Jason Mraz „Mr.A-Z”

Bartosz Domagała
Bartosz Domagała
Kategoria album muzyczny · 19 października 2010

„Mr.A-Z” to świetny pełny, autorski album Jasona Mraza. To produkt autentyczny, mimo iż skierowany do szerokiego grona odbiorców

Przemierzając dość miałki i do przesady wtórny rynek współczesnej muzyki pop, na całe szczęście natrafić można jeszcze na artystów, którzy swoją godną muzyczną postawą, znacznie poprawiają jego nadwyrężoną kondycję. Gavin de Graw, Jamie Cullum czy wreszcie recenzowany Jason Mraz to artyści w pełni świadomi swojego muzycznego celu, bezkompromisowi w trakcie jego realizacji, a także niesłychanie indywidualni, co pomaga im uniknąć tej bolesnej, popowej wtórności i sytuacji kiedy muzyka zmierza do nikąd. Mraz posiadał także jeszcze jedną, bodaj najważniejszą we współczesnym biznesie muzycznym umiejętność chlebiania gustom większości, przy jednoczesnym ograniczeniu do minimum zabiegów dążących do zamiany muzyki na czysty komercyjny produkt z mniej ważną zawartością w środku.

 

„Mr.A-Z”, to zbiór 12 kompozycji autorstwa samego Mraza, który czuwał nad powstawaniem tego albumu od samego początku, aż do końcowego etapu produkcji czyli bookletu, ciekawie i bogato wydanego. Na każdym z tych etapów postanowił zostawić rys swojej indywidualności, dzięki czemu poziom wiarygodności Mraza jako artysty jest bardzo wysoki. Oprócz skomponowania piosenek nagrał także większość partii gitary akustycznej oraz wszystkie główne wokale. Zaprezentowana w tym albumie muzyka to mariaż większości znanych nam gatunków muzycznych. Jest więc czysty pop w klasycznej postaci w kompozycji  „Wordplay”, następnie głos Mraza zostaje wsparty przez rockowo brzmiące gitary, by już po chwili przejść w brzmienie akustycznej ballady z udziałem instrumentów smyczkowych oraz operową, wokalną ornamentyką w  „Mr. Curiosity” (brawa za odwagę). Po kolejnych przesłuchaniach bez problemu odnajdziemy także elementy r&b  „Geek in the Pink” oraz kołyszącą bossa novę  „Bella Luna”. To co wydaje się być w tym przypadku najważniejsze to aptekarska precyzja w dozowania tych wszystkich składników, zaś następnie inteligentne zestawienie ich w logiczną układankę.

 

Mraz to artysta, który wie o co chodzi w tej grze, doskonale wyczuwa naturalne dążenie do siebie tych elementów, a czasem na przekór temu decyduje się na zaskakujące kroki. „Mr.A-Z” mimo, iż pozostaje albumem popowym, to kryje w sobie wiele dobrego muzycznego rzemiosła. Na uwagę zasługuje bardzo składna gra sekcji rytmicznej (Ian Sheridan- Adam King), obecność w dwóch kompozycjach ex- gitarzysty Stinga- Lyle Workmana, który pojawia się grając na gitarze oraz dobro. Dla mnie osobiście jednym z ciekawszych wydarzeń na płycie jest jazzujące solo Raula Midona na gitarze klasycznej w kompozycji „Bella Luna”. Na płycie nie brakuje także, dobrych partii wokalnych. To, że Mraz jest świetnym wokalistą nie podlega dyskusji, ale warto zauważyć w jaki sposób splata swój głos z pozostałymi w wielogłosowych harmoniach, nadając kolorytu swoim kompozycją. Do moich faworytów na płycie z pewnością zaliczę utwór „O. Lover” o ciekawej budowie formalnej, a przede wszystkim urzekającej ekspresyjnością. „Please don't tell her” po prostu płynie, nie robi niczego usilnie, i nawet gdzieś przypadkiem usłyszana przyciągnie naszą uwagę, a rockowy refren, aż prosi się o wspólne odśpiewanie. Być może ma w sobie trochę patosu, ale w odpowiedniej dawce. A na koniec popowe arcydzieło „Clockwatching”. Urzeka mnie ta prosta, ale jakże skuteczna zabawa rytmem. Kolejny dowód na to że proste rozwiązania są najlepsze, a to co naturalne obroni się bardziej niż nadęte i na siłę inteligentne. Utwór o potencjale koncertowym.

 

Reasumując „Mr.A-Z” to świetny pełny, autorski album Jasona Mraza. To produkt autentyczny, mimo iż skierowany do szerokiego grona odbiorców. Stoi na wysokim poziomie wykonawczym, czego dowodem jest nominacja do nagrody Grammy za najlepszy album roku 2005. Być może posiada on swoje wady, ale nie widzę konieczności ich szukania, gdyż i tak jest on jedną z lepszych rzeczy jaka przydarzyła się muzyce pop w ostatnich kilku latach.


Bartosz Domagała