Peter Mergener jest głównie kojarzony z twórczością duetu Software. Od kilku jednak lat tworzy indywidualnie, a niektóre jego płyty (szczególnie te pierwsze) bardzo przypominają styl grupy (co chyba jest w jakimś sensie „dowodem” na to, że brzmienie było w istocie dziełem Mergenera, a mając na uwadze produkcje Software bez niego, wydaje się to przekonujące).
Kolejne płyty artysty były stosunkowo bliskie sobie, dopiero „Noises in the sky” wyłamała się z tego kręgu (zresztą bardzo pozytywnie). Kolejna „African Smile” nie wniosła nic szczególnego i była raczej „odgrzewaniem starych kotletów”. Dopiero „Wet Places” zasługuje na pewną uwagę i właśnie o niej naskrobałem kilka zdań niżej.Zawartość muzyczna krążka zaskoczeniem dla potencjalnych słuchaczy raczej nie będzie. Jest to nadal ten znany (i lubiany) Peter Mergener. Tym razem artysta odbiegł od swych standardowych brzmień (ale nie do końca), budując ponownie pewną muzyczną wypełnioną barwami opowieść. Tym razem o ... mokrych miejscach (?). Usłyszymy więc harfy, flety, dzwoneczki, mocno zaznaczone w niektórych miejscach żywe (i bardziej nostalgiczne) „szarpnięcia” gitary i znacznie rozbudowaną sekcję rytmiczną. Nie obejdzie się też bez przetworzonych głosów, śpiewu ptaków, szmeru potoku i ... morskich szumów (szczególnie na zakończenie). Wszystko umiejętnie wplecione w główne tematy i przemieszane tak aby słuchacz nie poczuł się zmęczony zbytnią rytmiką lub monotonnym zawodzeniem wolniejszych kompozycji. Wydawać by się mogło, że to jakaś kolejna produkcja typu „dźwięki natury”. To tylko pozory. Mamy do czynienia z dobrym profesjonalnym i nie nużącym el-popem gdzie każdy dźwięk ma swoje miejsce i nie jest bez znaczenia.
Widać, że płyta jest bardziej przemyślana niż „African Smile” i stanowi w pewnym sensie powrót do klimatów z „Noises in the Sky”, trochę je łagodząc i wprowadzając więcej optymizmu. Nie wszystkim fanom el-muzyki taki popowy (momentami mocno) styl odpowiada, ale dla odprężenia i poprawienia humoru ten krążek wydaje się odpowiedni. Ambicji może w nim niewiele, ale też nie jest płytki jak większość dzisiejszych komercyjnych wydawnictw.
El-Skwarka