Czesław Śpiewa - Debiut

Dominik
Dominik
Kategoria album muzyczny · 13 czerwca 2008

Czesław Śpiewa czyli Czesław Mozil pojawia się niespodziewanie z płytą "Debiut" i muzyką wymykającą się kategoryzacji.

Niespodziewanie Czesław Mozil stał się gwiazdą polskiej piosenki. Pojawienie się jego pierwszej solowej płyty "Debiut" odnotowały wszystkie znaczące się pisma, portale i stacje muzyczne. Może jeszcze nie należy do panteonu muzyki popularnej, ale wszystko wskazuje na to, że odnalazł sobie bardzo pokaźną niszę, którą bardzo ciekawie wypełnia.

 

Po przesłuchaniu kilku promocyjnych utworów zacząłem zastanawiać czy przez przypadek nie słucham jakiejś dziwnej edycji bajek dla dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak tu pojawiła się silna dysharmonia pomiędzy formą, a treścią. Chociaż brzmienie tekstów przypomina okres wczesnego dzieciństwa to sama warstwa treści zajmuje z goła przeciwny biegun. Są to historie o życiu. Pasujące bardzo do melancholijnego tanga, z którym Czesław, jako wykształcony akordeonista, na pewno miał styczność. Te spokojniejsze i opowiedziane "bardziej czystym" językiem kompozycje są najsilniejszą stroną płyty. Na przykład "Pożycie małżeńskie" jest doskonałą ilustracją jak mógłby wyglądać album Czesława. Właśnie, na przekór kabaretowego pozycjonowania albumu, to "Ucieczka z wesołego miasteczka", "Efekt uboczny trzeźwości" i wspomniane "Pożycie małżeńskie" mówią o kunszcie Czesława Mozila. Te kompozycje zakończone, w większości, przy wsparciu chórków dźwigają cały album. Może to obciążenie, którym obarczony jest każdy debiut artystyczny. Trzeba sobie zdobyć słuchaczy, by później móc prezentować im swoją "prawdziwą" muzykę. Czesławowi udało się to doskonale. Już teraz wiadomo, że niezależnie od zawartości kolejna płyta będzie sprzedawała się doskonale, a sale koncertowe będą wypełnione po brzegi. Dlatego, że "Debiut" trafia do wszystkich bez wyjątku, jego płyty słuchają zarówno licealiści jak i ludzie po czterdziestce.

 

To prawda co mówią cytaty na promujących płytę plakatach. Muzykę proponowaną przez Czesława bardzo ciężko skategoryzować. Kompozycje balansują pomiędzy tangiem, kabaretem, a czasami nawet rockiem. Mieszanka bardzo oryginalna, ale nie unikatowa. Wiele utworów przypomina kompozycje Beirut wymieszane z Stephenem Lynchem. Ciężko dopatrzeć się czegoś nowego poza faktem, że takie połączenia po raz pierwszy pojawiły się w tak zwanym mainstreamie polskiej muzyki. Zazwyczaj prześlizgiwały się po piwnicznych scenach piosenki aktorskiej, nie dając się poznać szerszej publiczności. Teraz każdy ma szansę zapoznać się z "Maszynką do świerkania" - singlem promującym płytę. Można ją usłyszeć w radiu i obejrzeć teledysk na youtube, tak jak sześćset tysięcy innych użytkowników.

 

Niestety to dziwne rozdwojenie  tekstowo-dźwiękowe całkowicie rozkłada koncepcję "Debiutu" jako całości. Jeśli oczekujesz od albumu, że przeniesie Cię gdzieś indziej to zawiedziesz się słuchając "Debiutu". Równie dobrze można by puścić jakąś składankę. Poza charakterystycznym vocalem Czesława i akordeonowymi partiami brakuje elementów wspólnych. Oczywiście większość tekstów jest pisana w wspomnianym kabaretowych stylu, ale czy to wystarczy do uznania płyty za więcej niż dobrą? Moim zdaniem nie. Krążek na pewno jest wystarczającym bodźcem do poznania Czesława i wybrania się na jego koncert, na którym poza albumowymi utworami można usłyszeć wiele innych i ciekawszych kompozycji, niż te które znalazły się na "Debiucie".