Idealnie uporządkowany chaos.
Pierwszy kontakt z muzyką Meshuggah jest jak wycieczka do puszczy bez mapy i kompasu. Zgubić się łatwo, a w oddali słychać wilki. By znaleźć drogę, musimy zrozumieć otaczający nas las. Budują go niespokojne dźwięki. Szwedzki zespół zrezygnował z chwytliwych melodii i stałego rytmu perkusji. Są natomiast częste zmiany metrum i ekwilibrystyczne popisy. Gra taka nie odnosi się do solówek, a większości partii. Słuchane osobno wydają się dziwaczne, ale razem tworzą żywy organizm. Pulsują w skomplikowanym krwiobiegu zadziwiając swoim składem... i dzikością.
Członkowie grupy mówili, że „obZen” podsumowuje ich dotychczasowe poszukiwania. Słychać, że bliżej mu do starszych płyt niż do „Catch Thirtythree” - eksperymentalnego poprzednika w formie suity. Mniej jest psychodelicznych wstawek. Brakuje też gitarowej elektroniki. Znajdziemy w nim jednak dużo progresywnego i połamanego metalu. Panowie zrobili kolejny krok naprzód. Chodzi o technikę.
Świetnym przykładem jest perkusja w „Bleed”. Ważną rolę odgrywa tu podwójna stopa. Pasuje ona idealnie do miażdżących krótkich kawałków. Tomas Haake używa jej jednak przez 7 minut. Dodaje do tego wolną i ciężką grę na reszcie zestawu. Efekt jest niesamowity. Mimo natłoku dźwięków, paradoksalnie, ma się wrażenie otwartej przestrzeni. Zapełnia ją skalisty krajobraz nacierający na nas swoją masą. Pośród gradu uderzeń hula niski dźwięk. Przypomina wiatr. Zastanawiałem się skąd pochodzi i zaskoczyło mnie jego źródło. Na jednym z nagrań wideo zobaczyłem, że to gitara. Instrument ma osiem strun, a najgrubsze są przełożone z basu. Fredrik Thordendal (gitara prowadząca) jak i Mårten Hagström (gitara rytmiczna) mają po parę takich egzemplarzy. Niekonwencjonalne zagrywki na nich są wyróżnikiem zespołu.
Zauważa się od razu połamane riffy Hagströma. Idealnie przeplatają się z szalonymi figurami perkusji. Muzyk często przejmuje też rolę basisty. Trudno ich odróżnić, bo dysponują podobnymi częstotliwościami. Słychać za to bogatą fakturę mięsistych brzmień. Przykładem może być „Electric Red”. Agresywne pochody niskich dźwięków łączą się z nierytmicznie rytmicznymi akordami. Sprzeczność wynika ze złożoności. Rytm jest tak skomplikowany, że wydaje się chaotyczny. Czujemy go dopiero po pewnym czasie, gdy zauważamy jego idealne powtórki. Uzupełniają je motywy i solówki Thordendala o jazzowym rodowodzie. Szybują one gładko wśród kaskad uderzeń, ale bywają też pocięte i dysonansowe. Polubiłem go za takie połączenia. Stawiają go ponad większością gitarzystów silących się na melodyjność. On potrafi ją wykrzesać z najbardziej absurdalnych nut. Robi tak na „This Spiteful Snake”. Kakofoniczna solówka wbija się tam w ciężki groove utworu jak igła rozszalałej maszyny do szycia. Kolejne zderzenie skrajności, w które obfituje mathcorowa muzyka Meshuggah.
Przekracza ona bariery – również stereotypów związanych z muzyką metalową. Jest w niej dużo agresji i zgiełku, ale mają one odkrywczą i skomplikowaną formę. Czemuś służą. Brutalność ta daleka jest od szokowania głową kozła. Przypomina bardziej przestrogę. Teksty zwykle pisze Haake – perkusista. Tytuł „ObZen” tłumaczył jako rodzaj idealnej harmonii właściwej dla ludzkiego gatunku. Pierwszy człon pochodzi od angielskiego „obscene” oraz łacińskiego przeczenia „ob”. Są to słowa krytyki, które wnioskują, że szczęście i spokój znajdujemy coraz częściej w rozpuście i przemocy. Myśl tą idealnie oddaje połamana zawartość płyty. Przewidywalny, w pewnym stopniu, jest tylko wokalista - Jens Kidman. Każdą sylabę synchronizuje z uderzeniem perkusji. Jego głos jak rozdarta rana, krzyczy o świadectwach krzywdy. Polecam teledysk z singlową wersją „Bleed”. Dotyka głęboko.