21 września trafiła do polskich sklepów nowa płyta starych wyjadaczy z Seattle, jest to już ich dziewiąty studyjny krążek.
Słychać, że pomimo wieku chłopakom nie brakuje entuzjazmu i radości z grania.
Na płycie znajdziemy jedenaście kawałków bardzo zróżnicowanych muzycznie - utrzymanych jednak w dojrzałym klimacie. Część kompozycji to rozpędzone, potężne rockowe buldożery. Część przewija się przez płytę trochę jakby leniwie, spokojnie, nigdzie się nie śpiesząc. Te wolniejsze ballady trochę przypominają mi solowe poczynania Eddiego Veddera w projekcie ścieżki dźwiękowej do filmu "Into the wild".
Płyta układa się razem w spójną całość. Kiedy brakuje już nam tchu i czujemy, że zaraz mamy zemdleć zespół serwuje nam wytchnienie i chwilkę odpoczynku.
Moim faworytem na płycie jest piosenka "Got some" - pełna wysokokalorycznej energii. Piosenka działa jak solidna porcja kofeiny. "Zażyta" rano starcza do wieczora.
Pearl Jam na samym początku kariery postawił sobie wysoko poprzeczkę rewelacyjną płytą "Ten". "Backspacer" nie jest może tak genialny, ale z czystym sumieniem jest godny polecenia.