Prawdę mówiąc w jakiś sposób „stęskniłem się” nieco za twórczością polskiego zespołu Remote Spaces i choć nowa, wymieniona w tytule, płyta nie jest przedsięwzięciem autorskim tylko wspólnym projektem z innym polskim artystą Odyssey’em, nie omieszkałem się z nią zapoznać.
Prawdę mówiąc w jakiś sposób „stęskniłem się” nieco za twórczością polskiego zespołu Remote Spaces i choć nowa, wymieniona w tytule, płyta nie jest przedsięwzięciem autorskim tylko wspólnym projektem z innym polskim artystą Odyssey’em, nie omieszkałem się z nią zapoznać.Zawartość krążka może być małym zaskoczeniem dla fanów. Nie znajdziemy tutaj wyrazistych sekwencji, do których niejako przyzwyczaił fanów RS ani też aż tak dosłownych odwołań do twórczości Jean Michel Jarre’a, jakich moglibyśmy się spodziewać po Odyssey’u. Jednak to co popłynie z głośników jest godne zainteresowania. Na płytce znajduje się 9 kompozycji. Zaczyna się nieco tajemniczym, lekko eksperymentalnym „in-thro-duction” (ciekawe efekty dźwiękowe). Potem następuje powolne przyśpieszenie i poprzez delikatnie rytmiczno-melodyczny „sequence space” (ten utwór docenia się dopiero po kilku słuchowych spotkaniach), utrzymany w duchu nowej elektroniki „bus city” (wprawdzie nie jest to techno, ale dynamika samoistnie przywodzi skojarzenia), podobny a zarazem odmienny od swojego poprzednika „morning rush”, lekko „schulzeowaty” i mimo wszystko melodyjny „ypsilon” (transowy podkład a’la Schulze może nie jest aż tak klasyczny jak można oczekiwać, ale wyczuwalny) niezauważenie dobijamy do „jarreowatego” i optymistycznego w swym wyrazie „experience”. Po nim następuje wytchnienie w postaci lekko ambientowego „ambiente” (tytuł mówi sam za siebie), który niejako wprowadza do niezwykle interesującego (przynajmniej dla mnie), mrocznego „current drive”. Te dwie kompozycje (zresztą jedne z najdłuższych na płycie, co jest niewątpliwą zaletą) mogłyby być dobrym zakończeniem, ale czeka nas jeszcze miła niespodzianka w postaci dynamicznego „acti-vitae” utrzymanego w duchu ... electro-pop. Wbrew obawom płytę odbiera się zaskakująco dobrze. Mimo jej niewątpliwej odmienności wspomnianej wcześniej, wyczuwa się zarówno inspiracje i „ciągoty” artystów z RS jak i Odyssey’a. Jeszcze zanim miałem przyjemność wysłuchać co takiego wyczarowali wspólnie panowie, małą wzmiankę (niejako w „ciemno”) zamieściłem w serwisie e-zinu „Astral Voyager” ([...] trochę "jarreowskich" klimatów, delikatny ambient, ale też nie brakuje "berlińskich" inspiracji [...]). Po wysłuchaniu „Projekt Ypsilon” mogę śmiało powiedzieć, że intuicja (a podobno mężczyźni jej nie mają) mnie nie zawiodła :)
Oczywiście nie można powiedzieć, że to arcydzieło. Jednakże umieszczenie opisywanej koprodukcji w gronie „czwórek z plusem” (w skali 6-cio stopniowej) jest jak najbardziej wskazane. Trzeba jeszcze wspomnieć, że krążek jest rozprowadzany zarówno przez Remote Spaces jak i Odyssey’a przez co do wyboru mamy ... dwie wersje. Kompozycje są takie same, ale zostały umieszczone na płytkach w różnej kolejności. Może mieć to wpływ na odbiór, ale niestety nie posiadam materiału porównawczego aby wypowiadać się zdecydowanie w tym względzie i może dobrze ? :)
El-Skwarka
PS. Płytę można nabyć bezpośrednio u artystów (posiadają swoje strony internetowe)