Kolejna płyta z serii "analogowego przedawkowania". Nie jest nowa, ale mimo to warta posłuchania.
Zacznę nieco niemuzycznie, refleksyjnie. Życie często powoduje pojawienie się nowych, innych priorytetów i tym samym przesunięcie dotychczasowych na dalsze miejsca. Nie inaczej było z moją aktywnością recenzerską w kręgu muzyki elektronicznej (zwanej także el-muzyką). Dłuższe czy krótsze przerwy w pisaniu tekstów nie oznaczają jednak, że moje związki z w/w twórczością uległy zerwaniu, są jednak nieco luźniejsze. Czas (tzn. jego brak) często nie pozwala na słuchanie w stopniu zadowalającym (czyt. w odpowiednich warunkach i pożądanym nieraz skupieniu) kolejnych płyt nie mówiąc o pisaniu. Rozwój techniki umożliwia jednak na niejakie obejście niektórych niedogodności (większa mobilność urządzeń audio). Może wydać się to dziwne, ale takie „przerwy” mają dość szczególną własność - „odpoczynek” od pewnych barw, klimatów, zestawień dźwięków, itp. Tym samym „powrót” może się wiązać z ponownym odkrywaniem nieznanych dotąd (lub mało poznanych) rozdziałów rozwoju muzyki elektronicznej.
„Analog Overdose 3” nie jest płytą nową (wydanie 2003r.) ale dopiero ostatnio mogłem poświęcić jej na tyle dużo czasu, aby poczuć chęć spisania wrażeń jakie na mnie wywarła. Krążek jest swoistą kontynuacją wcześniejszych dokonań duetu Fanger & Schönwälder. Tym razem optycznemu utrwaleniu poddano zapis koncertu jaki miał miejsce w Satzvey Castle 29 marca 2003r. Na płytce napotkamy cztery średnio rozbudowane czasowo (od 14 do 21 min.) utwory utrzymane w sekwencyjnych klimatach „szkoły berlińskiej”. Czy artyści pozytywnie zaskakują tak jak w poprzednich wspólnych dokonaniach? I tak, i nie. Nie, ponieważ już sam tytuł krążka i nazwiska twórców mówią czego się można spodziewać. Tak, ponieważ potencjalny słuchacz zetknie się z innym podejściem do „analogowego przedawkowania” niż miało to miejsce na wcześniejszych płytach z „serii”. Pierwsze trzy utwory pod tym samym tytułem (zmienia się tylko numeracja następujących po sobie kompozycji) można uznać za kolejne części rozbudowanej, mocno rytmicznej suity. Zauważalna, momentami wręcz żywiołowa, dynamika (odejście od nastrojów ambientowych znanych z „Analog Overdose 2”), obecność innych, wzbogacających instrumentalnie kompozycje, barw (gitara Klausa Hoffmann-Hocka z zespołu Mind over Matter, czy miejscami rozbudowana sekcja rytmiczna, co nie jest charakterystyczne dla muzyki elektronicznej) powoduje, że nasuwa się nieodparte skojarzenie z muzyką elektroniczną lat 70-tych XX w. (inspiracje twórczością Klausa Schulze'a i zespołu Ash Ra Tempel - szczególnie słyszalne w trzecim z kolei utworze) ale w jakże innym, bardziej współczesnym, bardzo dobrym wydaniu. Wydaniu mimo wszystko zaskakującym i nadspodziewanie dopracowanym (ma się wrażenie, że kompozycje powstały w studiu a nie podczas występu „na żywo”).
Wrogowie muzyki sekwencyjnej zapewne będą twierdzić, że panowie już trochę przynudzają i „odcinają kupony” od popularności. Ja jestem daleki od takiego twierdzenia, choć muszę przyznać, że dopiero kilka odsłuchań pozwoliło mi docenić walory opisywanej płyty (być może przez natłok dźwięków jakie płyną z głośników, a być może przez „przerwę” opisywaną we wstępie).
Cez-Ary, grudzień 2008