AirSculpture - QUARK SOUP

Grzegorz Cezary Skwarliński
Grzegorz Cezary Skwarliński
Kategoria album muzyczny · 7 września 2001

Wymieniona wyżej grupa ma już ugruntowaną pozycję w świecie elektronicznych dźwięków. Charakterystyczne brzmienie, czerpiące wzorce z klasycznych lat elektroniki, ale nie pozbawione własnych twórczych pomysłów, niezmiennie zaciekawia i przyciąga.

Do rąk słuchaczy trafiają tym razem dwie płytki równocześnie. Materiał na nich zamieszczony pochodzi z dwóch różnych koncertów. Pierwszy krążek to zapis z E-live 1999r., drugi to przypomnienie Jodrell Bank 2000r. Mogłoby się wydawać, że ten fakt będzie miał wpływ na jakieś poważniejsze różnice w budowanych klimatach. Na szczęście tak nie jest. Płyty, choć z różnych okresów, wzajemnie uzupełniają się. Pierwszy (biały) krążek to trzy średniodługie kompozycje i jedna krótka na zakończenie. Zaczyna się charakterystycznymi dla zespołu "industrialnymi" klimatami, które przechodząc w łagodne ambientowe brzmienia, wyciągają na wierzch rytmiczne sekwencje ("Bock"). Wręcz klasyczna (ale też i bardzo odmieniona) "szkoła berlińska". Drugi utwór nie odbiega za bardzo od przyjętego schematu, pojawiają się jednak barwy, które w jakiś sposób "głębiej wciskają w fotel" przy nieco stonowanym rytmie niż to miało miejsce w stosunkowo szybkim początku. Następna kompozycja to konsekwentne drążenie tematu. Robi się nieco mrocznie dzięki większej ilości tajemniczych odgłosów, efektów, trzasków, przejść i "burknięć" o mechanistyczno-industrialnym charakterze. Wszystko jednak ostatecznie cichnie, odsłaniając wyraziste i ... mało dynamiczne sekwencje (chyba najlepszy utwór na krążku). Płytkę zamyka krótkotrwały dźwiękowy wodospad "Shoramy". Drugi (czarny) krążek to w głównej mierze rozbudowany i wielopłaszczyznowy "Moments of Lowell" (jak przystało na obserwatorium - temat kosmiczny). Prawie 60 minut niezwykłej, rozbudowanej "gwiezdnej muzyki". Znowu więc witamy tajemnicze odgłosy przeplatane nieco natrętną, nieco hipnotyczną sekwencyjną dynamiką. A wszystko utopione w bogatym instrumentarium tła. Nic tylko położyć się gdzieś na trawie w środku nocy (lub usiąść w jakimś planetarium), patrzeć na rozgwieżdżone niebo, chłonąć muzykę całym sobą i ... puścić wodze fantazji. Niecodzienne przeżycia gwarantowane. Po takiej uczcie utwór ostatni - "Sette" wydaje się czymś w rodzaju "wypełniacza", ale jakże gustownego. Całość (oba krążki) umiejętnie (materiał był z pewnością poddawany jakiejś obróbce) okraszone odgłosami podekscytowanej widowni.

Na tle innych (starszych) dokonań grupy "Kwarkowa Zupa" sprawia wrażenie najlepszego dania jakie dotychczas zaserwował słuchaczom zespół, mimo że to "tylko" zapis koncertowy (a może właśnie dlatego - więcej nieprzewidzianych sytuacji, więcej improwizacji). Nagromadzenie dźwiękowych "przypraw" może wydawać się na dłuższą metę nużące (i z pewnością niejeden słuchacz odczuje momentami przesyt lub nudę). Jednak dla koneserów (szczególnie "neue berliner schule") album ten nie powinien być rozczarowaniem, wręcz przeciwnie.

El-Skwarka (wrażenia spisane w lipcu 2001)