„One” zespołu The Boogie Town: Jedynka spisała się na piątkę minus.

Joanna Chojnacka
Joanna Chojnacka
Kategoria album muzyczny · 25 października 2010

Płyta doskonale brzmi jako całość, nie ma na niej niezrozumiałych i niepotrzebnych skoków... Zawiera zarówno szybkie i energiczne kawałki jak i ballady,przy których można się odprężyć i pobujać.

Do przesłuchania „One” zespołu The Boogie Town zachęciła mnie krótka notatka w pewnej gazecie. Zobaczyłam tam ciekawą okładkę, która przedstawiała podarte i rozrzucone czarno-białe zdjęcia. Odniosłam wrażenie, że płyta będzie refleksyjna i sentymentalna, momentami może nawet smutna. Dlatego nie mogłam doczekać się stonowanych czy psychodelicznych melodii oraz pejoratywnej tematyki tekstów, na które wtedy miałam ogromną ochotę. Kolejna zebrana informacja na temat „1” był to fakt, że została ona nagrana w Łodzi przez warszawską kapelę. Wcześniej, nie wiem dlaczego, nie dopuszczałam myśli, że będzie to zespół z naszego kraju.


Tuż przed włączeniem płyty doczytałam, że głosem zespołu jest kobieta. Byłam bardzo rozczarowana ponieważ z reguły nie lubię, nie słucham i nie sięgam po damskie wokale. Na szczęście jednak, po kilku minutach mój pokój wypełnił się krótkim „Prelude”, wprowadzającym w klimat płyty ( który moim zdaniem nie do końca spełnia swoje zadanie). Wówczas wydawało mi się, że moje pierwsze wrażenia dotyczące płyty są trafne. Myślałam tak przez bardzo krótki czas. Już od pierwszych wyśpiewanych słów wokal mnie powalił. Z piosenki na piosenkę przekonywałam się jak niesamowity talent ma wokalistka i jak wiele straciłabym omijając tę płytę. Myliłam się nie tylko co do wątpliwego talentu Uli, ale także co do rzekomego smutku czy psychodeli, której oczekiwałam na krążku. W zamian dostałam znakomitego rock’n’roll’a ( który od razu poprawił mi humor) i co trzeba podkreślać najczęściej jak to możliwe, kawał pięknego głosu! Co prawda uważam, że porównanie Uli do Janis Joplin jest przesadą, aczkolwiek zgadzam się, że jest w niej coś pozytywnie „oldskulowego”. Płytę uważam za bardzo poprawną. Doskonale brzmi jako całość, nie ma na niej niezrozumiałych i niepotrzebnych skoków, nad którymi słuchacz byłby zmuszony się zastanawiać. Jest lekka, przyjemna, nie pozostawia niedosytu i chętnie się do niej wraca. Zawiera zarówno szybkie i energiczne kawałki („Get Out The Way”, „G.Y.E”) jak i ballady przy których można się odprężyć i pobujać ( „No Scared”, „You May Cry” ). Jedyną małą rewolucją w „1” jest utwór „Emily” w wersji polskiej. Z przykrością muszę stwierdzić, że kawałek ten udowadnia jak wiele dobrzy wokaliści tracą na śpiewaniu po polsku. Utwór jest dobry, ale brzmi o wiele prościej niż anglojęzyczny, niestety traci też swoją magię i klimat.


Hasła „odkrycie”, „nadzieja polskiej sceny” występujące w opiniach o zespole są jak najbardziej trafne. Skoro już pierwsza płyta budzi tyle pozytywnych emocji, czekamy z niecierpliwością na kolejną, która miejmy nadzieje nie zburzy ( jak to się w wielu przypadkach zdarza) nie tylko moich poglądów o talencie nowej warszawskiej grupy.

 

 

The Boogie Town – 1
wyd. Mystic, 2010.05.28

 

Ula Rembalska (wokal)
Bartek Mieszkuniec (gitara)
Romek Batyra (gitara)
Przemek „Benbeneq” Kuczyński (bębny)
Przemek Wyrwas (bas)
Michał „Shushi” Omyła (klawisze)

 

nagranie: Manximum Records Studio
mastering: Alan Silverman
myspace.com/theboogietown