Bielas - Bielas

Marsyn
Marsyn
Kategoria album muzyczny · 6 września 2008

Cyce w szpice! Bielas atakuje, z uśmiechem.

 

Niedawno Biodro Records wydało solowy debiut Jacka Bieleńskiego. Jest on barwną postacią związaną m.in. ze sceną muzyczną klubu Łódź Kaliska. Autor, choć pochodzi z rocznika ’51, wygląda i zachowuje się jakby był o 20 lat młodszy. Na scenie pojawia się z gitarą, dready sięgają mu do ramion, a z ust leją się kaskady śmiałych i humorystycznych metafor. Sprawy, o których mówi, nie zawsze są jednak proste. Styl jego bliski jest nagraniom Toma Waitsa i tekstom Charlesa Bukowskiego. Piosenkarz prowadzi grupy Plastik Bag i Pavulon. Grają w nich świetni polscy jazzmani - Włodek „Kinior” Kiniorski (sax, bass, instr. perkusyjne) i Antoni Gralak (trąbka, bass, klawisze) oraz znany z Protoplazmy Przemek Greger (gitara). Dwaj ostatni pomogli Bieleńskiemu nagrać album. Instrumentami perkusyjnymi zajął się Zbigi Uhuru Brysiak.

 A jaki jest krążek? Zaskakujący. Na samym początku dostajemy obuchem w głowę, potem czujemy się lirycznie. „Gołe były” rozpoczyna dźwięk spadającej jak pięść trąbki. Odbija się ona od twardo nabitych słów: „A chuj wie skąd się wzięły…”. Kto taki? Anioły, które „nie tyle z nędzy, co z braku pieniędzy napadały, mordowały, oczy dłubały…”. Tekst wykrzyczany z chrypą jest mocnym wejściem i jednocześnie najbardziej agresywnym momentem na płycie. Czuć jej groteskowy klimat. Językowym akrobacjom towarzyszą ostre gitarowe riffy z połamanym bitem.

W opozycji do nich stoi ballada „Szwarce pelerynka”. Jest spokojniejsza, ale też przesączona specyficznym klimatem. W powietrzu unoszą się lekkie dźwięki gitary, które powoli zawracają by płynąć od tyłu. Tworzą dronowe tło. Wzruszonym i jąkającym się głosem Bieleński mówi o pożegnaniu z kobietą stwierdzając: „między nami został tyko dyskoteki cień”. Dialog z nim prowadzi smutna trąbka. Przyczyną rozstania była zdrada: „Tamten facet w tanim barze szastał szmalem, z górnej półki kazał w twoją szklankę lać”. Za takie teksty można właśnie polubić Bielasa. Są szczere i ironiczne. Opisują świat odmienny od cukierkowych seriali. 

Podejście takie widać też dalej. Na przykład „Padłylew” opowiada o cyrku - instytucji kojarzącej się z rozrywką. Giną w nim jednak męczone zwierzęta. Przez to „treserowi od myślenia pęka głowa w szwach, (…) kto to widział zdychać nagle pośród tylu braw”. Martwi go to, ponieważ „za bilety w końcu żywą kasą płaci się”. Autor snuje historię porykując jak drapieżnik. Towarzyszą mu mokre dźwięki perkusyjne i bujający się bas. Trąbka odzywa się w tle, a gitara wygrywa miejscami latynoskie melodie. Jest wesoło jak w cyrku, gdzie radość publiki budzi zdechły lew.

Teksty Bieleńskiego często poruszają wiele tematów na raz. Fantazje erotyczne potrafią przeplatać się z refleksją o ulicy i drwiną z wakacyjnych pocztówek. Przypominają wtedy postmodernistyczne puzzle, które trzeba samemu ułożyć. Zabawy słowne mieszają się z brutalnym językiem pełnym celnych kontrastów. Wszystko to powiedziane, wykrzyczane lub zanucone z chrypką. Jeśli chodzi o muzykę - za większość dźwięków odpowiada Gralak. Znany jest on z jazzowych wycieczek dookoła rocka i elektroniki. Na pierwszy plan wybija się jego trąbka, potem stonowane klawisze. Uzupełniają to sample oraz miły bass. Bity Brysiaka brzmią energicznie. Greger przeważnie nie narzuca się z gitarą. Mnóstwo tu szczegółów, które znajdziemy po kolejnych przesłuchaniach. Płyta zdecydowanie poprawia humor. Wyobraźcie sobie śpiewane przy skrzypcach na góralską nutę: „Na ulicy Jadzia dupy sortują banany. Który banan jest nie taki będzie prostowany!”.