Nie jestem homofobem, nie należę do żadnego ugrupowania poniżającego osobników innej orientacji, ale jeżeli liderem rockowej grupy jest gej i do tego (o ironio!) murzyn, to zapowiada się przednia zabawa.
Wiem jedno, Kele Okereke, mózg Bloc Party łatwego życia w Polsce by nie miał. Na szczęście zespół zagościł u nas tylko na ubiegłorocznym festiwalu Heineken. Opinie dotyczące koncertu były podzielone. Moim zdaniem dali rade, chociaż Kele śpiewał tak, jakby jego noc w hotelu dzień wcześniej była wyjątkowo aktywna...dla pewności więc, podczas koncertu stanąłem gdzieś z tyłu, co by nie być w zasięgu wzroku Kelego z wiadomych przyczyn.
Eh...obiecałem sobie że nie będę się czepiał tego że wokalista jest jakby to powiedzieć...z innej gliny ulepiony, ale jak widać nie udało się, za co przepraszam. Chociaż skoro liderką The Gossip może być puszysta lesbijka rozbierająca się w magazynach dla panów, a frontmanem jednej z największych grup metalowych łysy gej, to czemu nie "ciepły" Kele stojący na czele Bloc Party?
Dobra, koniec z roztrząsaniem kwestii orientacji Pana Okereke. Zajmijmy się samą muzyką, jakże nudne zajęcie skoro można roztrząsać prywatne życie wokalisty, nieprawdaż?
Bloc Party są sprawcami ogromnego zamieszania jakie wywołał ich debiutancki album z 2005 roku. Pełen doskonałych melodii, łatwych do zapamiętania refrenów i po prostu typowych parkietowych "hiciorów". Z miejsca stali się ulubieńcami Indie-niezal-brytyskiej-nieszczęśliwej publiczności. A teksty? Oczywiście opowiadały o tym jak Kelemu się ciężko żyje, gdy musi zmagać się z kłodami rzucanymi pod nogi gejom. No cóż...takie życie.
Nowy album miał pokazać czy angielska grupa to gwiazdki jednego indie sezonu, czy zespół z prawdziwego zdarzenia. Czy można nagrać coś lepszego, lub przynajmniej równie dobrego jak debiut? Można i Bloc Party na albumie A Weekend In The City tego dokonali...
Gdzieś po drodze zgubili punkową energię, szaleństwo, ale zyskali za to o wiele więcej. Zmieniona stylistyka wyszła kapeli na dobre. To już nie są zwykłe piosenki na parkiet. To coś zdecydowanie większego. Kompozycje są przemyślane i odrazu zapadają w pamięć. Mamy tu więcej elektroniki gustownie wzbogaconej świetnymi zagrywkami gitarzysty. Już otwierający album "Song For Clay" to numer wprost doskonały. Napięcie wzrastające z sekundy na sekundę nie pozwala słuchaczowi usiedzieć w miejscu. Fantastycznie sprawdzający się na koncertach.
"The Prayer" z kapitalną rytmiką i pięknym refrenem jest jednym z najlepszych singli ubiegłego roku. Tak można wymieniać w nieskończoność, bo na A Weekend In The City słabych numerów nie uświadczysz. To piękna podróż po Londynie, często przygnębiającym, w którym Kele jest ogarnięty pustką. Opowiadający już nie tylko o swojej orientacji, ale także o alienacji zwykłego człowieka w dużej metropolii, o atakującej nas z każdej strony nudzie, za którą idą narkotyki. O wielu ważnych sprawach, które Okereke potrafi świetnie wychwycić i napisać o tym przejmujący tekst.
Bloc Party poradziło sobie z ogromną odpowiedzialnością jaka spoczywała na ich barkach. Spełnili oczekiwania znacznej części swoich fanów, może nie wszystkich, bo przecież niektórzy oczekiwali Silent Alarm nr 2. Nie poszli po najmniejszej linii oporu, zmieniając stylistykę nagrali album wyśmienity. W końcu jeżeli I Still Remember dostrzegła polska sieć telefonów komórkowych wykorzystując ten utwór w swojej reklamie, to coś ta płyta musi w sobie mieć.