Electroacoustic Music vol. VII


Kompozycje zgromadzone na oby płytkach pochodzą z różnych części świata (są wśród nich także polskie obiecujące dokonania). Przekrój artystów ogromny a style przez nich reprezentowane są przeróżne (przeważają klimaty eksperymentalno-ambientowe) i w pewnym momencie co niektórzy słuchacze odczuć mogą może nie tyle znużenie, co pewne zagubienie.

Nigdy nie przepadałem za płytami składankowymi, choć mają one jedną niezaprzeczalną zaletę. Można poznać przekrój artystów i na podstawie wysłuchanych kompozycji zdecydować się (lub nie) na zakup płyty indywidualnej. Wybór utworów jednak czasami jest dość dziwny i często się zdarza, że decyzje podjęte na podstawie zawartości składanek pozostawiają wiele do życzenia. Bywają też krążki, które w same w sobie, mimo skompilowanej formy, są spójne i ciekawe. Czy można do nich zaliczyć dwupłytowe wydawnictwo wymienione w tytule ? Mam mieszane uczucia.

Kompozycje zgromadzone na oby płytkach pochodzą z różnych części świata (są wśród nich także polskie obiecujące dokonania). Przekrój artystów ogromny a style przez nich reprezentowane są przeróżne (przeważają klimaty eksperymentalno-ambientowe) i w pewnym momencie co niektórzy słuchacze odczuć mogą może nie tyle znużenie, co pewne zagubienie (kompozycje są w pewnym stopniu do siebie podobne) „A kto to gra?”. Pierwszy krążek jest całkiem udany, choć „eksperymenty dźwiękowe” Claire Laronde otwierające go, mogą zniechęcić. Płytka kończy się polskimi akcentami (Łukasz Szalankiewicz i Michał Bukowski), które na tle innych wypadają bardzo dobrze. Drugi krążek niestety był dla mnie niemiłym zaskoczeniem. Wprawdzie nie mam nic przeciwko muzyce eksperymentalnej, ale nagromadzenie takich dźwięków (i w takiej ilości) w przeróżnych zestawieniach i autorstwa różnych wykonawców jest denerwujące. Klimat budowany przez jednego artystę nagle jest psuty przez następnego. Szczególnie nie na miejscu jest utwór Arie Shapira „Gustl in Theresienstadt”, który przypomina luźno, bardzo udany skądinąd, „radiowy” eksperyment Krawtwerk z „Radio-activity”. I nie chodzi już tu o powtórzenie pomysłu ile o jego realizację (utwór zdecydowanie za długi, a przerywane, urywane i pomieszanie dźwięki z radia czy tez innych urządzeń zniechęcają). Nie spodziewałem się, że Artemiy Artemiev (producent opisywanej składanki) umieści takiego knota w swym wydawnictwie.

Czy w związku z powyższym warto poświęcić czas na słuchanie ? Owszem warto, szczególnie pierwsza płytka może przynieść niecodzienne wrażenia. Do drugiej lepiej podchodzić z większą rezerwą, ale zagorzali koneserzy muzyki współczesnej i eksperymentalnej być może odnajdą w jej słuchaniu jakąś przyjemność. Ja nie odnalazłem.

El-Skwarka