Blessed with lucky sevens

Dominik
Dominik
Kategoria album muzyczny · 6 października 2006

Są dwie możliwości rozwoju zespołu po wydaniu greatest hits. Raz: mega przerwa po której bardzo ciężko wrócić do formy wypluwając jakieś mniej lub bardziej udane albumy. Dwa: kompilacja kompilacją a praca trwa nadal. Całe szczęście, że piękni chłopcy z Placebo wybrali drugą opcję.

Są dwie możliwości rozwoju zespołu po wydaniu greatest hits. Raz: mega przerwa po której bardzo ciężko wrócić do formy wypluwając jakieś mniej lub bardziej udane albumy. Dwa: kompilacja kompilacją a praca trwa nadal. Całe szczęście, że piękni chłopcy z Placebo wybrali drugą opcję. Właściwie nie było to zaskoczenie. W pewien sposób premierowy „20 years” na „Once more with feeling” oraz świetny duet z Davidem Bowie dyskretnie sugerowały, że grupa nie próżnuje.

Już okładka stylistyką nawiązująca do „Sleeping with ghosts” sterylna biel i syntetyczna foli w połączeniu z ludzkim ciałem w pewnym stopniu sugeruje zawartość. Jest to w prostej linii kontynuacja koncepcji z poprzedniego studyjnego albumu. Placebo utrzymują swój styl i poziom zarówno muzycznie jak i tekstowo.

Słuchając warstwy instrumentalnej bez trudu można rozpoznać zespół. Gitara, bas, perkusja i sporadyczne klawisze tak charakterystyczne dla formacji nieprzerwanie penetrują mniej optymistyczne regiony rocka. Najbardziej nietypowym jest początek „One Of A Kind”. Jeden „instrument” świetnie dodaje oryginalności. W innych utworach partie fortepianowe dodają nastroju tam gdzie jest niezbędny.

Bardzo ciekawym eksperymentem są dwa duety. Pierwszy to tytułowe „Meds” świetnie zaaranżowane na dwa vocale. Natomiast „Broken Promise” pozostawia z pytaniem: po co? Rozumiem, że „Without You I’m Nothing” na poprzedniej płycie naprawdę się udało, ale przecież od wieków wiadomo, że nadmiar też nie zawsze wychodzi na dobre.

Same teksty są jak zwykle dobre. Powtarzanie pojedynczych wersów, sprawia, ze piosenki sprawiają wrażenie prostych przez co znacznie łatwiej wpadają w ucho. Zastanawia mnie tylko, czy był to celowy zabieg. Wierni fani nie będą zawiedzeni, a i nowe osoby powinny dać się wciągnąć niebanalnymi historiami. Zaskakujące jest jak wszystkie utwory utrzymują jeden nastrój i nawet odsłuchując je w dowolnej kolejności płyta nie traci klimatu i ciągle tworzy wspólną całość.

Ten wspólny mianownik sprawia, że „Meds” się nie nudzi. Można ją odtwarzać codziennie przez miesiąc i nadal jest czymś nowym i świeżym. Chyba to jest właśnie ten pierwiastek który sprawia, że zespół staje się ponadczasowy.