N/O = YES!
Do niektórych ruchów na scenie muzycznej z założenia podchodzę sceptycznie. Jednym z nich niewątpliwie jest wskrzeszanie dawnych gwiazd. Wielokrotne przywoływanie legend wypiera je z początkowego znaczenia. Zamiast zyskiwać nową jakość tracimy coś bardzo delikatnego - ducha wspominanej postaci. Zauważyłem, że falę przywracania wielkich polskiej muzyki rozpoczęły wszystkie reinterpretacje piosenek Agnieszki Osieckiej. Teraz, Nosowska stawia kropkę. Po niej już nic wartościowego powiedzieć nie można.
Katarzyny Nosowskiej nie trzeba nikomu przedstawiać. Większość repertuaru "Hey" znamy na pamięć. Pamiętasz ile razy śpiewałeś "Teksański", albo "List"? Ja też nie, ale na pewno dużo. Nie potrafię sobie jednak przypomnieć czy kiedykolwiek nuciłem "Sushi" czy "Przez S". Większość solowych dokonań Kasi zajmuje właśnie takie miejsce w świadomości. Zdajemy sobie z nich sprawę. Może nawet potrafimy wymienić tytuły wszystkich albumów.
Spotkałem się kiedyś z opinią, że "teksty Nowskiej wytrzymują porównanie z Szymborską". Co by się jednak stało gdyby Nosowska nie śpiewała swoich tekstów?
Odpowiedzią jest jej najnowsza płyta. Zatytułowana po prostu "Osiecka". Zawiera 12 utworów z czego 10 jest do tekstów Agnieszki Osieckiej, a pozostałe dwa to kompozycje instrumentalne. Po milionie różnych interpretacji tych samych wierszy bałem się, że to kolejne "greatest hits" z lekko zmienionymi aranżami, ewentualnie przyprawione delikatną elektroniką z pierwszych płyt Nosowskiej. Przeliczyłem się bardzo. Gdy tylko usłyszałem pierwsze takty "Kokainy" wiedziałem, że to kolejna zjawiskowa płyta w dyskografii najbardziej znanej szczecinianki.
Naprawdę trudno zaklasyfikować album do któregoś z gatunków muzycznych. Oczywiście, można powiedzieć, że to poezja śpiewana, ale nie jest to pełna odpowiedź. Nosowska wydobywa, z klasycznych gatunków (na przykład tango) najistotniejszą cząstkę ekspresji i finezyjnie łączy z najbardziej odpowiadającym tekstem. Wrażenie po pierwszym odsłuchu płyty jest piorunujące.
Na przykład "Kto Tam U Ciebie Jest?" zagrano wyraźnym vocalem ponad cichymi organami, spontaniczną trąbką i gitarami. W refrenach pojawia się delikatnie chropowato mruczący głos. Cała przestrzeń ekspresji zmieszczona w mniej niż trzyminutowej kompozycji. To jest sztuka!
Natomiast "Zielono mi" zbudowane zostało jak piosenka ze starych filmów o
Bondzie. Charakterystyczne staccato i potężne wybuchy emocji. Z wszystkich dźwięków sączą się kropelki zielonego szaleństwa. Prawie można dotknąć radości wypływającej strumieniem z głośników.
Każdej interpretacji z tej płyty można by poświęcić co najmniej kilka zdań, ale jest to zupełnie bezcelowe. Po prostu Nosowska zrobiła z słowami Osieckiej to, co nie udało się do tej pory żadnemu innemu artyście. Zaśpiewała je tak, jak zrobiła by to sama Osiecka.