Na najnowszym albumie prezentują dziesięć, tym razem autorskich kompozycji udowadniając, że nadal nie znudziła się im wędrówka na przełaj i wciąż potrafią dać niezłego energetycznego kopniaka.
Niewielu jest artystów na współczesnej scenie jazzowej, którzy od lat kroczą wybraną przez siebie drogą bez cienia komercji. The Bad Plus to grupa która idealnie odpowiada powyższemu rysopisowi. Na najnowszym albumie prezentują dziesięć, tym razem autorskich kompozycji udowadniając, że nadal nie znudziła się im wędrówka na przełaj i wciąż potrafią dać niezłego energetycznego kopniaka.
Tytułowa kompozycja "Never Stop" wchodzi w krew i uzależnia jak narkotyk. Ten prosty formalnie i harmonicznie utwór brzmi tak, że naprawdę mógłby się nigdy nie kończyć. Oszczędna gra całego tria udowadnia, że panowie czerpią wielką przyjemność z muzyki i w zasadzie bawią się dźwiękami. Utwór "Never Stop" okazał się być przystawką przed daniem głównym, a w menu czekała dawka solidnego jazzu, zaserwowanego przez niezawodne trio Iverson, Anderson, King. W kompozycji "You are" na pierwszy plan wysuwa się pianista Ethan Iverson racząc nas cudownymi harmoniami oraz motywami granymi w dole unisono z kontrabasem. Tak na marginesie to właśnie kontrabasista Reid Anderson jest autorem tej kompozycji. Wszystko to jest jednak tylko wstępem do niesłychanie patetycznej cody utworu, która zagrana adlibitum niesie ze sobą tak olbrzymi ładunek emocji, że z każdym kolejnym dźwiękiem oczekuje eksplozji, zaś zakończenie okazuje się być zaskoczeniem...
Wartą uwagi kompozycją jest z pewnością "People like you". Ospała i nostalgiczna ballada z każdym dźwiękiem hipnotyzuje coraz bardziej jak egzotyczna trucizna. Oszczędna gra każdego z muzyków po raz kolejny udowadnia, że muzyka najbardziej kocha powściągliwość i szanowanie każdego z dźwięków. Fantastyczne synkopy oraz genialny raz kroczący, raz galopujący groove, nad którym górują opętane improwizowane partie fortepianu to esencja kolejnej kompozycji "Beryl Love to dance". Geniusz pianisty Ethana Iversona jest tu wyraźny jak na dłoni. W jednej chwili potrafi niemal zupełnie zmienić swój styl gry. Począwszy od wspomnianych już szaleńczych improwizacji, aż po poszarpane zawiłe tematy. Wypady w stronę free jazzowego grania to chyba to, co trio The Bad Plus uwielbia najbardziej czego jasnym sygnałem jest właśnie ta kompozycja.
Krzywdzącym było by nie wspomnieć w tej recenzji o perkusiście Davidzie Kingu, stanowiącym wraz z kontrabasistą Reidem Andersonem solidny fundament każdej kompozycji. pozostawiając na uboczu techniczne aspekty jego gry, którym należy się co najmniej kilkustronicowy artykuł w fachowym czasopiśmie, ja wspomnę tylko o jego niesłychanej "muzycznej czujności" i wyrafinowaniu, czego życzyłbym niejednemu perkusiście o zapędach w stronę cyrkowych, arcytrudnych technicznie sztuczek.
Świetnym zakończeniem albumu jest utwór "Super America", który zostawia słuchacza w bardzo pozytywnym nastroju, a jednocześnie zachęca do odtworzenia płyty po raz kolejny. Rhytm and bluesowa rytmika i chwytliwy temat sprawia, że utwór ten staje się miłym drobiazgiem, a zarazem świetnym, lecz nieco mylącym epilogiem dla tego albumu.