespół zapewne by mnie to nie raziło, ale Coma? Stać ich przecież na dużo więcej.
Patrzę na to wszystko i myślę, że panowie idą zupełnie nie w tym kierunku, w którym powinni. Wydaje mi się, że Coma raz na zawsze została zeżarta przez „szołbiznes”. Muzyka, fani w tym wszystkim zeszli na dalszy plan. Ale „o ironio!” przecież Piotr sam o tym śpiewa. Piotrze nie tylko Ty „czujesz, że to już koniec tej muzyki”.
(c) Joanna Chojnacka
Coma – „Excess”
wyd. Mystic, 2010.10.11
Piotr Rogucki – wokal prowadzący
Dominik Witczak – gitara rytmiczna, gitara prowadząca, wokal wspierający, syntezator
Marcin Kobza – gitara rytmiczna, gitara prowadząca, wokal wspierający, syntezator
Rafał Matuszak – gitara basowa, wokal wspierający, projekt i opracowanie graficzne
Adam Marszałkowski – perkusja, wokal wspierający
www.coma.art.pl