Kiedy na początku 2000r. światło dzienne ujrzał box Klausa Schulze (3 części: 10 krążków Silver Edition, 10 Historic Edition, 30 Jubilee Edition, razem 50 płyt) z niepublikowanymi wcześniej kompozycjami, specjalnie do jego nabycia nie śpieszyłem się, choć wywołał moje żywe zainteresowanie...
Kiedy na początku 2000r. światło dzienne ujrzał box Klausa Schulze (3 części: 10 krążków Silver Edition, 10 Historic Edition, 30 Jubilee Edition, razem 50 płyt) z niepublikowanymi wcześniej kompozycjami, specjalnie do jego nabycia nie śpieszyłem się, choć wywołał moje żywe zainteresowanie. Poszczególne płyty nabywałem sukcesywnie. Większość z nich przypadła mi do gustu, ale postanowiłem nic nie pisać nt. moich wrażeń, bo ogrom twórczej pracy artysty był niejako nie do ogarnięcia przy takiej ilości muzyki. Jak to w życiu bywa moje zdanie nieco uległo zmianie i po wysłuchaniu płyty zanumerowanej jako UE-21 (JE-1) chwyciłem za pióro (o przepraszam za klawiaturę ;-) ).Co aż tak mnie poruszyło ? Niby nic wielkiego, ale ta jedyna kompozycja, która znajduje się na krążku (podzielona wprawdzie na części, ale tylko umownie, na płytce jest jedna ścieżka, trwająca ponad 78 minut) „poraziła” mnie nie tylko swoją długością ale też przemyślanym stopniowaniem nastrojów. Od początkowych „wietrznych klimatów” osadzonych w nastrojach „Timewind” poprzez stopniowe przyśpieszanie aż po charakterystyczny schulzowy dynamiczny trans. Poszczególne zmiany dynamiki zachodzą prawie niepostrzeżenie. Aż dziw bierze, że artysta porwał się na tak rozbudowaną i w przeważającej części niezwykle nasyconą barwami kompozycją i jednocześnie uniknął popadania w przynudzanie czy monotonność. Tego się słucha z „wypiekami na twarzy” ;-)
Wprawdzie poznałem tylko ułamek całego 50-płytowego wydawnictwa, ale UE-21 chyba (jest według mnie) najlepsze tuż przed lub tuż po (zależnie od moich bieżącego humoru) UE-49 „Cello”.
El-Skwarka