Nick Cave & The Bad Seeds - No More Shall We Part

Dominik
Dominik
Kategoria album muzyczny · 6 października 2006

Cave często odwołuję się do motywu wiary. Boskość jest doskonałym punktem obserwacyjnym słabości człowieka. Krzycząc „Hallelujah” opuszcza dom. Niestety zbawieniem nie jest wiara ani nadzieja.

Kylie Minogue zapytana jak to jest pracować z Nick’iem Cave’em odpowiedziała „dopiero teraz wiem co to znaczy depresja”. Przez większość słuchaczy kojarzony jest jedynie z balladą „Where the wild roses grow” która pojawiła się na płycie „Murder Ballads” w 1996 roku. Od tamtej pory dla zbiorowej świadomości pojawił się jedynie w teledysku „Fifteen feet of pure white snow” promującym płytę „No More Shall We Part”. Niestety utwór nie miał szans stać się hitem. Za bardzo odstawał od powszechnie przyjętej formy.

Utwór zupełnie inny od tego co można usłyszeć w stacjach radiowych. Płyta też zupełnie nietypowa. Nawet jak dla zwariowanego Australijczyka. Znacznie bardziej wyciszona. Mniej agresywna. O ile na „Murder Ballads” tematem były okrutne zbrodnie, tragedie ofiar i przemyślenia przestępców których poznajemy z imienia i nazwiska. To „No More Shall We Part” opowiada historię cierpienia anonimowej jednostki. Osoby wrażliwej, z iskrą obłędu w oczach.

„As I Sat Sadly By Her Side ” otwiera drzwi do tego świata. Jakby spis treści całego albumu. Jest smutek, bliskość, kobieta i Bóg. Z tych elementów mieszanych ze sobą w różnych ilościach i konfiguracjach powstają poszczególne utwory.

Cave często odwołuję się do motywu wiary. Boskość jest doskonałym punktem obserwacyjnym słabości człowieka. Krzycząc „Hallelujah” opuszcza dom. Niestety zbawieniem nie jest wiara ani nadzieja. Choremu pomoże jedynie pielęgniarka. Bóg jest daleko w niebie. Cierpienie jest tu na ziemi. Zawsze blisko człowieka. Wzywając Boga chce zagłuszyć jego obecnością otaczający ból. Stwórca nie pojawia się. Nie przemawia. Nie zwraca zmysłów. Dlatego „God Is In The House” to tylko sarkastyczna projekcja idylli. Jest to tak słodka wizja, że ani przez chwilę nie wydaje się realna. Idealne miasteczko poświęcone Bogu, gdzie nie ma czarnych kotów, nie pociąga. Brakuje w nim prawdziwego życia. Brakuje szaleństwa które jest jak przyprawa nadająca życiu smaku.

Wiele tematów poruszanych na krążku może wydawać się obcych dla młodego słuchacza. Pojawiające się żony i dzieci przedstawiane są przez pryzmat człowieka który wiele przeżył ( nie raz przecierpiał ) w ciągu życia. Mimo to każda miłość traktowana jest jak pierwsza. Każde uczucie jest niepowtarzalnie i jedyne. Ta uniwersalna prawda dociera do każdego bez względu na wiek, czy bagaż życiowy.

Płyta została stworzona przez doświadczonych artystów którzy precyzyjnie definiują i osiągają swój cel. Doskonale budują nastrój i dopracowują każdy szczegół. Na pewno warto choć raz w życiu ją przesłuchać i choć na chwilę uciec od zrównoważonego świata i krainę historii opowiadanych przez Nick’a Cave’a.