Debiutancka płyta Argentyńczyka urodzonego w Szwecji nie zaskakuje eklektycznością. Teoretycznie nie powinna też zaskakiwać oryginalnością, bo przecież było już milion albumów na samotna gitarę i wokal, ze sporadycznie pojawiającym się instrumentami perkusyjnymi. Mimo to płyta jest trochę inna.
Debiutancka płyta Argentyńczyka urodzonego w Szwecji nie zaskakuje eklektycznością. Teoretycznie nie powinna też zaskakiwać oryginalnością, bo przecież było już milion albumów na samotna gitarę i wokal, ze sporadycznie pojawiającym się instrumentami perkusyjnymi. Mimo to płyta jest trochę inna.Jose Gonzalez miał szansę zaistnieć dzięki fragmentowi utworu „Heartbeats” wykorzystanego w reklamie telewizorów Sony. W identyczny sposób pojawiło się kilka innych zespołów, chociażby Lamb, Babylon Zoo czy choćby Shaggy w reklamie Levi’s. Ten rodzaj promocji zadziałał bardzo skutecznie, bo przyglądając się gustom muzycznym użytkowników internetu Gonzalez okazuje się bardzo popularnym wykonawcą.
Na płycie znajduje się 12 utworów krótkich (średnio 2,5 minuty) utworów. Wszystkie to spokojne, melodyjne ballady przy akompaniamencie gitary. Przez cały album panuje nastrój muzykowania przy zachodzącym słońcu. Niestety przy pierwszym odsłuchu jawi się to jako bardzo duży minus płyty. Jest na tyle krótka, że wszystkie utwory zlewają się jeden. Trudno dostrzec charakterystyczne cechy poszczególnych utworów. Powoduje to, że stają się nierozróżnialne. Jednak brak porywających solówek czy chwytliwych refrenów staje się plusem po dłuższym obcowaniu z albumem. Elementy które na początku zlewały się ujawniają subtelne różnice. Ciekawe, a zarazem proste detale świadczą o dużym wysiłku włożonym w pracę nad płytą.
Jose Gonzalez pokazał, że wypracował swój styl grania. Bez trudu można odróżnić od innych artystów akompaniujących sobie gitarą. Jego dźwięki są miękkie i bardzo delikatne. Idealnie pasują do tekstów których są tłem. Chociaż czasem zdają się wychodzić na pierwszy plan, warstwa liryczna staje się tylko wytrychem do klasyfikacji utworu jako piosenki.
Przenikanie się dwóch nierozerwalnych przestrzeni: tekstu i muzyki nadaje płycie bardzo oryginalny charakter. Właśnie to brzmienie wyróżnia „Veneer”.