Natural Beat - „Striped Flint”

Grzegorz Cezary Skwarliński
Grzegorz Cezary Skwarliński
Kategoria album muzyczny · 4 października 2010

Natural Beat to grupa grająca muzykę improwizowaną opartą na mocnej sekcji rytmicznej (perkusja conga, djamby, bębny szczelinowe, beatbox).

     
     Historia Natural Beat sięga 1999 r
oku kiedy powstała bębniarska formacja Stiff Stuff. Piotr 'Stiff' Stefański otrzymał w 2010 r. propozycję nagrania muzyki na potrzeby Muzeum Historyczno - Archeologicznego w Ostrowcu Świętokrzyskim (oddział w Krzemionkach Opatowskich). Temat wydawał się być banalny - muzyka neolitu. Materiał miał dotykać początków kultury, uzupełniać i wzbogacać treści prezentowane przez muzeum. Powstaje pytanie - jak brzmiała muzyka neolitu? Tego z pewnością nikt nie wie i prawdopodobnie nikt się nie dowie. Być może wcale nie istniała. Nie przeszkodziło to jednak w pracach nad płytą. Wszystko zaczęło się od poszukiwań składu muzyków. Główny trzon nowej formacji stworzyli muzycy ze starego składu Stiff Stuff (Piotr Stefański, Krzysztof Olejarz, Dominik Gadecki). Dołączają do nich młodsi bębniarze (Artur Borek i Mikołaj Janowski), beatbox (Jakub Kubała), perkusja i bas (Karol Kaczmarski, Kuba Kozioł), bas i wokal (Michał Pastuszka) oraz trąbka ( Rafał Gęborek). W ten sposób narodził się zespół Natural Beat. Artyści rozpoczęli poszukiwania dźwięków, barw, przestrzeni. Sprawdzali jak brzmią: deska, patyk, kamień, senegalski bęben wojenny, czuringa, djambe, oddech i... powstaje materiał na płytę "Striped Flint".
      To co znajdziemy na krążku, odwołuje się do tego co w kulturze i w nas pierwotne. Przez całą płytę przewija się mocna bębnowa, żeby nie rzec pierwotna sekcja rytmiczna. Pomruki, odgłosy, sapania, recytowane teksty ciekawie wzbogacają poszczególne kompozycje. Miłym zaskoczeniem mogą być utwory zbliżające się stylistycznie do free jazzu (np. "Drum & Base") i reggae (np. "One World"). Wszechobecna rytmiczność jest z jednej strony miła dla ucha i pobudza do podrygiwania, z drugiej strony staje się w pewnym momencie zbyt monotonna (być może jest to wina obszerności materiału, prawie 80 minut bardziej lub mniej naturalnych rytmów może kiedyś "zmęczyć"). Nie umniejsza jednak to wartości płyty i oryginalności pomysłu a sprawna realizacja dopełnia pozytywnie całość. Ten swoisty eksperyment można uznać za bardzo udany.
    "Striped Flint" to opowieść pełna transu. W jakimś sensie uwalnia. Zaprasza na muzyczną wycieczkę w głąb siebie. Czyżby szamański odlot? Kto wie...